Na jednym z forów dla pasjonatów kosmetyków i makijażowych sztuczek padło pytanie, jak to jest, że pełnowymiarowa wersja tuszu do rzęs nigdy nie jest tak dobra, jak jej mini wersja, tzn. nie pokrywa rzęs tak równomiernie i nie zachowuje płynności, a po zaledwie kilku użyciach wyraźnie traci na jakości.

Eureka! Tak, dopiero podróżna wersja tuszu do rzęs jest dokładnie taka, jak powinna być – i to pod każdym względem. Mniejsza pojemność nie tylko pozwala kosmetykowi zachować odpowiednią, a więc płynną konsystencję, przez cały czas jego użytkowania. Co ważne, szczoteczka, która w mini wersji jest analogicznie mniejsza (choć nie w przypadku każdej marki), nie tylko umożliwia dokładniejsze aplikowanie produktu (choć przyznajemy, że wymaga to większej gimnastyki), ale też powoduje, że dłużej i przyjemniej się go używa, jako że tusz nie zdąży stworzyć grudek na końcu szczoteczki.

Nic dziwnego, że ta teoria ma wielu zwolenników wśród makijażystów. Jeśli chwilę się zastanowić, rzecz ma się podobnie przypadku wszystkich kosmetyków do makijażu, także błyszczyków, które na dłuższą metę tracą nie tylko na świeżości, ale też, przy częstym kontakcie z powietrzem mogą zmieniać kolor.

Czy nie brzmi to jak solidna wymówka by móc regularnie, bezkarnie ulegać pokusie limitowanych wersji ulubionych kosmetyków?