Doda wita mnie w zamkniętej sali VIP w głównej siedzibie swojej wytwórni, Universal Music Polska. Wskazuje mi miejsce na kanapie tuż obok siebie i dyskretnie daje znać osobom ze swojej ekipy, że mogą zostawić nas samych. To już nasz kolejny wywiad na przestrzeni lat, ale pierwszy raz rozmawiamy w takich komfortowych warunkach – bez tłumu ludzi na ściance, przekrzykujących się fotoreporterów i dudnienia dobiegającego z festiwalowej sceny.
Dorota Rabczewska ma na sobie graficzny makijaż i ubrana jest w niezwykle efektowny kostium, który eksponuje jej wysportowaną sylwetkę. Mimo to, widzę przed sobą spokojną, opanowaną, nawet nieco zamyśloną artystkę, która chce po prostu szczerze porozmawiać – o tym, jak jej traumatyczne doświadczenia skłoniły ją do nagrania imprezowego krążka, psychoterapii, wierze w prawdziwą miłość, osobistym bilansie zysku i strat po 2 dekadach obecności w show-biznesie, marzeniach o powrocie na musicalową scenę, (kolejnym) reality show i nadchodzącej trasie koncertowej.
***
Robert Choiński: Dopięłaś swego. Po 10 latach radia znowu grają twoje utwory, jesteś na szczytach list przebojów. Płyta w klimacie dance to kompromis, który postanowiłaś zawrzeć, aby osiągnąć ten cel, czy faktycznie taka muzyka grała ci w duszy?
Doda: Zacznijmy od tego, że jeśli cokolwiek dopięłam, to siebie na ostatni guzik do wyzdrowienia i stanięcia na równe nogi. To jest moje osobiste zwycięstwo. W drugiej kolejności znowu zapragnęłam śpiewać, bo przez 2 lata nie byłam w stanie wydobyć z siebie dźwięku z przyjemnością. Nie chciałam śpiewać tego, co wcześniej. Po prostu te dźwięki wywoływały u mnie jakiś rodzaj niepokoju. Stwierdziłam, że raczej wytańczę te wszystkie swoje troski i traumy z przeszłości. O dziwo zaczęłam się świetnie odnajdować w muzyce tanecznej. Zaczęłam więc spokojnie, bez żadnej presji. Na początku w ogóle nie planowałam wydawania płyty. Ta myśl i ta chęć rodziła się we mnie bardzo stopniowo, bardzo spokojnie. Pierwszego singla radia grały bardzo zachowawczo, drugiego trochę bardziej i trzeciego już bardzo często. Wtedy poczułam takie szczęście z bycia chcianą i docenianą. Odkryłam na nowo radość tworzenia. Stąd też wzięła się taka czysta satysfakcja z wydania płyty, która mimo, że traktuje o poważnych i smutnych tematach, to tak naprawdę jest stworzona z radością, bo zamyka ten mroczny etap.
Przebojowość i taneczność to tylko forma. Treść jest za to bardzo emocjonalna. Dużo tam bólu i cierpienia. Złamane serce działa na ciebie inspirująco czy demotywująco? Oczywiście mam na myśli twoją twórczość.
Ja sobie nie życzę takiej motywacji. A już tym bardziej nie poświęcałabym swojego zdrowia i serca, żeby napisać jakąś piosenkę. Nie chcę takich piosenek pisać. Naprawdę nie chcę. Życie mną jednak tak pokiereszowało, że te utwory są konsekwencją tego. Są szczerą opowieścią z mojego pamiętnika i podzieleniem się z moimi słuchaczami tym, co ukrywałam, czy udawałam, że jest inaczej. Gdybym miała jakkolwiek wpływać na swoją twórczość, na pewno nie chciałabym przeżywać tego w imię piosenek.
Odnoszę wrażenie, że druga część albumu „Aquaria” jest pełna nieśmiałej, bo nieśmiałej, ale jednak nadziei.
Tak!
Zobacz także:
okładka albumu „Aquaria” / fot. mat. prasowe Universal Music Polska
Wierzysz, że jeszcze będzie dobrze, że znajdziesz miłość?
Być może już ją znalazłam? W momencie, gdy pisaliśmy te teksty, ta nadzieja już się pojawiała. Byliśmy wtedy w trakcie nagrywania mojego reality show. Były to tez chwile po ostatnich odcinkach, kiedy zamknęłam się, żeby nagrywać kilka ostatnich piosenek. Tworzenie tych utworów zbiegło się w czasie z show i tym, co działo się po nim.
W kawałku „Ty i ja” śpiewasz: „Tyle razy kończył mi się świat”. Skąd czerpiesz siłę?
Nie mam zawsze siły. Uwierz mi, że nie mam.
Po tym wszystkim, co przeżyłaś? Odnoszę wrażenie, że jesteś bardzo silna. Niejedna osoba na twoim miejscu już dawno by się powiesiła.
Ale ja też planowałam swoje wiszenie, przysłowiowo. Zresztą o tym jest piosenka „Bez ciebie chcę żyć wiecznie”. Ja tez już miałam ten swój limit. Moja psychika powiedziała: „stop”. Myślałam, że nie dam rady kolejny raz się zregenerować, podnieść się po tych upadkach, po tej traumie, kiedy psychika ci klęka.
Kiedy kochasz tak bardzo mocno i znowu się zawodzisz, znowu ktoś cię oszukuje, znowu ktoś cię wykorzystuje i to na oczach całej Polski. To są takie rzeczy, które naprawdę dewastują człowieka.
Za dużo po prostu tego było jak na jedną osobę. Mówię ci więc szczerze, że nie miałam siły. Najlepszym lekarstwem chyba jest po prostu czas, który pokazuje, że za każdym razem jednak warto żyć.
Cenię cię za to, że otwarcie mówisz o swoich zmaganiach ze zdrowiem psychicznym. Mówisz o korzystaniu z pomocy specjalistów. Terapia pomogła ci pogodzić się ze swoją przeszłością?
Mi bardzo pomogła terapia. Przede wszystkim wyszłam z ciężkiej depresji. Oprócz tego oczywiście byłam leczona farmakologicznie. Miałam ataki paniki, ataki lękowe, nerwicę. Naprawdę była tragedia ze mną. Zresztą cały czas muszę bardzo pilnować spokoju swojego ducha i cały czas utrzymywać ten spokój psychiczny. Muszę być swoją strażniczką.
Nie mogę i nawet nie chcę narażać się na toksyczne sytuacje czy toksycznych ludzi. Wcześniej mogły być one nawet dla mnie jakąś wodą na młyn i wchodziłabym w jakieś walki czy konflikty. Teraz z satysfakcją bardzo asertywnie stopuję takie rzeczy, bo ważniejszy jest dla mnie mój komfort psychiczny.
Nie, nie wstydzę się o tym mówić. Chcę, by na moim przykładzie moi fani też się nie wstydzili, żeby mogli sobie pomóc, żeby chcieli sobie pomóc. Myślę, że ten program („Doda. 12 kroków do miłości” – przyp. red.) też odczarowuje taką złą energię wokół terapii. Czasami w śmieszny sposób, czasami tragiczny. A tak naprawdę bardzo inteligentny. Czasami nawet nie wiesz kiedy myślisz sobie: „Ej, ta terapia wcale nie jest taka zła. Może i ja pójdę. Może też przegadam te swoje traumy z przeszłości. Może i ja zasięgnę pomocy psychologa, skoro taka gwiazda jak Doda również boryka się z takimi problemami, nie wstydzi się tego i jeszcze robi program na całą Polskę”. Nawet z tego powodu warto było zrobić ten program, żeby raz na zawsze dać ludziom szansę przełamać takie stereotypowe myślenie, że ich wewnętrzne porażki są powodem do wstydu.
Jesteś w show-biznesie już od ponad dwóch dekad, co jest naprawdę niewiarygodne biorąc po uwagę twój wiek.
I mój wygląd chciałeś powiedzieć (śmiech).
Oczywiście (śmiech). Na swoim koncie masz zarówno spektakularne sukcesy, jak i bolesne lekcje. Jak oceniasz swój bilans zysków i strat?
Tyle samo ludzi mnie kocha, co nienawidzi. Tyle samo ludzi dobrze mi życzy, co zmawia się przeciwko mnie. I to są osoby bardzo decyzyjne, postawione na samej górze.
Moi fani nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Niektóre rzeczy, jak różne bany, cenzury i blokady, nie są przypadkowe. Nie jestem sama w stanie tego zwalczyć. To wygląda czasami jak strzelanie z armaty do wróbla.
Niesprawiedliwie. Sądzę jednak, że mój bilans minimalnie wychodzi na plus. I warto dla tego plusa pewne rzeczy przełknąć. Marzenia są tego warte. A moimi było zawsze stać na scenie i śpiewać.
Tak jak wspomnieliśmy, zaczęłaś swoją karierę w bardzo młodym wieku. Gdybyś mogła cofnąć się w czasie do momentu, gdy byłaś tą czternastoletnią Dorotą, która właśnie sama przeprowadziła się do Warszawy, to zrobiłabyś wszystko tak samo?
Jako czterdziestoletnia kobieta nie, ale jako czternastoletnia dziewczyna oczywiście, że tak. Każdy wiek ma swój urok. Każdy wiek ma swoje prawa. Popełnia swoje błędy. Każdy wiek też musi się na tych błędach nauczyć, żeby w kolejny etap życia wejść z bagażem doświadczeń. Musi się sparzyć, musi się przewrócić, musi dostać po dupie. Po co czterdziestoletnia baba ma radzić nastolatce? Wydaje mi się, że nie byłabym teraz tak doświadczona i mądra życiowo, gdyby nie te wszystkie błędy, które popełniłam jako nastolatka. Problem polega na tym, że dorastałam na oczach całej Polski. Wszyscy przypatrywali się temu i wyolbrzymiali każdy ten, nazwijmy to, skandal. I ciągle do tego wracają, mimo że ja już o tym zapomniałam i wyrosłam. Ale… nie żałuję niczego!
Uważasz, że w życiu można mieć wszystko?
Nie i nawet nie trzeba mieć wszystkiego. W życiu masz wszystko wtedy, kiedy potrafisz się cieszyć z niczego. Wtedy można powiedzieć, że osiągnąłeś wszystko. Umiejętność wdzięczności jest bardzo ważna. Każdego dnia rano trzeba wstać i cieszyć się z tego, że jest się zdrowym, że ma się nogi, na których można zajść daleko, że masz co zjeść, że świeci słońce, które przyświeca twoje cele …Zacznij się cieszyć z prostych rzeczy, to wtedy nie będziesz potrzebował żadnych innych. Mi się ogóle życie przewartościowało po wyleczonej depresji. Całkowicie zmieniłam myślenie. Zwolniłam. Mniej mi rzeczy potrzeba do szczęścia. Skromniej sobie żyję. Wszystko zmieniło swój bieg.
Zapytałem cię oczywiście o to nie bez przyczyny. Masz sławę. Domyślam się też, że nie narzekasz na brak pieniędzy. Niestety nie miałaś nigdy szczęścia w miłości. Do tego masz poważne problemy z kręgosłupem. Myślisz, że to jest ta cena, którą płacisz za swój sukces? Może wszechświat lubi sobie to wszystko równoważyć?
Problemy z kręgosłupem na szczęście są już daleko za mną.
Dobrze to słyszeć.
Naprawdę dobrze się czuję. W ogóle od kiedy zmieniłam drastycznie swoją dietę, sposób trenowania i ograniczyłam picie alkoholu do 3-4 razy w roku, kręgosłup boli mnie incydentalnie. Zdarza się to tylko, gdy są jakieś zmiany w pogodzie albo gdy bardzo długo siedzę w jakiejś niewygodnej pozycji lub śpię na złym materacu w jakimś hotelu. Dziś już nie dałabym rady żyć z tym bólem permanentnie, tak jak kiedyś. Byłam rozdrażniona przez to, że ten ból mi towarzyszył każdego dnia. Czy kosmos jakoś to sobie równoważy? Myślę, że nie.
Każdy ból można przekształcić w lekcję i dar.
Uważam, że sami przyciągamy bardzo dużo i jesteśmy kreatorami swojego życia. Moim zadaniem jest teraz umiejętność przyciągania dobrego narzeczonego (śmiech).
Wróćmy zatem do tematu programu „Doda. 12 kroków do miłości”. Wyniosłaś z tego projektu coś, czego się kompletnie nie spodziewałaś?
Tutaj cię zdziwię. Od początku zakładałam, że bardzo dużo wyniosę z tego programu. Nastawiałam się na bardzo wiele. Nastawiałam się co najmniej na poznanie narzeczonego, na wielkie zmiany. Chyba jako jedyna z całej produkcji szczerze wiedziałam, że ten program przyniesie mi upragnioną miłość. Jako jedyna, bo po prostu nie wiedziałam jeszcze kogo produkcja zaplanowała dla mnie (śmiech). Poza jakimiś lekcjami dla mnie. To mnie akurat nie zaskoczyło, bo ja naprawdę dużo się nauczyłam na swój temat. Przez to, że spojrzałam na siebie z boku w takich sytuacjach jak randki, co normalnie nigdy nie byłoby mi dane. Te 12 randek z różnymi mężczyznami pozwoliło mi zrobić sobie przekrój samej siebie w różnych sytuacjach. To dla mnie była taka terapia szokowa, która nauczyła mnie kontrolowanie siebie. Zauważyłam, że wysyłam inne sygnały niż mam intencje. Nauczyłam się też bardziej gryźć w język. Jest cienka granica między byciem swawolnym i otwartym, a byciem bezczelnym i może trochę za bardzo uszczypliwym. Jest też cienka granica między poczuciem humoru, a robieniem sobie z kogoś żartów. Ja na przykład tego nie czułam. Uważałam, że skoro jest wesoło, to jest wesoło.
Uważam, że jestem empatyczną osobą, ale zaczęłam jeszcze bardziej zwracać uwagę na to, jak siebie wyrażać, żeby nie zostawiać po sobie smutku i żalu w innej osobie.
Przecież to, że ci mężczyźni nie pasują do mnie, nie oznacza, że nie pasują do innych. To nie jest ich wina, że produkcja wybrała akurat ich, bo uznała, że ten dysonans między nami spodoba się widzom.
Muzyka, film, teatr, projekty telewizyjne… Czy jest coś, czego jeszcze chciałabyś spróbować?
Chciałabym wrócić na deski musicalu. Uważam, że rewelacyjnie się w tym odnajdywałam i jestem do tego stworzona. Teatr, muzyka, taniec i teatralny patos – to wszystko jest w mojej krwi. Lubię to łączyć i to byłby mój żywioł.
Zapytam wprost: teatry w Polsce stać na to, żeby grała u nich Doda?
Nie wiem, czy chciałabym to robić stricte pod kątem mocnego zastrzyku gotówki. Bardziej chciałabym to zrobić, żeby się spełnić artystycznie. Mam parę fajnych teatrów musicalowych. Chociażby wspaniały Teatr Roma, który ma też wspaniałe fundusze na to, żeby robić te spektakle z rozmachem. Z kolei moim drugim marzeniem jest kolejne reality show z moim udziałem, ale już takie normalne, bez randek.
fot. mat. prasowe Universal Music Polska
A jakie są twoje plany na 2023 rok? Planujesz może trasę koncertową promującą nowy album?
Chciałabym zrobić trasę tylko po 10 miastach. Na tyle mnie stać emocjonalnie i artystycznie, żeby czerpać z tego przyjemność. Żeby być na tej scenie, dać z siebie wszystko i mieć siłę na kolejnych 10 koncertów. Myślę, że po tej dwuletniej przerwie będzie to wiarygodne w oczach moich, jak i w oczach moich odbiorców. W ten sposób będę wobec nich szczera i rzeczywiście wymienimy między sobą energię i szczęście. Chciałabym ruszyć w tę trasę na początku 2023 roku.
Właśnie się zorientowałem, że do tej pory nie zapytałem o twój ulubiony utwór na tej płycie.
Najbardziej lubię ten, który będzie miał premierę 5 listopada razem z teledyskiem, czyli „Wodospady”. Naprawdę lubię ten kawałek i ten teledysk. Jest bardzo bajkowy, romantyczny i sensualny. Myślę, że będzie łapał za serce zakochane pary.
Odnoszę wrażenie, że za bardzo skupiłem się w tej rozmowie na negatywnych aspektach.
Nie. Wypośrodkowałeś to.
Czego zatem mogę ci życzyć na koniec?
Chyba tego, żeby nie powróciły do mnie złe chwile i żebym potrafiła asertywnie chronić swoją psychikę. Ona jest tak samo ważna jak zdrowie fizyczne. Dbamy o siebie, chodzimy na regularne badania, a mam wrażenie, że zapominamy o centrum dowodzenia, czyli o tym, co kieruje wszystkim – naszej psychice. To jest dla mnie bardzo ważne, żebym miała ten przysłowiowy święty spokój i otaczała się ludźmi, nie tylko wśród najbliższych, ale i wśród ludzi, których spotykam na swojej zawodowej drodze, którzy tego spokoju zaburzać mi nie będą.
No to tego ci właśnie życzę.
Dziękuję.