Tajemnica śmierci Elvisa Presleya to dla wielu osób niemal tak samo fascynujący temat, jak sama kariera króla rock'n'rolla. Trudno się jednak temu dziwić. Wykonawca hitu „Can’t Help Falling in Love” zmarł w wieku zaledwie 42 lat, siedem tygodni po swoim ostatnim koncercie. A tych gwiazdor grał naprawdę wiele. Życie w trasie, przemęczenie, nieregularne godziny pracy – sporo osób właśnie w tym dopatruje się przyczyn jego licznych problemów, które finalnie doprowadziły do jego przedwczesnej śmierci. Przypomnijmy sobie, jak to wszystko się zaczęło.

Leki, narkotyki i inne demony Elvisa Presleya

Elvis Presley rozpoczął swoją spektakularną karierę artystyczną w 1954 roku. Już trzy lata później zaczął przyjmować leki nasenne, od których szybko się uzależnił. Bez proszków nie potrafił zasnąć, ale potrzebował ich także, aby działać na wysokich obrotach. Deksedrynę, lek działający dwukrotnie silniej od amfetaminy, zaczął zażywać w trakcie pełnienia służby wojskowej, do której zgłosił się w 1958 roku. Dawała mu kopa, ale także niestety stopniowo wyniszczała jego młody organizm.

Na samym starcie swojej przygody z show-biznesem Elvis Presley, a w zasadzie jego ojciec Vernon Presley, popisał umowę z wytwórnią RCA Victor, która potem określana była mianem „najgorszego kontraktu stulecia”. Wokalista zrzekł się bowiem w niej praw do swojej twórczości. Z perspektywy czasu krytycznie oceniany jest także jego kontrakt z wytwórnią filmową MGM. Do 1968 roku artysta wystąpił w aż 31 filmach, z których zresztą niewiele zostało docenionych przez krytyków. 

Kariera filmowa pochłaniała tyle czasu i energii artysty, że zmuszony on był w pewnym momencie zawiesić swoją działalność muzyczną. Co gorsza, aby wytrzymać szaleńcze tempo pracy na planie, przyjmował też coraz większe ilości środków pobudzających. Jakby tego było mało, wkrótce do swojego codziennego koktajlu lekowego Elvis dorzucił jeszcze środki przeciwbólowe i antydepresanty.

W kontekście tego, co działo się życiu prywatnym króla rock'n'rolla, warto wspomnieć o znamiennym wydarzeniu z 1970 roku. 21 grudnia Elvis Presley nieoczekiwanie spotkał się z urzędującym prezydentem Stanów Zjednoczonych, Richardem Nixonem. W liście, który wręczył zaskoczonemu strażnikowi Białego Domu, pojawiła się m.in. oferta pomocy ojczyźnie w walce z narkotykami oraz prośba o przyznanie odznaki Biura ds. Narkotyków i Niebezpiecznych Leków. 

Elvis (nie) żyje!

W drugiej połowie lat 70. Elvis Presley coraz bardziej podupadał na zdrowiu. Latem 1975 roku, po zaledwie trzech dniach występów w Las Vegas, odwołał resztę zaplanowanych koncertów. Tłumaczył się przemęczeniem. Nie jest jednak tajemnicą, że jego problemy zdrowotne było o wiele poważniejsze. Chorował na jaskrę oraz zmagał się z wysokim ciśnieniem krwi. Wieloletnie nadużywanie substancji psychoaktywnych spowodowało także, że znacznie uszkodził sobie wątrobę i jelito grube. Cierpiał także psychicznie i przez jakiś czas uczęszczał na terapię.

16 sierpnia 1977 roku. Memphis, czyli miasto, do którego przeprowadził się razem ze swoim rodzicami, gdy miał 13 lat. Po południu piosenkarz miał opuścić swoją słynną posiadłość o nazwie Graceland, aby rozpocząć kolejną trasę koncertową po Stanach. Do lecącego do Portland samolotu jednak nigdy nie wsiadł.

Zobacz także:

Około godziny 14:10 partnerka artysty, młodsza od niego o 21 lat aktorka i modelka Ginger Alden, zobaczyła, że jej ukochany leży skulony w łazience. Okazało się, że jest nieprzytomny. Kobieta początkowo zignorowała ten fakt i dopiero po chwili wezwała personel Graceland, który przeprowadził resuscytację krążeniowo-oddechową metodą usta-usta do czasu przybycia ratowników. Gwiazdorowi nie dało się już jednak pomóc. Uznano, że zgon nastąpił najprawdopodobniej kilka godzin przez wezwaniem karetki pogotowia.

Śmierć Elvisa Presleya potwierdzono o godz. 15:30. Jako przyczynę podano wówczas zatrzymanie akcji serca. Policja z Memphis nie zdecydowała się wszcząć szczegółowego śledztwa w sprawie śmierci gwiazdora.

Wieści o odejściu muzyka wywołały prawdziwą histerię po obu stronach Atlantyku. Choć oficjalnie podano, że Elvis zmarł na zawał serca, to media i fani szybko zaczęli prześcigać się w spekulacjach na temat śmierci idola. Pojawiły się teorie spiskowe dotyczące przedawkowania narkotyków, samobójstwa, a nawet morderstwa.

Najgłośniejsza i zarazem najbardziej pobudzającą masową wyobraźnię koncepcja mówi o tym, że Elvis tak naprawdę wcale wtedy nie umarł, a jedynie z pomocą agentów FBI upozorował własną śmierć. Czemu w ogóle miałby to robić?  Według zwolenników tej teorii Presley chciał ukryć się przed mafią. Faktem jest, że krótko przed śmiercią toczyło się postępowanie w sprawie oszustwa, którego ofiarą padł Elvis i jego ojciec.

Zgodnie z obowiązującym w stanie Tennessee prawem, raport sporządzony tuż po śmierci Elvisa Presleya został utajniony na 50 lat. To oznacza, że wyniki sekcji zwłok poznamy w 2027 roku.

Myślicie, że wtedy faktycznie wszystko stanie się już jasne?