Filmy o miłości, które sprawią, że w nią uwierzysz

W czasach Tindera i nieudanych randek, których nierzadko trzeba odbyć dziesiątki, by trafić na „naszą” osobę, miłość może jawić jako wymysł innej epoki. Coś, o czym wszyscy słyszeli, a nikt nie widział ani nie doświadczył. Kłamstwo, którym się nas karmi, głównie po to, żeby zarabiać.

W takich okolicznościach łatwiej jest nie wierzyć, niż wierzyć w miłość. Jeśli właśnie jesteś na etapie powątpienia w prawdziwe i szczere uczucia, mamy coś, co może zupełnie zmienić twoją optykę. Te filmy o miłości pozwolą ci na nowo uwierzyć, że bratnie dusze istnieją – i znajdą się bez względu na okoliczności.

Nie będziemy mówić o tak oczywistych pozycjach jak „Pamiętnik” z Ryanem Goslingiem i Emmą Adams bądź uznawane za klasykę gatunku tytuły „Casablanca” bądź „Love story”. Zakładamy, że pewniaki takie jak „Co się wydarzyło w Maddison County”, „Uwierz w ducha” czy „Kiedy Harrry poznał Sally” też widzieliście już dziesiątki razy. Dlatego wybraliśmy mniej oczywiste produkcje – nie dość, że odbudują waszą wiarę w głębokie relacje, to jeszcze na pewno się w nich zakochacie.

 „Kocha, lubi, szanuje”, reż. Glenn Ficarra i John Requa (2011)

O prawdziwej miłości można (a nawet trzeba) mówić nie tylko za pomocą historii łzawych i rozdzierających serce. Najlepszym tego dowodem jest komedia romantyczna „Kocha, lubi, szanuje” z Emmą Stone, Ryanem Goslingiem, Julian Moore i Stevem Carrelem z 2011 roku. W produkcji z gwiazdorską obsadą Glenn Ficarra i John Requa opowiedzieli losy osób, które nie do końca potrafią „w związki”. Mimo to bratnie dusze się przyciągają, a cynizm i zrezygnowanie nie mają szansy z prawdziwymi uczuciami.

 „Przed wschodem słońca”, „Przed zachodem słońca”, Przed północą”, reż. Richard Linklater (1995-2013)

Z Celine i Jessem spotkaliśmy się najpierw „Przed wschodem słońca”, potem zobaczyliśmy ich ponownie „Przed zachodem słońca”, a na koniec spędziliśmy z nimi cudowne chwile „Przed północą”. Realizowana od 1995 do 2013 roku trylogia Richarda Linklatera z Julie Delpy i Ethanem Hawkem ocala wiarę w miłość, która się nie kończy.

Amerykanin i Francuzka poznają się w pociągu jadącym do Wiednia i od pierwszych zamienionych ze sobą słów jest między nimi chemia. Choć zanim zetkną się ze sobą kolejny raz, upłynie niemal dekada, uczucie, które zapłonęło między nimi w czasie kilku krótkich godzin, wcale się nie wypala. Coś, co zaczęło się jako fascynująca przygoda, w ostatniej części pokazuje nam niełatwą dynamikę dojrzałego związku. Mimo punktów zapalnych jest tu dużo inteligencji, czułości i dobrej woli. Niezwykle pokrzepiające przesłanie.

 „Tamte dni, tamte noce”, reż. Luca Guadagnino (2017)

Przed seansem filmu „Tamte dni, tamte noce” radzimy zaopatrzyć się w paczkę chusteczek. Wzruszająca historia Elio i Olivera, w których wcielili się Timothée Chalamet i Armie Hammer, ujrzała światło dzienne w 2017 roku, a według wielu kinomanek i kinomanów już jest filmem kultowym. Przenosząc na ekran powieść André Acimana, Luca Guadagnino oprowadził nas po rozmaitych zakątkach miłosnej inicjacji, która pozostawia niezacieralne ślady w życiu. Homoerotyczna fascynacja, niewyrażalności uczuć, trudna czasem do pojęcia natura pożądania... Miłość może być (auto)destrukcyjną siłą, ale raz doświadczona, chce być doświadczana zawsze.

Zobacz także:

 „Kobiety pragną bardziej”, reż. Ken Kwapis (2009)

Komedia romantyczna Kena Kwapisa „Kobiety pragną bardziej” rozpuszcza nam serca zawsze, gdy ją oglądamy. To zasługa nie tylko rewelacyjnej obsady (zasilają ją m.in. Ben Affleck, Jennifer Aniston, Jennifer Connelly, Bradley Cooper, Drew Barrymore, Scarlett Johansson, Ginnifer Goodwin, Justin Long), ale też po prostu cudownego przesłania.

Śledząc historie kilku osób, których losy w rozmaity sposób się ze sobą zazębiają, dochodzimy do wniosku, że miłość to może i nie jest prosta sprawa, ale jakże warto ją pielęgnować (nawet jeśli będzie to miłość do siebie). Cynicy byli, są i będą na tym świecie zawsze. Ale prawdziwe uczucia opierają się hipokryzji i wyrachowaniu.

 „Zakochany bez pamięci”, reż. Michel Gondry (2004)

Joel (Jim Carrey) dowiaduje się, że jego wieloletnia dziewczyna Clementine (Kate Winslet) po rozpadnięciu się ich związku poddała się eksperymentalnej terapii. Polega ona na wymazaniu z pamięci wszelkich wspomnień o swoim byłym ukochanym. Sfrustrowany tym faktem mężczyzna postanawia skontaktować się z tajemniczym lekarzem  i również poddać się kuracji.

W trakcie zabiegu, gdy wspomnienia Joela zaczynają stopniowo zanikać, uświadamia sobie, że wciąż kocha Clementine i tak naprawdę nie chce wyrzucać jej ze swojego życia. I choć ani doktor Mierzwiak, ani jego współpracownicy nie maja zamiaru przerywać operacji, Joel stara się schować wspomnienia wspólnej przeszłości z Clementine w innych zakamarkach pamięci. W „Zakochanym bez pamięci” reżyser Michel Gondry i scenarzysta Charlie Kaufman przypominają nam o tym, że miłość jest prawdziwa – nawet wtedy, kiedy musi się skończyć.

 „Zimna wojna”, reż. Paweł Pawlikowski (2018)

Joanna Kulig i Tomasz Kot jako Zula i Wiktor skradli serca całego świata. Nominowany do Oscara film Pawła Pawlikowskiego z 2018 roku wrzuca nas w środek tytułowej zimnej wojny w Europie i w poetycki sposób pokazuje relację dwóch osób, które nie mogą żyć bez siebie i nie mogą żyć ze sobą. Akcja rozgrywa się na przestrzeni dwóch dekad i podąża tropem kochanków, których historia pełna jest niespełnienia i tęsknoty.

Przepięknie sfilmowana i poprowadzona (także za pomocą muzyki) opowieść nie oferuje pospolitych rozwiązań ani nie korzysta z hollywoodzkich uproszczeń. „Zimna wojna” nie jest o szczęśliwej miłości. A jednak po obejrzeniu trudno w nią wątpić.

 „Witamy na Hawajach”, reż. Cameron Crowe (2015)

W tym filmie kochamy wszystko: przepiękne lokacje, cudowny klimat i świetnych bohaterów (w głównych rolach występują Bradley Cooper, Emma Stone, Rachel McAdams, John Krasinski).  Ale najbardziej kochamy fakt, że potrafi posklejać nawet najbardziej połamane serce. W filmie Camerona Crowe’a nie ma dramatów i wielkich uniesień. Jest za to dużo poczucia humoru i ciepła. „Witamy na Hawajach” pokazuje, że i najwięksi życiowi looserzy mają szansę na miłość. Choćbyśmy po drodze bardzo się pogubili, to bratnie dusze istnieją naprawdę– i prędzej czy później się znajdą.