Fundacja Pro-Prawo do Życia chce zmian w Kodeksie karnym (!), bo na razie "matka dziecka poczętego nie jest traktowana jako sprawca przestępstwa aborcyjnego, nawet gdyby zabiła dziecko w najbardziej okrutny sposób". Idzie też o "dokonywania przez kobiety samodzielnie aborcji farmakologicznej". Kara dla kobiety - jak za zabójstwo. Jak pisałyśmy wiosną: projekt ustawy zawiera zapisy choćby o likwidacji prawa do przerwania ciąży pochodzącej z przestępstwa (gwałt, kazirodztwo) i karaniu za przerywanie własnej ciąży! Włos jeży się na głowie. Tak, może być jeszcze gorzej...
Przyznam, że za każdym razem, gdy gdzieś pojawia się temat aborcji nie mogę uwierzyć w poziom absurdu obecnej „debaty”, a w szczególności tego, że ten zabieg medyczny jest w ogóle dyskutowany w XXI wieku. Niestety, jak widać na ostatnim przykładzie nowego prawa antyaborcyjnego w Teksasie – nie tylko w Polsce jest ogromna potrzeba kontroli i znęcania się nad kobietami. Dla tych, którzy nie mieli okazji i nie słyszeli jeszcze o tym, co wydarzyło się za oceanem krótkie streszczenie. W maju tego roku gubernator stanu Teksas – Greg Abbott – podpisał ustawę zakazującą aborcji po wykryciu bicia serca płodu, czyli mniej więcej po 6. tygodniu ciąży. „Brak w niej wyjątków z uwagi na gwałt lub kazirodztwo, jedyny dotyczy "nagłych zagrożeń medycznych"[1]. Jest to w tym momencie najostrzejsze prawo w całych Stanach Zjednoczonych od czasów wyroku w sprawie Roe vs. Wade z 1973 roku, który stanowi fundament prawa do aborcji w USA. To wtedy Sąd Najwyższy USA zatwierdził, że dostęp do bezpiecznej i legalnej aborcji to konstytucyjne prawo człowieka[2]. Nowe prawo w Teksasie daje wiatr w żagle wszystkim tym, którzy na sztandarach niosą wzniosłe hasła „prawa do życia” zapominając, o czyje życie naprawdę chodzi.
Mogłabym zamknąć swój wywód już na początku, pisząc jedynie, że marzę o dniu, kiedy wszyscy niesłusznie zainteresowani naszymi ciałami odczepią się od nas - kobiet, osób z macicami. I tu nawet nie chodzi stricte o samą aborcję, ale o prawo do decyzji o własnym ciele i o tym, co się z nim dzieje. O zwrócenie kobietom pełni praw do posiadania własnego zdania, marzeń, przekonań, przyjemności. Nie wierzę, że piszę to już kolejny raz, ale kobieta to człowiek. Ma prawo decydować o sobie i życiu, którym żyje. Naprawdę niesłychane jest to, jak wiele osób nadal tego nie rozumie i uzurpuje sobie prawo do decydowania o czyimś istnieniu. Jak ogromną potrzebę władzy i ogrom złości w sobie ma nadal ogromna grupa mężczyzn i niestety też kobiet, którym patriarchat wtłoczył do głowy, że ich życie tak naprawdę nie jest ich. I jak sama nie wierzę w Boga i we wszystko, co wiąże się z jego ideą, tak szczerze wierzę w to, co powiedziała kiedyś Madeleine Albright – była sekretarz stanu USA – że w piekle jest specjalne miejsce dla kobiet, które nie pomagają innym kobietom. Obym się myliła, ale już tyle razy myślałam, że pewne granice są nienaruszalne, że nikt tak daleko się nie posunie i co? Jesteśmy tu, gdzie jesteśmy i jak widać może być gorzej. Oczywiście od inicjatywy ustawodawczej do zmiany prawa jest długa droga, ale wiemy jak to w Polsce z nowymi rozporządzeniami bywa.
Pierwotna ustawa dotycząca aborcji, nad której konstytucyjnością debatował „trybunał Julii Przyłębskiej” pod koniec zeszłego roku, dopuszczała możliwość przerwania ciąży w trzech przypadkach:
- gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety
- badania prenatalne lub inne przesłanki wskazują na duże prawdopodobieństwo upośledzenia płodu
- gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego, np. gwałtu lub kazirodztwa
22 października 2020 r. sytuacja zmieniła się dramatycznie, kiedy to owa instytucja uznała, że przesłanka embriopatologiczna jest niezgodna z konstytucją. Wyrok został opublikowany i tym samym wszedł w życie dnia 27 stycznia tego roku. Teraz najprawdopodobniej czeka nas kolejna próba przepchnięcia całkowitego zakazu aborcji w Polsce dzięki wyżej wspomnianej fundacji i kibicującym im fanatykom i fanatyczkom.
Boję się myśleć o przyszłości nas – kobiet – w tym kraju. Czy będziemy mierzyły się z absolutnym zakazem aborcji, czy kolejny projekt upadnie (oby!) mimo usilnych starań Kai Godek i jej podobnych? Mimo tego, że mamy jeszcze tę żałosną resztkę praw, jesteśmy obecnie w martwym punkcie. Według danych[3] z 2020 roku, udostępnionych przez Ministerstwo Zdrowia w Polsce wykonano w tamtym roku 1076 legalnych aborcji, z czego: 1053 wynikało z dużego prawdopodobieństwa uszkodzenia płodu, 21 ze względu na zagrożenie życia lub zdrowia matki i 2 z powodu czynu zabronionego. Jak łatwo zauważyć obecna forma ustawy praktycznie uniemożliwia wykonanie legalnego zabiegu w Polsce. I jak to w takich sytuacjach najczęściej bywa – kiedy prawo jest źle uchwalane, nieprzemyślane, a w tym przypadku wręcz okrutne – uderza ono najmocniej w kobiety w trudnej sytuacji ekonomicznej, z mniejszych ośrodków. I ich rodziny.
W obecnej sytuacji pozostaje nam pomoc organizacji takich jak Aborcja bez Granic i wyjazd na zabieg przerwania ciąży do innego kraju. Niestety, dla ogromnej grupy kobiet – mimo wspaniałych organizacji pozarządowych, wsparcia innych kobiet, części lekarzy, ba! nawet zagranicznych polityków – wyjazd za granicę jest również nieosiągalny.
Zdaję sobie też sprawę z jakiego miejsca sama o tym piszę. Jestem „tą uprzywilejowaną”, bo mam wiedzę i narzędzia do szukania pomocy, jeślibym jej potrzebowała. Stać mnie na wyjazd za granicę, mogę też liczyć na wsparcie rodziny i przyjaciół. Ale do jasnej cholery, dlaczego w kraju, w którym żyję od urodzenia, w którym płacę podatki i który jest moją ojczyzną, nie respektuje się moich podstawowych praw – praw człowieka? Czemu nikt mi nie gwarantuje podstawowego prawa do życia w zdrowiu, nie tylko fizycznym, ale też psychicznym? Czemu nie mam dostępu do zabiegu medycznego dostępnego na świecie, który jest owocem nauki i współczesnej medycyny? Który był wykonywany w różnych formach niemal od początku dziejów ludzkości? Czemu mam – w przypadku np. zagrożonej ciąży – ryzykować swoje życie zdrowie i wydawać chore pieniądze na to, co w normalnym kraju powinno gwarantować mi państwo?! I nawet jeśli to dla niektórych jest kontrowersyjne – dla mnie aborcja powinna być dostępna legalnie, w szpitalu, niezależnie od powodu. Bo każdy powód jest dobry – bo jest on powodem tej konkretnej kobiety, która nie chce/nie może być w ciąży. Szanuję kobiety, ich prawo do samostanowienia o sobie, do podejmowania własnych decyzji. Wierzę w to, że każda z nas, wie, co dla niej najlepsze i tylko my możemy decydować o naszych ciałach.
Dla przypomnienia jeszcze jedna ważna kwestia: „prawa reprodukcyjne jako prawa człowieka stanowią odzwierciedlenie realizacji zasady godności jednostki. Obejmują takie prawa, jak: prawo do odpowiedniej informacji oraz możliwości korzystania z bezpiecznych, skutecznych, przystępnych finansowo oraz akceptowanych metod planowania rodziny a także odpowiednich usług służby zdrowia, zapewniających kobietom bezpieczną ciążę i poród, a parom – najlepszą szansę posiadania zdrowego potomstwa.
Za najważniejszą gwarancję uznaje się (…) prawa do:
- decydowania w sposób swobodny i odpowiedzialny o tym, czy, kiedy i ile mieć dzieci oraz w jakich odstępach czasu,
- informacji i dostęp do środków, aby z prawa do decydowania móc korzystać,
- możliwie najwyższego standardu zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego,
- podejmowania decyzji związanych z seksualnością bez przymusu, dyskryminacji i przemocy.”[4]
Być może czekają nas kolejne jesienne wieczory pod znakiem błyskawicy, protesty uliczne i starcia z policją. Historia dobitnie pokazuje, że kobiety nigdy nie mogą być pewne swoich praw, bo w każdej chwili może znaleźć się ktoś, kto je podważy. Liczę jednak na to, że w przypadku naszego kraju w końcu się opamiętamy i wahadło odbije w lewo. Ze zdwojoną siłą.