Czy sylwetka idealna istnieje? Oto co sądzą dziewczyny!
Niedawno, chcąc odpowiedzieć na jedno z najczęściej zadawanych pytań w internecie – opublikowaliśmy artykuł o idealnej figurze według mężczyzn. Tamten tekst wam się nie spodobał. „Chcemy być piękne dla siebie” – pisałyście. I macie racje – jeśli chodzi o kobiecą sylwetkę nie ma sensu przejmować się opinią mężczyzn, ani w ogóle niczyją opinią. Zwłaszcza, że przez lata takie myślenie bywało dla nas groźne – w najłagodniejszej formie prowadziło do kompleksów, w najcięższej – do zaburzeń odżywiania albo depresji. A przecież zmieniające się nieustannie kanony piękna (różne w zależności nie tylko od epoki, ale i szerokości geograficznej) są najlepszym dowodem na to, że idealna sylwetka wcale nie istnieje. Dlatego na nasze ciała postanowiłyśmy spojrzeć czulszym okiem i zapytać o zdanie kobiety. Przypomnieć, że wszystkie ciała są piękne – bez wyjątku, i – jak słusznie zauważyłyście – „żadne z nich nie powinno być faworyzowane”. O skazanym na porażkę poszukiwaniu ideału, pięknie w różnorodności i ciałopozytywności porozmawiałyśmy z Kayą Szulczewską, założycielką instagramowego profilu @cialopozytyw_polska.
Ciała są różne, czyli ciałopozytywna misja
Na profilu @cialopozytyw_polska, który obserwuje już ponad 33 tysiące osób, regularnie publikowane są zdjęcia dziewczyn z rozstępami, cellulitem, owłosieniem na nogach czy pod pachami, noszących wszystkie możliwe rozmiary. To odpowiedź na dominujący do niedawna nurt, zgodnie z którym – na pokazach mody, na billboardach, w mediach i social mediach – faworyzowane były kobiety o ciałach idealnie jędrnych i szczupłych – najczęściej zresztą „ulepszonych” dodatkowo przy pomocy Photoshopa lub filtrów. „Chciałam dołożyć swoją cegiełkę do tego, by różnorodne, wyparte z mainstreamu ciała, uznawane były za normalne” – tłumaczy jego założycielka, Kaya Szulczewska. „Sama czułam wówczas, jak Instagram źle na mnie wpływa, jak wszechobecna propaganda piękna powoduje u mnie kompleksy. Pracowałam wtedy jako dietetyczka i widziałam, ile zła wyrządza pogoń za szczupłym ciałem i ile osób ma zaburzoną relację z jedzeniem i nieprawidłowy obraz swojego ciała. Wielokrotnie przychodziły do mnie szczupłe dziewczyny, które chciały schudnąć. Albo osoby z nadwagą, które miały tak duży problem z jedzeniem, że ważniejsze odchudzania, było uzdrowienie tej relacji, i relacji z ciałem. Czułam, że jest ogromna potrzeba, by zmienić społeczne postrzeganie ciała i uczyć dobrej relacji z samym sobą. Że to jedyna droga do prawdziwego, zdrowego i pełnego troski podejścia do siebie, bo to, co serwuje nam kultura diet, to niestety droga donikąd, która, jak pokazuje coraz więcej badań naukowych, przyczynia się do utraty zdrowia na wielu płaszczyznach…” – dodaje.
Zwłaszcza, że jak się okazuje nie ma ideałów. „Doskonałość istnieje, ale to jak ją zdefiniujemy zależy od kontekstu, od kultury w jakiej żyjemy i od nas samych” – twierdzi Kaya Szulczewska, podkreślając, że – niestety – to, jakie wzorce wpajane są nam od dziecka – nie tylko przez społeczeństwo, ale i przez media – mają kluczowy wpływ na nasze wybory. Do tego stopnia, że tracimy już rozeznanie, co jest naprawdę „nasze”, a co nie. „Nasza wolna wola często oscyluje tylko w wyznaczonych zewnętrznie granicach i tak właśnie jest z wyglądem. Za brak dostosowania czeka nas wyśmianie, krytyka, a nawet społeczny ostracyzm. Mamy więc odpowiedź skąd bierze się presja” – tłumaczy aktywistka. I dodaje, że zbyt duży nacisk kładzie się na wygląd. Przez co niejednokrotnie staje się on dla nas ważniejszy niż zdrowie – także psychiczne. „Żyjemy w kulturze fasadowej, dla której często ważniejsze niż to, co w środku, jest opakowanie. I wciąż dotyka to głównie kobiet – to one w większym stopniu niż mężczyźni są ofiarami obsesji piękna” – dodaje. Zauważając, że nawet coraz głośniejszy obecnie nurt body positive bywa wykorzystywany przeciwko nam – do reklamy zabiegów czy kremów na cellulit. Ona za pomocą swojego profilu pokazuje, że w cellulicie nie ma niczego złego, podobnie jak w rozstępach, fałdkach na brzuchu czy włosach na ciele. Mamy je. Po prostu. To całkowicie normalne.
„Czasem myślę, że niektóre aspekty wyglądu zdążyliśmy już oswoić, bo żyję trochę w bańce – na moich obserwatorkach wiele rzeczy nie robi już wrażenia – ale potem wchodzę na inne strony, czytam komentarze i przeżywam szok, bo ludzie potrafią czepiać się dosłownie wszystkiego, nawet niepomalowanych paznokci, a co dopiero czegoś, co wymyka się dotychczas obowiązujących kanonom” – ze smutkiem zauważa Kaya. I spostrzega, że w Polsce ogromne emocje budzi nadwaga i otyłość. „Fatfobia jest tak powszechna, że często nawet nie zdajemy sobie z niej sprawy, co skutkuje coraz częstszym zawstydzaniem osób, które uznaje się za zbyt grube”.
Co możemy zrobić, by nie dać się złapać w tę pułapkę i jak pokochać siebie? „Nie każda z nas musi kochać swoje ciało. Dojście do stanu neutralnego, w którym po prostu dbamy o dobrostan bardziej niż o wygląd, już będzie dużym sukcesem!” – odpowiada Kaya. Zaleca, by zamiast tracić energię na pogoń za „ideałem”, skupić się na swoim samopoczuciu, zdrowiu, relacji z samą sobą. Spróbować złapać odrobinę luzu. „Nie chodzi o to żeby wymyślić sobie nowy kanon wyglądu i męczyć się żeby do niego dojść. Wiele osób myśli, że chodzi o to, by zrezygnować z makijażu czy depilacji, ale tak nie jest. Najważniejsze to zastanowić się, co i ile robię, by sprostać wymogom społecznym, jaki przekaz wynika z reklam, które oglądam, co wyniosłam z domu i szkoły oraz czy moją ocenę uzależniam od tego, jak się prezentuje. Warto nauczyć się stawiać granice ludziom, którzy komentują mój wygląd. Ale także nie robić tego innym. Akceptować innych w pełni. To wszystko ma znaczenie także dla nas samych i naszej relacji z ciałem. „Bo najważniejsze to czuć się dobrze z samym sobą” – piszecie. I tego dziewczyny Wam życzymy. I sobie samym.
Komentarze