„I tak po prostu” – długo wyczekiwana premiera za nami

Nowy rozdział w życiu Carrie, Mirandy i Charlotte (niestety już nie Samanthy, która „aktualnie przebywa w Londynie”), wprowadził mnie w konsternację. Chciałam, żeby był torpedą. Na razie nie wiem, co o tym wszystkim sądzić. Sprawa jest dla mnie tym bardziej skomplikowana, że na „Seksie w wielkim mieście” w zasadzie się wychowałam (nie potępiajcie moich rodziców, sama sobie dobierałam zarówno repertuar filmowy, jak i lektury). I choć wiem, jak bardzo źle starzeje się seria zrealizowana na podstawie powieści Candace Bushnell, to mam do niej olbrzymi sentyment.

Zdaję sobie sprawę z tego, że produkcja okrzyknięta rewolucyjną w przedstawianiu wielkomiejskiego życia singielek i singli, ich wyzwolonych związków i seksu – dziś trąci myszką. W swoich czasach może i była w jakiś sposób postępowa, obecnie trudno przymknąć oko na to, że przedstawia dość nieinkluzywny świat białych i bogatych, heteryków i homoseksualnych.

Jaki jest „Seks w wielkim mieście” w 2021 roku?

Co można powiedzieć o „Seksie w wielkim mieście” anno domini 2021? No cóż, wytknięte wyżej braki serial ochoczo nadrabia. Trochę nawet zbyt ochoczo. Scenarzysta Michael Patrick King za wszelką cenę chce pokazać, że wie, co to jest poprawność polityczna i że nie boi się z niej skorzystać. W związku z czym mamy tu wszystko, co być powinno: niebinarną stand-uperkę i prowadzącą podcastu, transpłciowe dziecko, walkę o prawa kobiet (nawet jeśli sprowadza się to ostatecznie do aktu odwagi w postaci skorzystania z męskiej toalety). Mamy też różnorodność etniczną: przyjęcia wśród cywilizowanych nowojorczyków już nie mogą być waniliowe (nawet jeśli w związku z tym trzeba na siłę i na ostatnią chwilę szukać ciemnoskórych znajomych, jak to robi Charlotte). Nie brakuje też rodziców akceptujących (ba!, wspierających) fakt, że ich niepełnoletnie dziecko jest istotą seksualną, praktykującą w dodatku.

Jest tu więc wszystko, co trzeba, by pokazać, że pięćdziesięciokilkulatki reprezentowane przez Sarah Jessicę Parker, Cynthię Nixon i Kristin Davis, nadążają za zmieniającym się światem. Ale, kurza stopa, kupy się to nie trzyma. Wszystko się jakoś rozłazi, sypie, rozpada, przedawnia. Najbardziej  niestety przedawniły się nasze bohaterki, które – co do tego nie możemy mieć wątpliwości, bo ciągle jest to nam przypominane – są STARE. Może i otoczone niemożebnym blichtrem, wysoką kulturą i bogactwem. No ale niestety STARE. Wciąż udają, że ich data ważności nie minęła, ale spójrzmy prawdzie w oczy: są PRZETERMINOWANE… Albo nie chcą farbować włosów, albo mają trudność z wymówieniem głośnym słowa „masturbacja”, albo chcą się rozwijać, więc idą do szkoły, ale w tej szkole sami młodzi, a one tak strasznie niedopasowane, ciągle popełniają gafy….

Dojrzewanie czy też starzenie w „I tak po prostu…” to nieudolna próba nadążenia za upływającym czasem i bycia na bieżąco z nowościami (Carrie zakłada Instagram, Mirranda przełamuje się i słucha podcastu koleżanki). A gdy to się nie udaje - udawanie, że „nic się nie stało”.  Innymi słowy: choć na zewnątrz jest otwartość, progresywność, akceptacja, mentalność jest taka sama jak przed laty. Nawet jeśli Carrie i jej przyjaciółki próbują dogonić świat, są boomersami. Szkoda, że ten wątek został tak zmarnowany. Bo mainstreamowa, mądrze poprowadzona dyskusja o ageizmie wciąż bardzo (ale to bardzo) by się przydała.

Czy warto obejrzeć „I tak po prostu…”?

Moja przyjaciółka mówi otwarcie: „I tak po prostu…” to krindż w czystej postaci. Ja nie jestem tak surowa w ocenie i mimo wszystko uważam, że kontynuację „Seksu w wielkim mieście” trzeba zobaczyć. Mimo że Charlotte jest nieznośnie irytująca, Miranda dotrzymuje jej pod tym względem kroku, a żarty są miejscami tak czerstwe jak w polskiej telenoweli. Mimo że śmierć w pierwszym odcinku jest tak bardzo przewidywalna, a całe to bogactwo tylko potęguje wrażenie nieprawdziwości, sztuczności. 

Myślę, że „I tak po prostu…” trzeba  zobaczyć, by uświadomić sobie, że może i nasza rzeczywistość się zmienia, ale wpojone nam schematy, wyuczone ścieżki myślenia to coś bardzo trudnego do wyrugowania.

Zobacz także: