Gwiazda „Przyjaciół” pojawiła się właśnie na okładce grudniowego numeru „The Hollywood Reporter”. Klimatycznej sesji zdjęciowej towarzyszył wywiad. Jennifer Aniston opowiedziała w nim m.in. o tym, jak ciężko jest jej znaleźć swoje miejsce w dzisiejszej branży filmowej i wśród reguł narzucanych przez Hollywood. Zwróciła uwagę, że obecnie wartości aktora, artysty nie wyznacza jego talent, tylko lajki zebrane na portalach społecznościowych

„Powoli wszystko zaczyna się kręcić wokół obserwujących na TikToku i Instagramie. Teraz robimy tak, że zatrudniamy na podstawie obserwujących, a nie talentów?”.

52-latka odniosła się również do bezustannego zainteresowania mediów jej życiem prywatnym. A zwłaszcza przewijającego się od lat pytania: dlaczego nie została matką. Gwiazda wielokrotnie musiała publicznie tłumaczyć się z braku potomstwa, bardzo często też doszukiwano się u niej zaokrąglonego brzucha.  Dziś co prawda pytania o dzieci nie pojawiają się otwarcie, ale wciąż nie brakuje „sensacyjnych” informacji na temat jej macierzyństwa. Jeszcze w kwietniu bieżącego roku zagraniczne media rozpisywały się o tym, że Jennifer Aniston zdecydowała się na adopcję. „Jest w trakcie procedury adopcyjnej” - donosiły portale plotkarskie.

Aktorka zawsze powtarzała, że macierzyństwo nie jest jedyną drogą kobiety do spełnienia w życiu. Nieraz powtarzała, że tego rodzaju przekonania umniejszają temu, co udało się osiągnąć zarówno jej, jak i innym ambitnym, odważnym, utalentowanym bezdzietnym kobietom. Teraz przyznała, że snute przez tabloidy i portale plotkarskie domysły na temat jej wyborów życiowych, ale również pogłoski o kolejnych ciążach, sprawiały jej dużo bólu. Jednocześnie aktorka zasugerowała, że brak dzieci nie do końca jest jej wyborem.

„Traktowałam to wszystko bardzo osobiście - plotki o ciąży i całe to założenie ‘karierę przedłożyła nad dzieci’. Myślałam sobie: ‘Nie macie pojęcia, co dzieje się w moim życiu, z moim zdrowiem, dlaczego nie mogę... czy mogę mieć dzieci?’. Nikt nic na ten temat nie wiedział, a to było naprawdę bolesne i po prostu paskudne”.

Myślicie, że to wyznanie da jej na chwilę spokoju, czy wręcz przeciwnie: wzbudzi jeszcze większe zainteresowanie?