Przynależność do świata mody dla młodej, dojrzewającej dziewczyny wydaje się być niezwykle nobilitująca. Pewnie dlatego, kiedy ja zaczynałam pracę modelki w wieku lat szesnastu, byłam w stanie zgodzić się na wiele, byle tylko w nim zostać. Na backstage’ach, castingach, czy podczas zagranicznych kontraktów rozmawiało się o tym, co dostajemy, nigdy o tym, co tracimy. Czułam, że jeśli zaczęłabym mówić o negatywach, moja kariera szybko by się skończyła. Czy inne dziewczyny pracujące w tym zawodzie też tak miały? Czy zaczynanie pracy modelki w wieku dojrzewania to dobry pomysł? Co tak naprawdę modeling daje, a co zabiera? Do tej pory nie miałam okazji, ani odwagi zadać tych pytań koleżankom z branży, dlatego dziś, po latach, postanowiłam się z nimi spotkać.

Kaja Funez - Sokoła, psycholożka, modelką została w wieku 14 lat

Modeling wciąga jak ruchomy piasek. Nagle młoda dziewczyna wchodzi do, wydawałoby się, magicznego świata. Spotyka znane osoby, uczestniczy w niesamowitych imprezach, robi sesje zdjęciowe, które potem ogląda na stronach Harpers Bazaar” czy Voguea". Pytanie tylko czy jest to wszystko warte jest tego, czym za to płaci? – mówi mi była modelka, Kaja Funez-Sokoła. Dziś, paradoksalnie dzięki temu, co przeszła, Kaja jest psycholożką, specjalizuje się w problemach zaburzenia odżywiana. Spotykamy się w wilanowskiej kawiarni, w dzielnicy Warszawy, w której obserwując popijającą kawę młodzież i siedzących przy McBookach freelanserów, można zauważyć, że wszyscy podążają za tym, co w danym sezonie dyktują kolorowe gazety. Nie mają pojęcia, że jeszcze kilka lat temu Kaję, wysoką blondynkę o długich, bujnych blond włosach, oglądali na stronach tych samych gazet. Nie wiedzą też z czym tak naprawdę zmagała się Kaja.  

fot. archiwum prywatne

Zdjęcia Kai do agencji modelek wysłały mama i siostra. Miała wtedy 14 lat. Zanim zrezygnowała, zmagała się z depresją, nerwicą i anoreksją. – Tak wczesny początek pracy w tym zawodzie sprawia, że w młodej osobie niszczy się poczucie własnej wartości. Dorastające dziewczyny nie potrafią przez to zbudować swojej osobowości – opowiada. Dzieci, rozpoczynające pracę w modelingu, to wierzchołek góry lodowej problemów, o których dziś Kaja nie boi się już mówić. – W mojej agencji nigdy nie było rozmów o niczym innym, niż o tym, czy nie mam za dużo w biodrach bądź za szerokiej talii. Wtedy mój cały świat krążył wokół tego, co miałam na talerzu i jak wyglądałam. Momentami to, co widziałam przed lustrem, było wręcz dysmorfofobiczne: wielki nos, krzywe oko. Wstydziłam się wyjść do ludzi. Wydawało mi się, że wyglądam tak tragicznie, że przecież nie mogę się im pokazać – przyznaje.

fot. archiwum prywatne

Akceptacji, czyli tego, czego tak naprawdę najbardziej potrzebujesz, dostajesz w tej branży najmniej. Podczas jednego z pokazów klient nakrzyczał na mnie, że nie umiem chodzić. Strasznie to przeżyłam, byłam zapłakana, roztrzęsiona i nie wiedziałam czy w ogóle będę w nim szła. Kiedy rozmawiałam o tym z agentem, usłyszałam: kto by się tym przejmował, zobacz, na tym zdjęciu wyglądasz grubo, tym bym się zajął – dodaje Kaja. Nowojorska organizacja Model Alliance, założona przez byłą modelkę Sarę Ziff, od dziewięciu lat zajmuje się badaniami oraz wspieraniem praw modelek i innych osób zatrudnionych w przemyśle modowym. Okazuje się, że żadna ze światowych agencji nie podpisała jeszcze zainicjowanego przez nich „RESPECT Program”, który ma zapewnić modelkom szacunek i odpowiednią opiekę w pracy – wyżywienie, ubezpieczenie czy unormowanie prawne. – Agencje, które biorą pod swoje skrzydła  modelki i modeli powinny być od tego, aby o nich dbać. O warunki ich pracy: ile godzin pracują, jaką dostają stawkę i czy mają zapewniony posiłek. Często było tak, że w czasie sesji zdjęciowej obiad wjeżdżał na stół. Makijażystka zjadła, kiedy ja jeszcze robiłam przymiarki, potem myślałam: no tak, ona kończy, więc zaraz przyjdzie do mnie, zrobi mi usta, więc koniec. Fotograf i cała ekipa zjadała, więc zaczynamy – mówi Kaja. – Traktowanie modelek w pewnym sensie odcięte jest od człowieczeństwa. Pamiętam, że kiedyś robiłam sesję na szczycie wieżowca w Nowym Jorku i stylista dał mi kilkunastocentymetrowe szpilki, mówiąc: idź w stronę krawędzi, będzie fajne ujęcie. Miałam śmierć w oczach, ale oczywiście stanęłam przy tej krawędzi – podsumowuje Kaja. 

Zobacz także:

Kinga Kaza, architektka, modelką została w wieku 16 lat

Z Kingą Kaza, architektką i mamą Gniewka, spotykam się w jej mieszkaniu na warszawskiej Białołęce. Nie widziałyśmy się od kilku dobrych lat i choć znamy się, nigdy tak naprawdę ze sobą nie rozmawiałyśmy. W modelingu Kinga miała swoje pięć minut kilka lat temu, kiedy zaczęła pracować dla takich marek jak Mango, Zara, Oysho czy Esprit. Odnoszę wrażenie, że czas się dla niej zatrzymał, wygląda na 20 lat, a Gniewko mógłby być jej młodszym bratem. – Zawsze miałam warunki. Byłam wysoka, szczupła i wszyscy mi mówili, że powinnam zostać modelką. Wysłałam zdjęcia, pojechałam na pierwszy casting, agencja podpisała ze mną umowę i tak to się zaczęło – opowiada Kinga. 

fot. materiały prasowe H&M

Modeling jest bardzo trudnym doświadczeniem. Dużo daje, ale też dużo zabiera. Z jednej strony daje dużo wolności, z drugiej bardzo ogranicza. To, jak każdy sobie w tym kręgu radzi psychicznie zależy od uwarunkowań osobowościowych, rodziny, ale też osób, na które trafisz. Kiedy kształtuje się twoja osobowość, jesteś nagle wrzucony w świat, w którym wszyscy cię oceniają. Starasz się podążać za tym wszystkim, czego od ciebie oczekują a twoje ciało staje się produktem. To jest bardzo uprzedmiotawiające. Z drugiej strony podróżujesz po świecie, poznajesz języki, ludzi i albo masz trochę szczęścia i oleju w głowie, albo masz pecha i jeśli nie masz jakiejś bazy czy wytrzymałości psychicznej, to może się skończyć słabo – mówi Kinga. – Modeling ukształtował mnie życiowo, dał mi komfort w postaci mieszkania, na które nie musiałam brać kredytu. Etap, w którym szło mi bardzo dobrze trwał dwa, trzy lata. Przestałam jednak w ogóle jeździć na wakacje czy ferie, bo było mi szkoda tego czasu. Szło mi na tyle dobrze, że wracałam tylko na sobotę i niedzielę do domu. Miałam trzy, cztery prace w tygodniu w różnych krajach, więc byłam w ciągłym ruchu – przyznaje. 

Za kulisami pokazów i podczas sesji zdjęciowych często dzieją się rzeczy, które odbiegają od tego, co ostatecznie widać na wybiegu czy stronach kolorowych gazet. To przeważnie kilkunastogodzinny dzień fizycznej pracy, podczas którego cały czas ktoś dotyka twojej twarzy, ciała i mówi ci, co masz z nimi zrobić. A jeśli nie pracujesz? Chodzisz na castingi, podczas których spędzasz kilka godzin, czekając na swoją kolej z setkami takich jak ty. – Okazało się, że było to dla mnie bardzo obciążające psychicznie – mówi Kinga – Agencja mogła do mnie zadzwonić i powiedzieć: pakuj się, za trzy godziny masz samolot, za półtorej musisz być na lotnisku. Wiele dziewczyn marzy o takiej pracy. Ja też o takiej marzyłam. Obudziłam się któregoś dnia w środku nocy i powiedziałam do mojego męża, Tymka, że chyba złamał mi się kręgosłup. Nie mogłam się przewrócić na drugą stronę, okropnie mnie bolało. Rano nie mogłam skręcić głową w jedną stronę. Moje ciało zaczęło się buntować, miałam nerwobóle i nie byłam w stanie ruszyć głową. To był stres związany z nieregularnym trybem życia, z tym, że nic nie byłam w stanie zaplanować. Kiedy już w weekendy wracałam do domu, nie chciałam, żeby ktokolwiek do nas przychodził, przyjeżdżał, zostawał na noc. Chciałam pobyć w domu, w spokoju napić się kawy, a każda najmniejsza rzecz, nawet łyżka nie w tym miejscu, mnie denerwowała. Teraz wiem, że potrzebowałam stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa – tłumaczy.

fot. archiwum prywatne

Dziś Kinga prowadzi własne biuro architektoniczne, pracuje w branży, która wymaga od niej ciągłej pomysłowości. – Praca modelki polega na tym, że robisz to, czego chcą inni, jesteś tym, kim inni w danym momencie chcą, żebyś była. Nie ma tu przestrzeni na kreatywność. Nie ma też miejsca na swoje zasady. Kiedy zaczynasz, musisz się dostosować. Jeśli będziesz stawiać warunki, jest wiele chętnych na twoje miejsce – mówi Kinga. – Nie mogę powiedzieć, że moje doświadczenia były tylko złe, myślę jednak, że w modelingu człowiek trochę gubi siebie. Dziś dużo bardziej czuję się sobą, nawet kiedy siedzę w domu, zmieniam pieluchy i nie jestem supermodna. Człowiek ciągle dąży do czegoś, ale ten ideał okazuje się być zupełnie gdzieś indziej – dodaje. 

Charlotte Tomaszewska, art directorka, stylistka, modelką została w wieku 17 lat

Mam poczucie, że brakuje mi innego spojrzenia, dlatego spotykam się z Charlotte, która nadal pracuje w branży modowej jako dyrektor kreatywna i stylistka. Jej kariera modelki to spełnienie marzeń każdej początkującej dziewczyny: światowe tygodnie mody, okładki światowych wydań Vogue’a” i jedna z głównych ról w filmie „The Model”. Charlotte ma w sobie to coś, co sprawia, że trudno przejść obok niej obojętnie, a jej mieszkanie w przedwojennej kamienicy na warszawskim Powiślu, w którym się spotykamy, idealnie oddaje jej zamiłowanie do przedmiotów i ubrań vintage. 

Miałam 17 lat, kiedy zostałam zaczepiona na ulicy. Dziś wiem, że byłam zupełnie nieprzystosowana do tego świata odpowiada mi Charlotte, kiedy pytam o jej początki przygody z modelingiem. – Pochodzę z dysfunkcyjnej rodziny, byłam zamkniętą w sobie dziewczyną, więc kiedy ktoś zaproponował mi wejście do tego kolorowego świata, za wszelką cenę chciałam do niego uciec. Dla mnie to było za wcześnie, długo nie potrafiłam powiedzieć nie, a kiedy w pewnym momencie zaczęłam walczyć o siebie, choćby o to, żeby rozliczenia z agencją były takie, jak być powinny, zaczęłam być postrzegana jako ta problematyczna – mówi. – Jeszcze cztery lata temu całe moje życie podporządkowane było temu zawodowi, ale przez trzynaście lat pracy mój stosunek do branży modowej zmienił się diametralnieod fazy absolutnego zakochania, po kompletną nienawiść i chęć wyparcia. W pewnym momencie zupełnie się odcięłam, dopiero dzięki terapii, uświadomiłam sobie, że choruję przez zawód, który wykonuję. Teraz jestem w fazie, w której widzę dwie strony medalu – przyznaje Charlotte.  

fot. archiwum prywatne

Oprócz pracy w Polsce oraz podczas światowych tygodni mody modelki wysyłane są przez swoje agencje matki na kilkumiesięczne kontrakty na całym świecie: od Japonii po Nowy Jork. Tam też, zdane są na agentów, którzy często zamiast zapewnić im bezpieczeństwo, wykorzystują ich bezradność i niedojrzałość. W skrajnych przypadkach bywa tak, że dziewczyny, zachęcane przez agencje, aby zdobyć pracę, dopuszczają się prostytucji. – Nie masz żadnego ubezpieczenia, śpisz w obskurnych mieszkaniach, nie ma czegoś takiego jak relacja agencja – modelka, bo ta pierwsza nawet cię nie zatrudnia i ostatecznie nie ponosi żadnych konsekwencji – opowiada Charlotte - Bardzo często było tak, że choć pracowałam w bardzo bogatej branży, kiedy byłam w Paryżu czy Mediolanie, nie starczało mi na jedzenie i bilet do metra. Po jednym z bardzo ważnych pokazów miałam naderwane mięśnie ścięgna i przez dwa miesiące dochodziłam do siebie. W końcu po wybiegach przeważnie chodzi się w nieprzystosowanych butach, które nie mają żadnych atestów. Czy tego chcesz, czy nie, twoje ciało w pewnym momencie odmawia posłuszeństwa – dodaje. Co na to wszystko branża? Po raz pierwszy w 2019 roku amerykański Vogue”, odważył się oddać głos modelkom i pokazać drugą stronę medalu. W czteroodcinkowym mini serialu dokumentalnym „The Models” znane z wybiegów twarze, często ze łzami w oczach, szczerze opowiadają o swoich doświadczeniach: zaburzeniach odżywania, złych warunkach pracy i uprzedmiotawianiu. 

Charlotte została jednak w tym świecie, bo widzi w nim potencjał. – Branża modowa, a w szczególności zawód modelki, opiera się na skrajnościach. Znam jej cienie i blaski, ale staram się szukać w niej szarości. Dziś widzę ogromną zmianę, zaczynamy rozumieć, że mamy odpowiedzialność społeczną, zmienia się stosunek do człowieka, a co za tym idzie także modelek – podsumowuje z nadzieją w głosie. 

Autorka tekstu, Kaja Werbanowska, w kampanii Thisispaper / fot. materiały prasowe