Chcesz, żeby wszyscy o tobie mówili? Przyjdź w ekstrawaganckiej fryzurze na rozdanie Oscarów. Tą drogą poszła aktorka Halle Berry, która podczas niedawnej 93. oscarowej ceremonii zaprezentowała się wszystkim w zupełnie nowym wydaniu. O jej krótkim bobie i jeszcze krótszej cieniowanej grzywce mówili i pisali wszyscy, zwłaszcza internauci, którzy nie szczędzili przede wszystkim kąśliwych komentarzy i memów na ten temat. Nie zabrakło porównań do Lorda Farquaada ze „Shreka” czy Johnny’ego Deppa wcielającego się w Willy’ego Wonkę. Kilka dni po gali Halle postanowiła dolać oliwy do ognia i zdradziła genezę swojej zaskakującej fryzury.

Okazuje się, że króciutki bob, którym być może niektórzy zdążyli się zainspirować, był… żartem. Przyznała się do niego sama aktorka, publikując w mediach społecznościowych zdjęcie w swoich naturalnych długich włosach. „Dzięki Bogu!” – komentują wyraźnie wniebowzięci fani, którzy zdecydowanie wolą Halle Berry w dłuższej fryzurze. I proszą: „nie rób tego więcej”. Zaskoczeni? My trochę tak, bo w końcu aktorka twardo utrzymywała, że skróciła włosy, publikując na Twitterze pozostałości po ostrym cięciu. 
 


Peruki u gwiazd – nie tylko na ekranie – to nic nowego. Pamiętacie Rihannę na gali Brit Awards 2012? Barbadoska tego samego wieczoru pojawiła się w dwóch różnych fryzurach – na czerwonym dywanie w idealnie ułożonym koku z prostych włosów, zaś na scenie pojawiła się z burzą bujnych loków. 


fot. Getty Images