Nita, a właściwie Anita Dudczak, to jedna z nowych artystek w wytwórni Kayax. Ma ponad 500 tysięcy obserwatorów na Intagramie, a niektóre jej filmy na TikToku mają nawet po kilka milionów wyświetleń. Nie mylcie jej jednak z internetowymi celebrytkami, którym nagle zamarzyła się nagrywanie piosenek. Śpiewa już od wielu lat. Może się też zresztą pochwalić gruntownym wykształceniem muzycznym oraz umiejętnością gry na instrumentach. Aktualnie przymierza się do wydania swojego debiutanckiego albumu, który zwiastują single „Wars” oraz „Jak to może tak być”. W wywiadzie dla GLAMOUR Nita opowiedziała o trudach dorastania na prowincji, fascynacji Amy Winehouse, współpracy z Mery Spolsky, zaginionych taśmach z „Mam talent!”, Eurowizji i tworzeniu hitów w... dużym pokoju.

***

Robert Choiński / GLAMOUR: Zacznijmy pod początku. Muzyka była obecna w twoim życiu już od najmłodszych lat?

Nita: Tak. Mój dziadek grał na różnych instrumentach, m.in. na skrzypcach i na saksofonie. Razem z babcią i dziadkiem mieliśmy też taki rodzinny rytuał. Oni mieli taką swoją ulubioną piosenkę – „Gdybym miał gitarę”. Stawiali mnie często na stole i ja śpiewałam to przed rodziną (śmiech). Można więc powiedzieć, że faktycznie muzyka była obecna w moim życiu od dzieciństwa.

Miałaś muzycznych idoli, którzy wpłynęli na twoje postrzeganie muzyki?

Myślę, że te inspiracje pojawiły się trochę później, bo na początku poszłam bardziej w stronę muzyki klasycznej i uczyłam się grać na skrzypcach. Fascynacja wokalem w zasadzie też zaczęła się od muzyki klasycznej. Dopiero później zaczęłam się fascynować diwami: Whitney Houston, Celine Dion, Beyonce. Wtedy też zaczęłam się zastanawiać, czy iść w tym kierunku, a potem pojawiła się Amy Winehouse i to był już w ogóle dla mnie cios, to było super cool i poszłam w to.

A co ci się najbardziej podobało w tym, co tworzyła i co sobą reprezentowała Amy?

Zobacz także:

Przede wszystkim jej songwriting. To, że w swoich tekstach bardzo odnosiła się do swojego życia, do tego, w jakim momencie obecnie jest. To było bardzo inspirujące. Ale przede wszystkim jej wokalny feeling i taki jazzowy sznyt. To było mega ciekawe i to mnie pochłonęło.

Możesz opowiedzieć więcej o swojej klasycznej edukacji muzyczne? Kiedy to się właściwie zaczęło?

Teraz już dokładnie nie pamiętam, ale zaczęłam chyba w trzeciej klasie podstawówki. Finalnie skończyłam pierwszy stopień szkoły muzycznej w klasie skrzypiec. W międzyczasie uczyłam się prywatnie wokalu klasycznego. Później, już w liceum, zaczęłam uczyć się wokalu rozrywkowego w Studiu Wokalistyki Estradowej w Katowicach. Później już poszłam na studia (na Akademii Muzycznej w Katowicach na wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej – przyp. red.) i skończyłam licencjat.

Jak to się w ogóle stało, że zaczęłaś się kształcić w tym kierunku? Namówili cię do tego rodzice?

No właśnie ja sama bardzo tego chciałam. Gdy tylko zobaczyłam skrzypce w domu, to od razu bardzo chciałam się nauczyć grać na tym instrumencie. Moi rodzice stwierdzili: „A może gitara? Tak będzie fajniej, będziesz mogła sobie śpiewać przy ognisku”. Zaczęłam się więc uczyć grać na gitarze, ale pewnego dnia wróciłam do domu, rzuciłam gitarę w kąt i stwierdziłam, że jednak wolę skrzypce. Wydaje mi się, że później sama się już nakręcałam. Rodzice widzieli, że bardzo mnie to interesuje, więc zrobili wszystko, żeby umożliwić mi edukację.

Poza tym, że miałaś swoich ulubionych artystów, miałaś też jakieś takie gatunki muzyczne, które szczególnie cię pociągały i sprawiły, że bardziej zainteresowałaś się tym, żeby sama tworzyć coś swojego?

Przez pierwsze lata uczenia się i śpiewania nie myślałam w ogóle o tworzeniu. Wydaje mi się, że to nie był konkretny gatunek. Myślę, że tak naprawdę zaczęłam myśleć o kierunku muzycznym dopiero będąc na studiach. Wtedy zaczęłam mieć zajęcia z Mietkiem Szcześniakiem. On bardzo zwracał uwagę na warstwę liryczną. To było super inspirujące, więc pomyślałam, że może zacznę pisać teksty. Wydaje mi się, że kierunek muzyczny odnaleźliśmy razem z moim producentem muzycznym (Bartkiem Marszałkiem - przyp. red.). Mieliśmy różne inspiracje i to się jakoś połączyło we wspólną całość. Mnie bardziej inspirowały ballady, piękne melodie, a Bartka muzyka elektroniczna. Potem pojawiła się zajawka tekstowa i właściwie zaczęłam się inspirować trochę raperami. Piszę teksty w takich sposób, że zaczynam „na sucho”, czyli bez melodii. Tylko sobie rytmizuję, a potem do tego układam melodię, więc jest to takie trochę połączenie muzyki elektronicznej z jakimś moim wyobrażeniem melodyki w połączeniu z rapowym stylem pisania tekstów.

Mas swój stały modus operandi, czy raczej za każdym razem działasz inaczej?

To się zmienia i zależy tak naprawdę od tego, jaki mam nastrój. Na płycie najprawdopodobniej pojawi się jedna ballada. W momencie, gdy ją pisałam, od razu wiedziałam, że jeśli jej forma ma być bogata, to właściwie muszę zacząć od harmonii i melodii. Dopiero potem dopisywałam do tego tekst. Więc tak naprawdę w zależności od tego, jak zacznę pisać piosenkę, otrzymuję inny efekt. Ale faktycznie lubię najpierw napisać tekst.

Jesteś dość mocno związana ze słowem i storytellingiem. Skąd wzięło się u ciebie zamiłowanie do opowiadania historii?

Nie mam pojęcia. To chyba wyszło spontanicznie. Wydaje mi się, że ta nasza działalność na TikToku też nasz w jakiś sposób rozwinęła jako twórców. Dawaliśmy sobie taka zadania: „A spróbujmy napisać piosenkę o historiach ludzi”. To była takie zupełnie spontaniczne. Chyba nawet Mania mi to podpowiedziała. Okazało się, że jest mi to bliskie. Pierwszym utworem, w którym otworzyłam się na taki storytelling, był „Jak to może tak być”. Utwór, który opowiada o mich doświadczeniach związanych z tym, że pochodzę z małej miejscowości. Tam ludzie mają troszeczkę inne postrzeganie świata. Maja zupełnie inne wartości. W momencie, gdy się od tego zdystansowałam i zaczęłam dostrzegać jakiegoś dysonanse, zaczęłam o tym pisać i od razu weszłam w klimat opisowy. Niekoniecznie sięgam do moich uczuć, emocji, na razie jest mi bliższa obserwacja.

Chciałabyś tworzyć z innymi songwriterami?

Na razie piszę sama, ale przyznam, że byłoby dla mnie to bardzo ciekawe. Wydaje mi się, że ja robię to bardzo intuicyjnie. Nie jestem w tym specjalistką. Po prostu staram się przekazać to, co myślę i staram się, żeby to było autentyczne. Sądzę natomiast, że połączenie z jakimiś innymi tekściarzami mogłoby mnie sporo nauczyć, więc jestem otwarta na współprace w przyszłości.

Wymarzone duety?

Jedno swoje mini marzeń już spełniłam, bo bardzo lubię twórczość Mery Spolsky i tekst do jednego utworu napisała właśnie ona. To było niesamowicie ciekawe doświadczenie. Bardzo się cieszę, że miałam taką okazję. Natomiast chciałabym też powspółpracować trochę może z raperami, żeby zrozumieć, w jaki sposób oni w ogóle myślą o tekstach.

A masz swoich ulubionych artystów ze sceny hip-hopowej?

Bardzo lubię Okiego. Bardzo też lubię teksty Maty. To są takie moje dwa odważne marzenia, gdzie liczę, że coś nam się kiedyś uda.

Powoli przygotowujesz się do wydania swojego debiutanckiego krążka. Czy „Wars” jest dobrą wskazówką dla twoich słuchaczy odnośnie tego, czego można się spodziewać po albumie?

Myślę, że tak. Album jest dość spójny tekstowo. Natomiast muzycznie jest eklektycznie. Myślę, że cały krążek charakteryzuje duża energia. Te utwory są dość intensywne. Bawimy się często formą i staramy się, żeby każdy z nich był. Wydaje mi się, że to wynika z tego, że gdy piszemy skupiamy się jednostkowo na konkretnym utworze. Piszemy piosenkę, zamykamy ją i przechodzimy do kolejnej i  to jest już zupełnie nowa historia. Nie podchodzę do tego całościowo jako do albumu i całej historii. Są to po prostu piosenki, które sobie z Bartem szlifujemy dopracowujemy. Muzycznie więc faktycznie może być eklektycznie, bo to wszystko zależy od tego, jaka inspiracja akurat przyjdzie nam w danym momencie do głowy.

Jak w ogóle czujesz się w studiu podczas tworzenia swojego krążka? Towarzyszy ci ekscytacja czy stres?

Bardzo komfortowo, ponieważ z moim producentem mieszkamy razem i mamy swoje małe domowe studio. Od pięciu lat tak naprawdę jesteśmy głównie przed mikrofonem. Nie podchodzę na zasadzie: „o, teraz nagrywamy wokale”. Nie czuję takiego napięcia, że to jest teraz ten moment, że to musi być idealne. Tylko w momencie gdy już piszemy utwory nagrywamy jakieś swoje pomysły, one się szlifują, więc to jest dla mnie bardzo komfortowe miejsce do tworzenia i dobrze się czuję w studio.

Czyli to wypływa naturalnie, tak na co dzień można powiedzieć?

Tak, właściwie tak (śmiech) Spędzamy głównie czas w dużym pokoju, gdzie mamy mikrofon i małe studyjko (śmiech)

Chciałem też ciebie podpytać o twoją obecność w social mediach. Nie da się ukryć, że ty się tam czujesz jak ryba w wodzie i odnosisz sukcesy. Twoje filmiki często rozchodzą się tam viralowo.

Szukałam na siebie sposobu, żeby zostać zauważoną. Założyliśmy TikToka z myślą, że chcielibyśmy wydawać swoje utwory, grać koncerty, zrobić płytę, więc od razu mieliśmy muzyczne założenia. Natomiast nie wiedzieliśmy, w jaki sposób dotrzeć do szerszego grona odbiorców i też właśnie do wytwórni, więc TikTok wydawał nam się fajnym i świeżym narzędziem do tego, żeby zbudować jakąś społeczność. Z czasem faktycznie okazało się, że jest to istotne dzisiaj, żeby mieć choć trochę rozbudowane social media. 

W tym wpływie TikToka na rynek muzyczny bardziej widzisz szansę czy zagrożenie?

W moim przypadku mogę mówić tylko o szansie. Właściwie gdyby nie to, że zaczęliśmy tworzyć na TikToka nie byłoby mnie tutaj teraz i mogłabym podpisać kontraktu z super wytwórnią i robić płytę. Myślę, że to by się nie udało.

Można powiedzieć, że jesteś sztandarową beneficjentką tego trendu. Myślę też, że spokojnie można ciebie nazwać też influencerką. Gdy już wydasz swój album, będziesz jeździć w trasy, czego oczywiście ci życzę, masz zamiar jakoś to łączyć?

Zdecydowanie. Teraz chciałabym się mocno skupić głównie na tej artystycznej mojej działalności, bo jest to coś, co mnie faktycznie spełnia i daje mi bardzo dużo radości To było zawsze moje marzenie. Natomiast TikTok i social media będą zawsze dla mnie narzędziem do tego, żeby dzielić się z ludźmi tym, co robię, czyli muzyką. W ten sposób to widzę.

Wspomniałaś, że pochodzisz z mniejszej miejscowości, gdzie może nie do końca zawsze czułaś się zrozumiana. Myślisz, że dorastanie w takim a innym środowisku miało na ciebie wpływ?

Myślę, że miało to na mnie duży wpływ. Dorastałam w naprawdę małej, liczącej zaledwie 300 mieszkańców miejscowości. Do liceum dojeżdżałam godzinę autobusem. To było bardzo hermetyczne środowisko.

Wydaje mi się, że ludzie z takich małych miejscowości często żyją w przeświadczeniu, że żyją z dala od wielkiego, niedostępnego dla nich świata. Nie wierzyłam w to, że będę mogła się dzielić muzyką z szerszym gronem odbiorców, więc wykształciłam w sobie fighterkę. Jestem mocno zdyscyplinowana. W mojej głowie uruchamiało się poczucie, że muszę udowodnić, że się da.

Wydaje mi się, że jest to ciekawe, bo teraz jak wracam w rodzinne strony, to bardzo często widzę małe dzieci, które słuchają jakich rzeczy na TikToku, cieszą się tym i widzę, że one po prostu widzę większe możliwości. Myślę, że mnie to na pewno umocniło, zdecydowanie.

A jak twoi bliscy reagują na to, co się wokół ciebie dzieje w ostatnim czasie?

Moi rodzice bardzo dobrze. Bardzo się cieszą. Mój tata jest chyba moim największym fanem. Nawet kiedy nagrywaliśmy „Wars”, mój tata był naszym kierowcą. Chcieliśmy poruszać cały ten wagon, w którym nagrywaliśmy teledysk i mieliśmy takie bale, na które mój tata 12 godzin skakał. Mega za mnie trzyma kciuki. Jest turbo szczęśliwy. Moja mama tak samo. Jest dumna. 

A nie mieli do ciebie żalu o to, że nie poszłaś w stronę klasyczną tylko rozrywkową?

Nie, absolutnie nie. Wydaje mi się, że moi rodzice nawet się cieszą, że tak wyszło.

Masz zamiar jakoś przemycać te klasyczne elementy w swojej twórczości? Rozumiem, że dalej grasz na skrzypcach?

Już od 8 lat nie gram regularnie, więc nie mam już takiej wprawy. Natomiast czasami nagrywam sobie elementy smyczków. W jednym utworze wykorzystaliśmy to. 

Trudno byłoby z tego nie skorzystać. 

Skrzypce pojawiły się też parę razy na naszych tiktokach. Dogrywałam sobie jakieś partie, więc faktycznie czasem z tego korzystam.

Planujesz nagrywać też w języku angielskim?

Na razie skupiam się na języku polskim. Zdecydowanie czuję większe połączenie. Wydaje mi się, że jak zaczynałam swoją drogę artystyczną, śpiewałam głównie w języku angielskim, ale w momencie, gdy zaczęłam śpiewać w języku polskim otworzyła mi się w głowie zupełnie inna warstwa interpretacyjna. Ma to dla mnie większą moc rażenia, gdy śpiewam w języku polskim. Czuję się zwyczajnie zrozumiana przez Polaków i chcę w tym kierunku na razie iść. Może to się zmieni. Nie zamykam sobie drzwi, bo też zwyczajnie lubię śpiewać w języku angielskim, jest to łatwiejsze i przyjemniejsze.

Wielu artystów o tym wspomina.

Tak, bo zwyczajnie ten język jest miękki, więc masz więcej możliwości jako wokalista. Język polski jest twardy, często niewdzięczny,  jest wielosylabowy, więc jest to trudniejsze, ale wydaje mi się, że dalej bardzo interesujące.

Zadałem ci to pytanie nie bez przyczyny, bo pod teledyskiem do „Warsu” przeczytałem taki komentarze, że z takim głosem to powinnaś jechać na Eurowizję. Myślałaś o tym kiedykolwiek? W ogóle interesujesz się tym konkursem czy jest to raczej dla ciebie dość odległy temat?

Myślę, że to jest ciekawe. Nie byłam nigdy jakoś bardzo związana z Eurowizją. Natomiast przez ostatnie 2 lata obserwowałam ten konkurs. Między innymi ze względu na to, że rok temu w preselekcjach brała udział Ania Gąsienica-Byrcyn, która jest moją znajomą, a w tym roku Jann, któremu bardzo kibicowałam.

Myślę, że dla mnie to też byłoby ciekawe. Zastanowię się nad tym. Może faktycznie w przyszłym roku napiszemy jakiś utwór, który będzie mógł się ukazać na Eurowizji (śmiech). Nie zamykam sobie drzwi.

Jest to ciekawe doświadczenie, trochę inne, bo jednak jest to mocno związane z telewizją itd., więc zastanawiam się, czy będę się czuła na tyle komfortowo, czy jestem w ogóle na to gotowa. Są to jednak zupełnie inne realia niż granie po prostu koncertu.

Skoro już jesteśmy przy temacie telewizji, to chciałbym cię zapytać, czy próbowałaś kiedyś swoich sił w programach typu talent show.

Zdarzyło nam się to z Bartkiem raz, do „Mam talent!”. Mieliśmy wtedy jakoś po 17 lat. Zagraliśmy utwór „Feeling Good” Niny Simone. Skończyło się to tak, że mieliśmy trzy razy „tak”, potem przeszliśmy do kolejnego etapu. Nie można tego jednak nigdzie zobaczyć, bo odpadliśmy w grupach i w ogóle nie pokazali naszego odcinka. Wtedy zrozumiałam, że jak dostajesz trzy razy „tak”, to nie jest wcale gwarancja tego, że się pojawisz w programie. Chociaż cała moja rodzina to oglądała (śmiech). Niestety nie można nigdzie znaleźć naszych telewizyjnych występów.

A jak zapatrujesz się w ogóle na to, że niektóre osoby w ten sposób zaczynają karierę? Myślisz, że to jest dobra droga czy bardziej ci się podoba to, jak ty zaczęłaś?

Bardzo chciałam być niezależna. Od początku. Wydaje mi się, że jest to droga dla osób, które już przychodzą z jakimś pomysłem, mają może już jakiś zarys płyty i przychodzą do tego programu pokazać się szerszej publiczności. To wtedy może być fajna szansa. Właściwie może się to też skończyć jakimś kontraktem, więc jest to jakaś opcja rozwoju. Natomiast ja bardzo chciałam pozostać niezależna i sobie tę drogę torować na moich warunkach. Wydaje mi się to w porządku dla mnie. Przychodziły mi do głowy takie pomysły, żeby może spróbować zgłosić się do „The Voice of Poland”. Natomiast myślę, że dzisiaj mamy tyle możliwości, że to niekoniecznie musi być telewizja, więc może warto spróbować po swojemu.

Chciałem cię zapytać o występy na żywo. Masz już swój stały band, z którym masz próby i z którym przygotowujesz się do koncertów?

To jest ogólnie bardzo ciekawe. Pragnienie grania koncertów było tak duże, że zanim w ogóle powstały jakiekolwiek utwory, to już mieliśmy band (śmiech). Z nimi jestem do dzisiaj. Czekali chyba ze 3 lata, żeby coś się wydarzyło, ale band był, więc teraz będziemy faktycznie grać ze sobą.

A jak czujesz się na scenie? Czujesz tremę, czy raczej jest to po prostu dla ciebie spełnienie marzenia, że w końcu możesz wyjść ze swoją twórczością na scenę?

Wydaje mi się, że ja ogólnie jestem osobą, która wieloma rzeczami się stresuje, więc scena też jest trochę dla mnie stresująca, ale coraz bardziej się z nią oswajam. Stres mnie opuszcza, gdy już wychodzę na scenę. Z czasem kompletnie mija i jest naprawdę spoko. Koncerty to jest coś, w czym zdecydowanie najbardziej chciałabym się rozwijać. Tak naprawdę mam w tym do tej pory najmniejsze doświadczenie. Najwięcej czasu spędzam jednak wciąż w studiu. Natomiast teraz mocno się chcę na tym skupić. 

Na koniec chciałbym zapytać, czego można tobie życzyć w tym momencie.

Żeby mi się spełniły moje marzenia. Może to banalne, ale bardzo chcę zostać zapamiętana przez ludzi jako wokalistka i tekściarka. Możesz mi te życzyć dużo inspiracji i weny.

I tego ci właśnie życzę i trzymam kciuki za dalszy rozwój kariery.

Dziękuję ci bardzo.