W ostatnich wyborach parlamentarnych w październiku 2019 roku na Konfederację zagłosowało niespełna 7% z 61,74% Polaków, którzy poszli wtedy do urn. Dzięki temu skrajnie prawicowe ugrupowanie weszło do Sejmu, uzyskując 11 mandatów. Wśród głosujących znaleźli się głównie mężczyźni, a gdyby głos miały tylko kobiety, Konfederacja znalazłaby się pod progiem wyborczym. Właśnie dlatego jeden z liderów partii, Krzysztof Bosak kandydujący w ostatnich wyborach na urząd prezydenta, za jeden z celów postawił sobie zwiększenie żeńskiego elektoratu. Bosak w pierwszej turze zebrał 1,3 mln głosów (6,75%), co dało mu czwarty wynik po Andrzeju Dudzie, Rafale Trzaskowskim i bezpartyjnym Szymonie Hołowni. Po ogłoszeniu wyników triumfalnie obwieścił więc, że czuje się trzecią siłą w polskim parlamencie. Zagłosowało na niego 300 tysięcy Polek, którym odpowiadały postulaty jego partii. Czyli co?
Całkowity zakaz aborcji, czyli także w przypadku gwałtu lub czynu kazirodczego, brak możliwości korekcji płci i promowanie ‘tradycyjnego’ modelu rodziny, czyli takiego, gdzie to mężczyzna ma ostateczny głos, a od żony najchętniej otrzymywałby regularne posiłki, posprzątane mieszkanie i zaspokajanie potrzeb seksualnych, to w dużym skrócie program partii Bosaka i Janusza Korwin-Mikkego. Ten drugi, w przeciwieństwie do Bosaka, o kobietach zdążył już powiedzieć o wiele więcej i mnóstwo bzdur. Chyba najpopularniejszym, a zarazem najbardziej idiotycznym jego stwierdzenim jest teza wypowiedziana na forum Parlamentu Europejskiego, że „kobiety są słabsze, mniejsze i mniej inteligentne”. W nawiązaniu do ostatnich wyborów prezydenckich uznał, że jego wymarzone poparcie dla Konfederacji to „40% mężczyzn i 5% kobiet”, bo „to mężczyźni torują drogę do zmian. Kobiety i tak w przyszłości podążają za mężczyznami”. Mikke stwierdził również, że „mądre kobiety doskonale wiedzą, że w ich interesie leży, by kobiety nie miały czynnego prawa wyborczego”. Bosak szybko odciął się od słów swojego kolegi z partii.
Poseł Konfederacji porównuje bezrobocie do "bezkobiecia" i mówi, że to „palący problem wielu mężczyzn”
Tego już nie zrobił i raczej mało prawdopodobne, że zrobi po słowach innego posła Konfederacji oraz wiceprezesa partii KORWiN, Konrada Berkowicza. Berkowicz, chcąc wyśmiać działania rządu w kwestii bezrobocia, porównał go ze zjawiskiem znanym tylko jemu samemu – „bezkobieciem”. Podczas jednego ze swoich ostatnich wystąpień w gronie sympatyków, które udostępnił również w mediach społecznościowych, mówił: - Skoro rząd zajmuje się problemem bezrobocia, o dlaczego nie miałby się zajmować problemem "bezkobiecia", czyli sytuacją, w której jakiś mężczyzna nie ma kobiety? Jak nietrudno się domyślić, tłum słuchający tych "mądrości" był zachwycony, więc poseł Berkowicz kontynuował swój wywód, mówiąc: - I mielibyśmy wtedy co jakiś czas informację w telewizji, że w pierwszym kwartale 2020 r. problem bezkobiecia wzrósł aż o 13 procent.
Internauci nie zostawili na pośle Konfederacji suchej nitki. Ten więc postanowił się wytłumaczyć, twierdząc, że komentujący „nie zrozumieli ironii”. „Jeśli z tezy A (zajmowanie się bezrobociem) da się wyprowadzić kompletnie absurdalną tezę B (zajmowanie się "bezkobieciem" to świadczy tylko o absurdalności tezy A!). Faktycznie, porównywanie bezrobocia do „bezkobiecia” i mówienie, że to „palący problem wielu mężczyzn” jest absurdem, a do tego posłowie Konfederacji w swoich wypowiedziach zdążyli nas już przyzwyczaić.