Polak u Tarantino to niebywały sukces. Pytanie jednak, czy nie cieszyliśmy się nim za wcześnie? Kiedy ogłoszono, że Rafał Zawierucha wcieli się w Romana Polańskiego w nowym filmie Quentina Tarantino Once upon a time in Hollywood, gdzie zagra u boku Brada Pitta i Leonardo DiCaprio, a także Margot Robbie (która otrzymała rolę Sharon Tate, tragicznie zmarłej żony polskiego reżysera), fani oszaleli. Szczególnie, że informacja o tym trafiła do mediów w czasie, gdy Zimna Wojna podbijała Stany Zjednoczone. Wszyscy niesieni tym sukcesem i zainteresowaniem wokół polskiego kina żywili nadzieję, że to początek wielkich, międzynarodowych karier dla naszych rodaków. Niestety jak się okazuje, Rafał Zawierucha, który wprawdzie zagrał u Tarantino, może wcale nie pojawić się w ostatecznej wersji filmu. Postać Polańskiego, nie jest podobno istotna i bardzo znacząca dla fabuły, a raczej epizodyczna. Stąd podejrzenia, że w montażu może zostać po prostu pominięta.

Wycięcie scen z udziałem Zawieruchy być może przewidziała już Grażyna Torbicka, która zapytała o to podczas gali Orłów 2019. Niemniej sam aktor niedawno skomentował sprawę i na pytanie, czy pojawi się w Once upon a time in Hollywood czy nie, w rozmowie z Faktem odpowiedział, że „zobaczymy niedługo”. Podkreślił także, że zaproszenie przez Tarantino do współpracy jest dla niego wielkim zaszczytem.

Choć polskiego aktora nie ma ani na plakatach, ani w zwiastunie, trzymamy kciuki by spełniło się jego wielkie marzenie. Zagrać u Tarantino to bowiem jedno, inna sprawa to pokazać to światu. O tym, czy Rafał Zawierucha pojawi się ja wielkim ekranie przekonamy się w polskich kinach 9 sierpnia.

Zobacz także: „Once Upon a Time in Hollywood” - mamy zwiastun filmu z Leonardo DiCaprio, Bradem Pittem i Margot Robbie