Swego czasu jednym z naszych najpopularniejszych postów na Instagramie było zdjęcie rozstępów, pod którym zapytałyśmy czytelniczki o to, czy je akceptują. Nie sądziłyśmy, że tym samym wsadzimy kij w mrowisko, a ponad 100 tysięcy naszych obserwatorów podzieli się na dwie grupy: osób, które uważają, że to zupełnie normalne, piękne i nie należy się ich wstydzić, a także osób, które uznały, że to nieestetyczne i które nienawidzą swoich rozstępów. Najbardziej ucieszyło nas jednak to, że dziewczyny z pierwszej grupy starały się wesprzeć pozostałe w procesie akceptacji. Zachęcały do spojrzenia na siebie bardziej przychylnym okiem, dzieliły się swoimi historiami. Ale to jeden komentarz zapadł mi w pamięci najbardziej. Czytelniczka podziękowała nam w nim za poruszanie tak istotnych tematów i dodała, że dla niej Glamour jest właśnie o tym – że nie piszemy od razu jak się pozbyć rozstępów (zamiast tego wstaw cokolwiek przyjdzie Ci do głowy: trądzik, cellulit itp.), ale pomagamy je zaakceptować. I dokładnie tak widzę dziś rolę magazynów i marek modowych, które w ostatnich latach wykonały ogromną pracę, by zmienić podejście dziewczyn do własnego ciała.

Dlatego na naszym Instagramie chętnie dzielimy się inspirującymi hasłami o miłości do samej siebie, a także zdjęciami pokazującymi różnorodne dziewczyny. Chcemy być – i mam nadzieję, że jesteśmy – wsparciem w Waszym procesie samoakceptacji. Wiemy jednak, że to nie jest łatwa droga. Kiedy zadałyśmy Wam pytanie o to, co lubicie w sobie najbardziej, wskazywałyście cechy charakteru, osobowości np. poczucie humoru, empatia, inteligencja czy pracowitość. Rzadko która z Was pisała, że lubi swoje nogi, włosy czy brzuch. Jak się później okazało, nie wynika to jednak z tego, że nagle wszystkie bardziej niż wygląd cenicie sobie to, co w środku. Po prostu nie przywykłyście do tego, by komplementować same siebie, a pośród kompleksów dostrzegać własne piękno.

Kiedy ktoś pyta mnie więc dziś, o czym tak naprawdę jest Glamour, to obok dziewczyńskich tematów dotyczących relacji, kariery, zdrowia, seksu, girl power czy siostrzeństwa, zawsze wymieniam także samoakceptację, ciałopozytywność i hasło nawiązujące do międzynarodowego przekazu magazynu: „Hey, it's ok... być sobą”. Tylko... no właśnie, jak być sobą, gdy wszystko wokół wydaje się „fajniejsze” niż my?
 

Dziewczyny, zacznijcie doceniać siebie!

Kobiety bardzo często umniejszają swojej roli, nie potrafią dostrzegać w sobie pozytywów, a jeśli już to wybierają bezpieczne rozwiązania – zamiast powiedzieć, że mają super figurę i piękne oczy, wybierają np. wspomniane wcześniej cechy osobowości. Jesteśmy za to świetne w wytykaniu samym sobie, ale też często i wzajemnie, wad (boczki, nieatrakcyjny wygląd, czy brak porównywalnych do mężczyzn kompetencji w pracy). Wynika to przede wszystkim z tego, w jakiej kulturze zostałyśmy wychowane, a także z tego, w jakim świecie obecnie przyszło nam żyć. Mówienie o sobie dobrze często równoznaczne jest z chwaleniem się, a bycie atrakcyjną fizycznie przez wiele z nas mylone jest z byciem szczęśliwą. To także dotyczy sfery zawodowej – kobiety rzadziej walczą o awanse lub gdy widzą interesującą ofertę pracy uznają, że nie mają wystarczających kwalifikacji, podczas gdy mężczyźni i tak aplikują, choć nie spełniają wszystkich wymogów postawionych przez przyszłego pracodawcę.

Kilka lat temu przeprowadzono badania, w których okazało się również, że Polki nie potrafią przyjmować komplementów. Zdziwione? A ile razy usłyszałyście od koleżanki, że macie super sukienkę i zamiast odpowiedzieć zwyczajne „dziękuję” lub „miło mi”, rzuciłyście, że wcale nie jest taka fajna i że jest „stara z Zary”? Nie potrafimy przyjmować i cieszyć się z pochwał, bo... same sobie nie potrafimy powiedzieć „super wyglądasz”. A media społecznościowe niestety wcale nam w tym nie pomagają.
 

Badania nie pozostawiają wątpliwości – media społecznościowe wpływają na naszą samoocenę

Choć powstały z myślą (i misją) łączenia ludzi, ułatwiania komunikacji, nawiązywania i podtrzymywania relacji, dla wielu stały się źródłem stresu, smutku, złości i... samotności. Jak w soczewce skupiają bowiem wszystkie nasze największe lęki społeczne: strach przed odrzuceniem, negatywną oceną i poczuciem bycia gorszym od innych. Są powodem frustracji, bo choć w nich jesteśmy pewniejsi siebie, śmielej dzielimy się różnymi rzeczami, kreujemy siebie na nowo... później przychodzi nam zetknięcie się ze sobą w rzeczywistości. I ta prawdziwa osoba może już nie spełniać naszych oczekiwań, a w ręcz okazać się rozczarowaniem. Claire Mysko, ekspertka zajmująca się wiedzą o mediach i właśnie tematyką samooceny nie ma wątpliwości, że portale społecznościowe przyczyniają się do niskiego poczucia wartości. Większość badań potwierdza, że korzystanie z nich i to w jaki sposób to robimy, wpływa niekorzystanie na nasz nastrój i budowanie relacji.

Przeprowadzone kilka lat temu w Kopenhadze bdania pokazały, że regularne sprawdzanie Instagrama czy Facebooka sprawia, że czujemy się gorzej, mamy obniżone samopoczucie, tracimy zadowolenie z życia, a tym samym nie dostrzegamy własnej wartości. Wynika to z tego, że publikując nowe treści na swoich profilach oczekujemy (nie oszukujmy się), że ktoś je zauważy, polubi, a najlepiej jeżeli jeszcze skomentuje. Dla wielu z nas liczba like'ów świadczy o statusie społecznym, byciu osobą interesującą i lubianą. Jeśli zaś jest ich za mało... bardzo szybko może okazać się, że nasza samoocena, poczucie wartości w sekundę roztrzaska się z hukiem o podłogę.

Z kolei inne badania opublikowane w International Journal of Eating Disorders, sprawdzające powiązanie mediów społecznościowych z zaburzeniami odżywiania wykazały, że kobiety, które spędzały 20 minut scrollując Facebooka odczuwały większy brak satysfakcji z własnego ciała niż te, które w tym czasie oglądały inne strony internetowe. Tym samym kobiety korzystające z portalu społecznościowego częściej borykały się z problemami związanymi z jedzeniem.

Nie będę udawać, że tradycyjne media nie miały w tym wszystkim udziału. Przez lata magazyny o modzie promowały niedoścignione ideały, piękne twarze i nieskazitelne życiorysy (na szczęście chociaż tutaj zaszły pozytywne zmiany). Niestety w dobie Instagrama przybrało to jeszcze większy rozmach, bo dziś nie tylko modelki chwalą się swoim doskonałym życiem, ale także... nasze koleżanki i koledzy. No bo jeszcze jesteśmy w stanie wytłumaczyć sobie, że Aniołek Victoria's Secret żyje tak, a nie inaczej, a co jeśli życie które same chciałybyśmy wieść ma nasza sąsiadka albo przyjaciółka?
 

Życie z Instagrama nie istnieje naprawdę

Okazuje się więc, że zamiast dostarczać nam rozrywki i chwili oddechu od codzienności, social media wzmagają w nas poczucie beznadziejności. Przyznam, że nie do końca w to wierzyłam dopóki nie okazało się, że mam koleżankę, która cierpi, gdy inni wypoczywają na Malediwach i wrzucają zdjęcia stamtąd na Instagrama, która nigdy nie gratuluje nikomu sukcesów, kiedy chwalą się nimi na Facebooku i nie cieszy się z awansów przyjaciół. Choć sama ma dużo (udane życie prywatne i zawodowe), inni według niej mają – „więcej”, „lepiej”, „ładniej” i „fajniej”.

Zawsze w takich momentach przypominają mi się powiedzenia o tym, że zawsze jest lepiej tam, gdzie nas nie ma, a trawa u sąsiada jest bardziej zielona. I tu nie chodzi wyłącznie o zazdrość, ale po prostu o niezadowolenie z własnego życia, niedocenianie go, a finalnie – niedocenianie siebie jako osoby, która ma do zaoferowania innym zdecydowanie więcej niż markową torebkę czy zagraniczne wakacje. O naszej wartości nie powinien świadczyć ani wygląd, ani to ile pieniędzy mamy, ani to czym zajmujemy się w życiu. A tym bardziej nie to, ile like'ów dostajemy. Liczy się to, jakimi osobami jesteśmy. I prędzej czy później i tak się o tym przekonamy.

Szczególnie, że to, co każdego dnia oglądamy na Instagramie to alternatywna, wykreowana często rzeczywistość. Po to powstały różnie upiększające zdjęcia aplikacje, filtry, Photoshop. Wszystko to ma nam pomóc stworzyć jeszcze piękniejsze zdjęcia, które zyskają jeszcze więcej polubień. Każdy pokazuje tam tylko pewien wycinek swojego życia, coś czym chce się z innym podzielić, na czym chce zbudować swój wizerunek. I dotyczy to zarówno gwiazd, influencerek, jak i naszych znajomych. Zresztą z wyidealizowanymi zdjęciami czy fotkami dotyczącymi diet i suplementów zastępujących posiłki, walczyć postanowił nawet sam Instagram. Te ostatnie zaczął ukrywać, a w niektórych krajach testowo schował serduszka pod postami. Wszystko, by przerwać wyścig o popularność i gonitwę za polubieniami, które według coraz to nowszych badań mogą prowadzić do poważnych zaburzeń psychicznych. Bo dla wielu osób ich własna wartość liczona jest właśnie like'ami i komentarzami.
 

Czas polubić siebie

Ale social media mają także pozytywne strony. Chociażby to, że są miejscem szerzenia idei samoakceptacji i dziewczyńskiego wsparcia! To platformy na których możemy okazać innym naszą sympatię i pomóc im budować wiarę we własne możliwości. O swojej własnej drodze do samoakceptacji w naszym marcowym numerze opowiada nam gwiazda okładki, Julia Wieniawa. Aktorka i piosenkarka wyznała, że jak każda z nas tak i ona miała kompleksy, bo trudno ich nie mieć, gdy wciąż ktoś wytyka ci wady. A ją akurat punktują media w całym kraju, a tylko na Instagramie obserwuje ponad 1,5 mln osób. „Dziś patrzę na siebie z miłością i wyrozumiałością”, mówi. Dodaje także, że lubi siebie, ale to ciągła praca, że trzeba poświęcić temu czas, by tego nie stracić. Dlatego codziennie powtarza sobie głośno, za co się lubi i za co jest sobie wdzięczna. I to najlepsze ćwiczenie na samoakceptację. Zacznij dostrzegać swoje dobre strony, nie skupiaj się na wadach (każdy ja ma!). Wskaż sobie powody, dla których warto Cię lubić. Jest ich sporo, zacznij po prostu być ze sobą szczera. Samoakceptacja to spojrzenie na siebie przychylnym okiem, z czułością i wyrozumiałością, danie sobie pola na niedoskonałości (powtarzam – każdy je ma!). Przestań więc porównywać się z innymi, że ktoś jest ładniejszy, bogatszy, ma lepszą cerę czy brak cellulitu.

Jedna z najpopularniejszych obecnie wokalistek Lizzo, prawdziwa propagatorka pozytywnego podejścia do swojego ciała w jednym ze swoich kawałków śpiewa: „Sądzę, że zakochałam się, w samej sobie”. I to przesłanie od nas dla Was. Nie tylko na 2020. To naturalne, że nieustannie poszukujemy akceptacji, ale najpierw powinnyśmy poszukać jej w sobie. Ten jeden lajk, od siebie dla siebie, jest tym najważniejszym.