Sandra Kubicka to jedno z najgorętszych nazwisk w polskim show-biznesie. Karierę w modelingu zaczynała jako nastolatka. Pojawiła się w wielu kampaniach, a także na okładkach topowych magazynów. Ostatnio - po 14 latach w branży - stwierdziła, że czas na zmiany. Rozpoczyna nowy rozdział. Taki, w którym skupi się przede wszystkim na sobie i własnym zdrowiu, a jednocześnie nie będzie musiała przejmować się tym, co ktoś myśli o jej wyglądzie. Teraz Sandra Kubicka stawia na własny biznes oraz edukację innych na temat PCOS, czyli zespołu policystycznych jajników. Jak przyznała, to jej misja.

Asia Twaróg: Sandra, zaczęłaś pracę jako modelka, gdy byłaś nastolatką. Twoje ciało naturalnie się zmieniało. Dojrzewało. Jestem ciekawa, czy towarzyszyła ci wtedy presja idealnego wyglądu?

Sandra Kubicka: Zdecydowanie tak. Pamiętam, jak miałam około 15 lat i strasznie chciałam pracować dla Victoria’s Secret, Calzedonia oraz innych marek bieliźnianych. Nie było to jednak możliwe, bo – jak słyszałam w agencji – miałam tak zwaną baby face, a do tego taką dziecięcą figurę. Musiałam czekać aż moje ciało się zmieni – dojrzeje. Potem dowiedziałam się, że powinnam schudnąć. Poza tym moja agencja namówiła mnie na operację piersi. Prawda jest taka, że przez całą karierę byłam pod ogromną presją. 

Miałaś wtedy problemy z samoakceptacją?

Owszem. Miałam wiele kompleksów. Dotyczyły one m.in. wspomnianych już piersi, a także mojej wagi, która wciąż się zmieniała. Nie potrafiłam też zaakceptować swoich zębów, bo wielu klientów mówiło, że mam „słodki uśmiech jak króliczek”. Dla nich było to urocze, ale dla mnie krzywdzące. W końcu zdecydowałam się na licówki. To wszystko bardzo negatywnie wpłynęło na moje zdrowie psychiczne. Jednak poradziłam sobie z kompleksami. Teraz wiem, że jestem w najlepszym momencie w swoim życiu. Akceptuję siebie i mam wrażenie, że wiąże się to z tym, że już nic nie muszę. Jeśli biorę udział w jakiejś sesji zdjęciowej czy współpracy, to dlatego, że mam na to ochotę, że warunki odpowiadają mi w stu procentach. Nikt nie może mi powiedzieć, co mam robić. 

Jak wyglądała twoja droga do pełnej akceptacji siebie? Coś albo ktoś ci pomógł w tym procesie?

Niestety wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach ludzie wolą wbić ci przysłowiową szpilkę niż wesprzeć w trudnych chwilach. Nie brakuje trolli internetowych, które bezpodstawnie krytykują twój wygląd. Ludzie porównywali mnie do orki, mówili „modeleczką już nie będziesz” itp. Takie komentarze zostają w pamięci – nawet, jeżeli nie ma ich dużo. To boli. Dlatego sama musiałam przepracować pewne rzeczy. Poświęciłam temu naprawdę dużo czasu i energii. Wylałam sporo łez. Nauczyłam się pokazywać się w mediach społecznościowych taka jaka jestem – bez retuszu. Na pewno pomogła mi w tym terapia. 

Zobacz także:

Czytasz komentarze na swój temat w sieci czy starasz się je ignorować?

To bardzo ciekawa kwestia. Jakiś czas temu zauważyłam, że w moich mediach społecznościowych nie ma zbyt dużo komentarzy. Mój profil na Instagramie wyświetla około milion osób tygodniowo. Z kolei komentarzy pod zdjęciem pojawia się np. tylko 40. Zdarza mi się je czytać. Natomiast nie zaglądam do sekcji wiadomości prywatnych. Pęka bowiem w szwach od historii życiowych, hejtu oraz obrzydliwych wyzwisk. 

Skąd twoim zdaniem wzięła się ta potrzeba komentowania twojego życia czy wyglądu?

Nie mam pojęcia. Być może chodzi o zazdrość? Niemniej jednak jest to krzywdzące i ma negatywny wpływ na zdrowie. Jeśli z jakiegoś powodu nie podoba mi się coś u innej osoby, niezależnie od tego, czy jest to ktoś znany czy nie, to nie spędzam czasu wolnego na pisaniu przepełnionych nienawiścią komentarzy.

Kilka lat temu poinformowałaś w mediach społecznościowych, że cierpisz na PCOS. Oczywiście nie jestem ekspertką w tym temacie, ale z tego, co wiem, choroba ta ma ogromny wpływ na wygląd, jak również na nastrój. Jak to wyglądało u Ciebie?

Przede wszystkim warto zaznaczyć, że istnieją policystyczne jajniki, czyli takie, na których powstają pęcherzyki, a przez to wyglądają trochę inaczej oraz zespół policystycznych jajników. Towarzyszą mu nadwaga, zarost w różnych miejscach na ciele, niedoskonałości w okolicach żuchwy, brak owulacji, miesiączki, jak również depresja. Niestety pojawiły się u mnie wszystkie te symptomy. Co ciekawe, to były czasy „Tańca z gwiazdami”, gdzie co tydzień pięknie wyglądałam, ciągle się uśmiechałam. Niewiele osób wiedziało, że coś się dzieje. Z czasem stawałam się coraz szczuplejsza, bo nie jadłam, do tego borykałam się ze stresem i problemami w związku – mój ówczesny narzeczony był zazdrosny o tancerza, z którym występowałam w programie, przez co ciągle się ze mną kłócił. Wszystkie problemy nagle się skumulowały. Nie dawałam już rady. Pewnego dnia zadzwoniłam do swojej mamy i powiedziałam „potrzebuję pomocy, mamo”. 

Z doświadczenia wiem, że gdy cierpisz na PCOS, to jesteś tak delikatna i wrażliwa, wręcz krucha, że jak ktoś cię krytykuje, to może wyrządzić naprawdę dużo krzywdy. Trzeba znaleźć w sobie dużo siły, by wyciągnąć rękę po pomoc. Ja dałam radę. Na pewno pomogła mi w tym przeprowadzka do Polski – czułam, że muszę zmienić otoczenie oraz ludzi, których mam wokół. Co więcej, poszłam do psychiatry, a potem do psychologa. 

Teraz czuję się naprawdę dobrze i wiem, że tego rodzaju problemy nie są powodem do wstydu. Nie muszę już brać leków, ale nadal chodzę do pani psycholog. Polecam terapię każdej osobie. Nikt cię wtedy nie ocenia, nie krytykuje, wiesz, że twoje sekrety nie wypłyną do mediów czy do internetu. Możesz się wygadać i stajesz się taka lekka. 

Ostatnio opublikowałaś post na Instagramie, w którym poinformowałaś o postępach w leczeniu, wspomniałaś m.in. o owulacji. Czy możesz powiedzieć coś więcej o obecnym etapie twojej walki z PCOS?

Tak, miałam owulację. Zaczęłam miesiączkować, moje włosy rosną, nie mam już pryszczy na twarzy. Co więcej, zniknęła insulinooporność. Na początku zażywałam leki, które są zalecane osobom zmagającym się z cukrzycą, ale po pewnym czasie z nich zrezygnowałam i skupiłam się na zdrowej diecie. To przyniosło niesamowite efekty. Myślę, że jeśli będę dalej podążać tą drogą, to będzie super. Oczywiście każdy przypadek jest inny. Dlatego warto regularnie konsultować swój stan zdrowia z lekarzem. 

Czy twój partner, Aleksander, wspiera cię w walce z PCOS?

To moje największe wsparcie i mój największy fan. Codziennie słyszę, że jest ze mnie bardzo dumny, że motywuję go do działania. Alek bardzo o mnie dba. Jest prawdziwą oazą spokoju i uczy mnie tego, jak zachowywać spokój. W naszym domu panuje spokój. A tego właśnie mi brakowało, gdy zdiagnozowano u mnie PCOS. 

Czujesz się inspiracją dla innych dziewczyn, jeśli chodzi o PCOS?

Oczywiście nie ma kogoś takiego jak „ambasadorka PCOS”, ale według pewnych osób chyba rzeczywiście nią jestem. Zainteresowanie zespołem policystycznych jajników na moim Instagramie jest tak duże, że chyba niedługo będę musiała założyć osobny profil, na którym skupie się tylko na tym temacie [śmiech – przyp. red.]. Dziewczyny regularnie do mnie piszą w tej sprawie. Opowiadają mi swoje historie. Do tego zapisują się na konsultacje do lekarza, który się mną opiekuje. To świetny specjalista. Cieszę się, że z czegoś tak okropnego wyszło jednak coś dobrego. Ta choroba połączyła wielu ludzi. 

Można powiedzieć, że zwiększanie świadomości na temat PCOS, to twoja misja?

Chyba tak miało być. Gdy moja mama mnie urodziła, powiedziała „moja córka będzie sławna”. Teraz myślę, że nie chodziło np. o modeling czy show-biznes, ale właśnie o walkę z chorobą. Może miałam zdobyć popularność właśnie po to, aby przekazać coś ważnego? Nagłośnić? Zmienić na lepsze? Jeśli tak, bardzo się z tego cieszę i będę to kontynuować. Pracuję teraz nad unikatowymi suplementami dla osób z PCOS. Trwają badania na ten temat. Wraz z moją firmą, która zadebiutuje już niebawem, będę szukać leku, który pomoże dziewczynom cierpiącym na zespół policystycznych jajników. Brakowało mi tego na rynku.

Czy to znaczy, że chcesz całkowicie zrezygnować z modelingu? Skupisz się na rozwijaniu własnej marki oraz mówieniu o PCOS?

Praca w modelingu była świetną przygodą. Jednak wychodzę z założenia, że trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny z honorem. I ja właśnie to robię. Jeśli pojawią się jakieś ciekawe propozycje, na pewno je rozważę, ale teraz skupiam się na swoich markach, na czele z tą dla dziewczyn z PCOS. Rozpoczynam nowy rozdział. 

Czego mogłabym ci życzyć?

Ostatnio powtarzam, że niczego, bo wszystko mam. Kiedyś marzyłam o zdrowiu, a teraz jestem zdrowa. Marzyłam o miłości i znalazłam ją. Chciałam mieć dużo projektów – teraz nie narzekam na nudę. Jeżeli zasługuję na więcej, to tak będzie.