Strefy erogenne to miejsca na mapie ciała, które są szczególnie wrażliwe. Ich stymulowanie wywołuje podniecenie, może nawet wystarczyć, aby doświadczyć orgazmu. Można podać czułe punkty, które będą wspólne dla większości z nas, jednak najlepiej na tym nie poprzestawać i eksplorować ciało w poszukiwaniu rozkoszy, bo potrafi ono pozytywnie zaskoczyć.
Strefy erogenne – co to takiego?
Zaliczamy do nich oczywiście genitalia, ale i inne, mniejsze lub większe, części naszego ciała. A dokładnie te miejsca, gdzie skóra jest cienka i mocno unerwiona – np. zgięcia kolan, wewnętrzna strona ud, jak i przejścia skóry w nabłonek śluzowy (np. odbyt). Stymulacja tych obszarów może zapewnić wyjątkowe doznania, warto jednak pamiętać, że to uogólnienia i należy zwracać uwagę na indywidualne uwarunkowania – to, co dla jednej osoby będzie przyjemne, dla drugiej może być bolesne, wywoływać dyskomfort. Kiedy tak jest, nie zrażajmy się, a szukajmy dalej.
Kobiece strefy erogenne
Choć do kwestii miejsc erogennych najlepiej podchodzić indywidualnie, to ogólnie ciało kobiety jest bardziej reaktywne niż ciało mężczyzny. U nas strefy erogenne zajmują jakieś 15% powierzchni ciała, natomiast u mężczyzn – około 3%. Nasza reaktywność, wrażliwość na bodźce związana jest ze współdziałaniem układu nerwowego z hormonalnym. Dobrze jest więc obserwować swoje ciało w trakcie cyklu, aby wiedzieć, kiedy najlepiej reaguje, a kiedy dotyk np. sprawia ból (niektóre kobiety mają bardzo wrażliwe brodawki sutkowe czy w ogóle piersi tuż przed miesiączką i ich stymulacja to wtedy nic przyjemnego). Wspaniałym obszarem na mapie kobiecych czułych stref jest łechtaczka, której żołądź, czyli 2-3 cm część zewnętrzna, jest bardzo silnie unerwiona, a co za tym idzie jej pobudzanie może dostarczać wyjątkowych doznań.
Erogenna mapa ciała – jak ją odkrywać?
Niespieszne eksplorowanie to świetny pomysł na randkę solo lub z innymi osobami. Najlepiej zacząć od jak najmniej oczywistych miejsc, a na koniec zostawić sobie np. genitalia czy inne najwrażliwsze punkty. Warto dać sobie sporo czasu, podejść do tego z ciekawością, nie oceniać odczuć i cieszyć się samym poszukiwaniem, nie dążyć za wszelką cenę do jakiegoś celu, np. orgazmu. Odkrywajmy więc ciało centymetr po centymetrze, sprawdzajmy fakturę skóry, jej zapach...
Istotne jest, nie tylko co stymulować, ale i jak. Głaszczmy, naciskajmy, drażnijmy – ręką, jakimś gadżetem – ale i całujmy, liżmy, dmuchajmy, podgryzajmy... Jeśli potrzebujemy nawigacji, to zwróćmy uwagę na szyję, kark, płatki uszu, jak również ich wnętrze, pachy, zgięcia rąk, nadgarstki... Od głowy do stóp. Skupmy się także na twarzy, choć nie od razu na ustach. W okolicach genitaliów nie zmierzajmy z kolei prosto do łechtaczki czy waginy, a zbadajmy pachwiny, rozchylmy delikatnie wargi, pomasujmy wzgórek łonowy.
Uważność – sposób na lepsze doznania
Dobra wiadomość jest taka, że nasze ciało może się rozbudzić, może stać się bardziej reaktywne. Wszystko to kwestia odpowiednich ćwiczeń, postawienia na uważność, pozwolenia sobie na przeżywanie dogłębne, bycie tu i teraz, co oczywiście jest trudne, nasze myśli lubią uciekać, zwłaszcza kiedy mamy sporo na głowie. Dlatego na intymną sesję z ciałem można się przygotować, wcześniej medytując czy robiąc listę zadań, aby wyrzucić z głowy obowiązki i problemy. Można także odbyć sesję jogi, aby ciało było rozluźnione, bez napięć, które często powodują, że dotyk jest nieprzyjemnym doznaniem zamiast rozkosznym. Warto też wyłączyć zmysł wzroku, zasłonić oczy przepaską, aby inne zmysły się wyostrzyły, a nasza wyobraźnia miała większe pole do popisu. Przyjemnej podróży!