38 600 000 – tyle wyników w Google wyświetla się pod angielskim hasłem „memy o upijaniu się”. Śmieszne? Chyba nie bardzo, bo na kacu (i tym fi zycznym, i moralnym) zwykle mało komu jest do śmiechu. Ale to tylko jeden z dowodów na to, że alkohol zdominował współczesne życie. Jak pisze Holly Whitaker w autobiograficznej książce „Na zdrowie! Jak trzeźwiałam w kulturze picia”, „wina, wódki, piwo to podstawowy dodatek do sukcesu kobiety. (...) W sieci można znaleźć tysiące memów, magnesików na lodówkę, T-shirtów z nadrukami (...), które zachęcają nas do upijania się”.

Choć statystyki nie napawają optymizmem (według raportu PARP-y – Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych – w Polsce może być nawet półtora miliona kobiet uzależnionych od alkoholu lub tzw. pijących szkodliwie, głównie między 18. a 29. rokiem życia), to na poprawę humoru mamy GIF-y z pijanymi kotami czy anegdoty z cyklu „too drunk to fuck”. I dodatkowo jeszcze, dowody na rzekome prozdrowotne, a nawet odmładzające działanie alkoholu – przecież czerwone wino zawiera zbawienny dla serca i skóry resweratrol! Tylko że, jak pisze dalej Whitaker, pijemy – dla zabawy – to samo, z czego produkuje się paliwo rakietowe, farby malarskie czy rozpuszczalniki. Bo z chemicznego punktu widzenia jest to ten sam etanol, który przyjmujemy do organizmu razem z musującym prosecco czy kolorowym cosmopolitanem. Na co nam więc zdrowy tryb życia, diety pudełkowe, drogie kremy i karnety na siłownię, skoro na własne życzenie serwujemy sobie truciznę? I dlaczego szkodzenie sobie wciąż dla wielu jest wyznacznikiem bycia cool?

Ten absurd zauważa coraz więcej osób, które świadomie rezygnują z alkoholu i innych używek. Są wśród nich też celebryci, m.in. Tom Hardy, Lana Del Rey, Lil Yachty, Florence Welch, Megan Fox. Ich motywacje są różne – od uzależnienia (o którym mówią otwarcie i bez wstydu) po holistyczne podejście do zdrowia i self-care rozumiany inaczej niż jako kąpiel w pianie z kieliszkiem prosecco. O tym, że trend na trzeźwość rośnie w siłę, świadczy też fakt, że na Instagramie jest już prawie 3,5 miliona postów opatrzonych hasztagiem „sober”, czyli trzeźwy. Duża w tym zasługa sober influencerów i influencerek, którzy na swoich profi ach zachęcają do trzeźwienia, pokazując na własnym przykładzie, że „sober is the new sexy”. I że bez procentów można żyć nawet nie na 100, ale na 200 proc. O czym przekonują nasze bohaterki (i autorka tego tekstu, trzeźwa od ponad czterech lat).

Marta Markiewicz, @tylkoprestizsieliczy, 31 lat, trzeźwa od pięciu lat

Trzy lata temu wrzuciłam na Instagram zdjęcie z Woodstock z hasztagami: #soberlife i #nofear. Bo moje problemy, uzależnienia, zaburzenia odżywiania – to wszystko wzięło się z lęku i wstydu. Gdy zaczęłam terapię, też się bałam. Najbardziej tego, że do końca życia będę nudną sekretarką w garsonce. Przez siedem lat pracowałam w fajnych knajpach, a tu okazało się, że nie mogę już pracować ani w kawiarni, bo zaburzenia odżywiania, ani w barze, bo alkohol.
Moim lękiem było też, co będę robiła w weekendy. Ale w miejsce alkoholu weszły nowe zajęcia, zaczęłam chodzić na wystawy, warsztaty, do grup wsparcia, poznawać trzeźwych ludzi. Zaprzyjaźniłam się z osobami, które znałam od lat, ale zaczęli mnie dopiero interesować, jak zaczęłam trzeźwieć. W czynnym uzależnieniu nie interesowało mnie zbyt wiele. Pod koniec uzależnienia byłam w izolacji, również przez zaburzenia odżywiania, bo wstydziłam się tego, jak wyglądam. Ten toksyczny wstyd towarzyszył mi od dziecka, jeszcze zanim powstały social media. W gimnazjum miałam na pulpicie komputera kolaż ze zdjęciami anorektyczek, chciałam być jak one. Już na trzeźwo zaczęłam więc świadomie wchodzić
we wstydliwe dla mnie sytuacje, żeby z tym wstydem walczyć. Najpierw wstawiałam swoje selfie, potem zdjęcia, które zrobił mi kolega, również nagie, z czasem odważyłam się wypowiadać do kamery. Półtora roku temu założyłam konto na TikToku, na którym pokazuję uroki i trudy trzeźwego życia, wygłupiam się z przyjaciółmi, a także poruszam kwestie LGBT+ ze względu na moją nieheteronormatywność. Daje mi to upust kreatywności, którą w sobie tłumiłam przez lata uzależnienia. Tak samo jak SobeRave – trzeźwe imprezy, które organizuję od dwóch lat. I choć za każdym razem czuję ścisk w gardle, że nikt nie przyjdzie, to cieszy mnie, gdy ludzie przyprowadzają swoich znajomych i pytają, kiedy następna edycja. Jest to też forma zaspokojenia mojego ego. Wymagało ode mnie dużo odwagi, by się przyznać, że jestem atencyjna i potrzebuję uwagi. A jeśli mogę przy tym komuś pomóc, to super. Jednocześnie na wiele osób, które nie dopuszczają do siebie myśli, że są uzależnione, ten temat działa jak czerwona płachta na byka. Muszę się z tym liczyć, tak samo jak z umniejszającymi komentarzami na TikToku typu: „Nie ma się czym chwalić”.

Z drugiej strony, największy odzew mam, gdy mówię o sobie. Najlepsze, co mogę usłyszeć, to, że jestem autentyczna, bo sama wciąż mam poczucie, że gram. Niedawno, przy okazji mojej piątej rocznicy trzeźwości, mama przypomniała mi, że przecież zawsze chciałam być rozpoznawalna. Ja na to, że chciałam być piosenkarką, tancerką, a jestem znaną narkomanką.
A ona odpowiedziała, że to, co robię, ma wielką wartość i jest ze mnie niesamowicie dumna.

Asia Skwierczyńska, @soberpolishgirl, 32 lata, trzeźwa od dwóch lat

Mój kolega, trzeźwy od czterech lat, mówi, że wreszcie czuje się jak normalny płatnik podatków. Coś w tym jest. Ja, decydując się na trzeźwość, czuję, że odzyskuję godność oraz kontrolę nad własnym życiem. Mam też wreszcie możliwość poznania siebie. Pijąc, zapomniałam, jakie mam mocne strony, bardziej skupiałam się na tych słabych, nie stać mnie było na szacunek wobec siebie i innych. Teraz to widzę. Niedawno pierwszy raz doświadczyłam hejtu w sieci, ale nie mam o to żalu, wiem, w jakim miejscu ta osoba się znajduje, bo sama tam byłam – w aktywnym uzależnieniu, pogrążona w żalu, smutku. Mnie też zdarzało się wtedy przelewać swoje cierpienie na innych, dodając hejterskie komentarze, za co jest mi wstyd. Dlatego upubliczniłam te wiadomości, bez zdjęcia i danych tamtej osoby, żeby przekuć coś negatywnego w coś wspierającego, nawiązując tym samym do siebie sprzed kilku lat. Pamiętam, kiedy w stanach lękowych po imprezie szukałam informacji, jak sobie pomóc. Oprócz sposobów na kaca natrafiłam na nagrania TED Talks, gdzie wypowiadały się osoby uzależnione. Bardzo mnie te rozmowy poruszyły, ci ludzie wzbudzali we mnie podziw. Wyobrażałam sobie siebie na ich miejscu, ale nie wyobrażałam sobie życia bez alkoholu. Piłam kilkanaście lat, innego życia nie znałam. Dziś mam
za sobą dwa pobyty w ośrodkach leczenia uzależnień. Po roku trzeźwości postanowiłam podzielić się moimi doświadczeniami. Widziałam, że są osoby, które mówią otwarcie o uzależnieniu, ich obecność w sieci dodała mi odwagi do zrobienia czegoś podobnego. Staram się pisać o tym, co sprawiało mi trudność, i zamieszczać treści, jakich sama szukałam, a nie znalazłam ich w polskim internecie. Zależy mi, by przekuć swoją największą słabość w coś dobrego, dla innych, ale przede wszystkim dla mnie, bo to też forma autoterapii. Instagram napędza mnie do trzeźwienia, tak samo jak grupy wsparcia. Długo bałam się na takich spotkaniach odezwać, a gdy się przełamałam, spotkałam się z dużym zrozumieniem. Ale do takiej grupy nie trafia się z ulicy, trzeba wiedzieć, gdzie szukać pomocy. Drogowskazem mogą być właśnie social media, które dla mnie są też narzędziem pracy. Na co dzień zajmuję się e-commerce i reklamą płatną w mediach społecznościowych. Niedawno zrobiłam też certyfikat terapeutki biofeedback. Cieszę się, że Instagram daje mi możliwość połączenia pomocy innym z życiem zawodowym. Chciałabym tworzyć digitalowe narzędzia wspierające w trzeźwieniu, opierając się na tym, co pomogło mnie samej. Ogromną motywację daje mi też mój partner,
który wszedł ze mną w związek, gdy jeszcze byłam w czynnym uzależnieniu. Mówi mi, że od tych dwóch lat rozkwitam. I że obserwowanie tego sprawia mu wielką radość.

Olga Lemańska, @instapogodynka , 32 lata, trzeźwa od trzech lat

Mój Instagram zaczął się równolegle z odwykiem. Chciałam mówić o czymś, co jest ludziom potrzebne, a do tego neutralne, więc padło na pogodę. Zaczęłam w te treści wplatać moją codzienność, a wtedy to była głównie terapia, która zajmowała mi 10 godzin tygodniowo. Nagle okazało się, że ludzie się tym interesują. W ośrodku terapeutycznym słyszałam, że przychodzą „nowi” ode mnie z Instagrama. Ostatnio na imprezie firmowej podeszła do mnie dziewczyna i powiedziała, że uratowałam jej życie. Dostaję sporo takich wiadomości. Przez chwilę to mnie przytłoczyło i przerosło, byłam niecałe dwa lata trzeźwa i weszłam w rolę ratowania całego świata, chciałam pomagać wszystkim. Zdarzyło się, że jakiś chłopak napisał do mnie: „Daj mi swój numer, bo jak nie, to się pójdę napić”. Ale dzięki temu nauczyłam się stawiać granice. Dla mnie to też ogromne wsparcie, kiedy piszę na Instagramie, że mam gorszy dzień, i dostaję mnóstwo ciepła. Bardzo mnie cieszy, że stworzyliśmy własną społeczność, mamy swoje imprezy – sober rave’y, trzeźwe weekendy. Jedna z koleżanek z grupy terapeutycznej dziś sama jest terapeutką i ma swoich pacjentów. Działam też w grupach wspólnotowych, gdzie przychodzą osoby dużo ode mnie młodsze, po dwudziestce, które zaczynają postrzegać trzeźwość jako swój atut, a nie wadę. Wysyłają komunikat: „Jestem spoko, bo nie piję”. Bo trzeźwość naprawdę więcej daje, niż odbiera. Fajnie jest się budzić bez kaca, z energią, cieszyć się z tego, co się robi, a nie tylko robić to, by sobie coś udowodnić. Sama czuję, że zaczynam teraz odżywać i zbierać plony swojej pracy nad sobą. Mam psa i kwiatki, które mi nie więdną, a wcześniej nie byłam w stanie utrzymać nawet jednego. Spełniam się zawodowo, jestem brand managerem dużej włoskiej marki modowej. Ostatnio odważyłam się i poszłam ze znajomymi na imprezę rave. Tańczyliśmy do czwartej rano, wszyscy na trzeźwo. Bardzo mi tego brakowało, bo muzyka, festiwale stanowiły ważną część mojego życia, a okazało się, że mogę to odzyskać. Uzależnienie nie jest wyrokiem. Nie jest też powodem do wstydu. Dzięki temu, że mówię o tym otwarcie, np. na randce, to ludzie są w szoku, ale reagują pozytywnie, nie mają innego wyjścia niż to przyjąć. Były momenty, że bałam się oceny, stygmatyzacji, utraty bliskich mi osób. Sporo znajomości się skończyło, ale pojawiły się w ich miejsce nowe, dużo bardziej wartościowe. To są moje „dary trzeźwienia”, dla których warto codziennie podjąć ten trud i decyzję, że dziś się nie napiję ani nie naćpam.

Zobacz także:

--
W Glamour.pl na co dzień informujemy was o trendach, stylu życia, rozrywce. Jednak w tym trudnym czasie część redakcji pracuje nad treściami skupionymi wokół sytuacji w Ukrainie. TUTAJ dowiecie się, jak pomagać, sprawdzicie, gdzie trwają zbiórki i przeczytacie, co zrobić, żeby zachować równowagę psychiczną w tych trudnych okolicznościach.