W odpowiedzi na tragiczne wydarzenia w teksańskiej szkole podstawowej w Uvalde, przed zaplanowaną na 27 maja premierą pierwszej części 4. sezonu „Stranger Things” Netflix dodał ostrzeżenia o scenach, które w wobec mogą być szczególnie bolesne do oglądania. Trudno się dziwić. O ile do tej pory serial o dzieciakach z Hawkins mówił o mroku ze świata „po drugiej stronie”, wdzierającym się do naszej rzeczywistości, o tyle w nowych odcinkach mrok osiąga najwyższy stopień grozy i makabry.

Podobno ciemność nie jest czymś, ciemność jest brakiem czegoś. Ciemność jako taka nie istnieje, powstaje wtedy, gdy brakuje światła. Światło można badać, ciemności nie. Światło można rozbić na wiele kolory, ciemność jest monolitem... Też tak myśleliście i myślałyście? No więc... Bracia Duffer przekonują, że nic bardziej mylnego. W nowej odsłonie „Stranger Things” mrok – ucieleśnienie zła – jest jaka najbardziej realnym bytem, autonomicznym, monstrualnym, zdolnym do manipulacji. Na wskroś zepsutym, pozbawionym współczucia. Bezwzględnym, okrutnym, bezlitosnym, grającym bez zasad. Zawłaszczającym całe światło...

To zdecydowanie najlepszy sezon w historii „Stranger Things”.  Najbardziej dojrzały, z odwagą przekraczający granice horroru. Jak wyglądał powrót do świata „po drugiej stronie”? Co sprawia, że Vecna przeraża bardziej niż chociażby Dermagorgon z 1. sezonu? I czy gdyby koncept muzyki ratującej z największych ciemności mógł zrealizować się w naszej rzeczywistości, to jakie dźwięki mogłyby ocalać? O to zapytałam odtwórców ról Nancy Wheeler i Jonathana Buyersa, czyli Natalię Dyer i Charliego Heatona, partnerów na planie i w życiu prywatnym. Zobaczcie, co mieli do powiedzenia!

4. sezon „Stranger Things” został podzielony na dwie części.7 pierwszych odcinków zadebiutowało na Netfliksie 27 maja. Druga część pojawi się na platformie 1 lipca 2022 roku. Będzie liczyć zaledwie dwa odcinki, za to finałowy potrwa aż 2 i pół godziny.