To prawda, że szydera z osób, które lubią grzecznie, miło i przy zgaszonym świetle, stała się jakiś czas temu przebojem TikToka. Każdy, kto zapuścił się w mroczne zakamarki aplikacji, mógł trafić na konta młodych osób licytujących się między sobą na to, która z nich uprawia bardziej ekscentryczny, niegrzeczny, niezwykły seks. Jednocześnie kpiąc z osób, które robią to zwyczajnie i bez ekscesów. Ale vanilla shaming, czyli akt zawstydzania kogoś ze względu na jego rzekomo zachowawcze upodobania i niewyszukane potrzeby seksualne, funkcjonuje w naszej kulturze od dawna. Pamiętacie ten odcinek „Przyjaciół”, w którym Rachel wyznaje, że na studiach całowała się z kobietą? Phoebe nie może jej uwierzyć. „Ale przecież ty jesteś taka waniliowa!” – mówi. I Rachel przez cały odcinek będzie próbowała dowieść, że wcale waniliowa nie jest. Jakby było w tym coś złego.

Seks w strefie komfortu

Problem z waniliowym seksem mają nie tylko dzieciaki, które naoglądały się za dużo porno. Przede wszystkim mają go wszyscy, którzy próbują precyzyjnie zdefiniować waniliowy seks. Bo czy da się w ogóle nakreślić jednoznaczną granicę między tym, co w seksie jest jeszcze wanilią, a tym, co już może być pieprzem?

Waniliowy seks, czyli jaki? W powszechnym wyobrażeniu – zwykły, przewidywalny, uprawiany zawsze niemal według tego samego scenariusza. Bez zabawek, wygibasów, świntuszenia, wymyślnych przebieranek. Bez eksperymentów. Uprawiają go wyłącznie pruderyjni nudziarze, którym brakuje wyobraźni i doświadczenia. Waniliowy, czyli mdławy, bez charakteru i koloru – jak lody waniliowe, mało oryginalne. Tylko że każdego może mdlić coś zupełnie innego, dla każdego coś innego jest łóżkową ekstrawagancją. Załóżmy, że waniliowy seks to taki, który nie wymaga od nas wychodzenia poza strefę komfortu. Znajdą się więc osoby, dla których waniliowy będzie seks z gadżetami, ale już seks w trójkącie niekoniecznie. I takie, dla których szczytem szaleństwa będzie seks na pierwszej randce. Współczesna seksuologia uznaje płynność i personalizację definicji, która może zależeć od doświadczenia, preferencji i temperamentu konkretnej osoby. I przypomina, że termin „waniliowy seks” nie został wymyślony po to, żeby komukolwiek było przykro. „Termin narodził się w społeczności BDSM. Miał po prostu wskazywać na różnorodność upodobań seksualnych, nie stworzono go po to, by umniejszać wartość stylu życia tych, którzy nie uprawiają kinku” – pisała na swoim blogu feministyczna publicystka Catherine Scott. „Winę za to, że »waniliowy seks« stał się krzywdzącym terminem, ponoszą wyłącznie ci, którzy zarabiają na cudzych kompleksach. Jeśli przeglądając prasę dla kobiet, trafiłaś na artykuł w stylu »10 sztuczek, które doprowadzą go do szaleństwa!«, wiesz kim oni są”.

Od wstydu do przemocy

Łatwo żerować na cudzych kompleksach w obszarze seksualności. Relacje intymne to ta przestrzeń, w której jesteśmy odsłonięci, bezbronni i szczególnie podatni na zranienia. Choć w głównym nurcie (mediach tradycyjnych, społecznościowych, popkulturze) pojawia się coraz więcej mądrych, edukacyjnych treści, wciąż wiele tematów związanych z seksem pozostaje w sferze tabu. Z kolei wstyd jest narzędziem kontroli. Służy do tego, by dyscyplinować, karać, przywoływać do porządku, umniejszać, ośmieszać. Vanilla shaming to szczególnie niebezpieczna forma zawstydzania, zagrażająca zwłaszcza bezpieczeństwu młodych osób, pozbawionych dostępu do rzetelnej edukacji seksualnej. Brak wiedzy i doświadczenia może przekładać się na niskie poczucie wartości w seksie i równie niską asertywność. Taka osoba pod wpływem presji społecznej (a tę presję może budować vanilla shaming uprawia-
ny przez rówieśników z TikToka) będzie akceptować nadużycia w seksie, może nawet przemoc.

Waniliowy seks to luksus

Swoją drogą, jeśli ktoś tu powinien się wstydzić, to ludzie, którzy uważają, że wszystko, co waniliowe, jest zwyczajne, powszednie i bez polotu. Bo ewidentnie nie wiedzą, że wanilia jest dziś jedną z najbardziej luksusowych przypraw, drugą najdroższą na świecie, zaraz po szafranie. Eksperci od związków i seksu zgodnie twierdzą, że podobnie jest dziś z waniliowym seksem. Że aplikacje randkowe w typie Tindera i kultura jednorazowych przygód seksualnych bez konsekwencji sprawiają, że to kink powszednieje, a nie wanilia. Bo o wygibasy, gadżety, przebieranki i pieprz dużo łatwiej w spotkaniu z kimś, z kim nie wiąże nas nic głębszego. Za to waniliowy seks rezerwuje się dziś dla partnerów, z którymi już zdążyliśmy zbudować intymną więź, których dobrze znamy, z którymi czujemy się bezpieczniej. A to już na pewno nie jest powód do wstydu. Zresztą w nurcie pozytywnej seksualności nie ma miejsca na wstyd, tabu i oceny. Tu życie seksualne organizują dwie wartości: konsent (świadoma zgoda na seks i jego przebieg) oraz dobrostan, i każdy ma prawo do swobodnej ekspresji swojej seksualności, oczywiście z poszanowaniem cudzych granic. Jeśli więc nie zgadzasz się na inny seks niż waniliowy, bo właśnie taki buduje twój dobrostan – nie masz się czego wstydzić. A konto na TikToku zawsze można usunąć.

Tekst ukazał się pierwotnie w magazynie „Glamour” (marzec 2022).

 

Zobacz także: