Czym jest orgasm gap, czyli o nierównościach w orgazmach

To dosłownie przepaść w ilości orgazmów przeżywanych przez kobiety i mężczyzn. Według badania, które Durex przeprowadził w Holandii i Belgii, prawie 75% kobiet nie szczytuje w trakcie stosunku z partnerem. Mężczyźni orgazm zwykle mają, zaledwie 28% nie zawsze szczytuje. Różnica jest zatem poważna. 

Oczywiście orgazm nie równa się satysfakcji seksualnej. Można iść do łóżka, nie przeżyć orgazmu, ale mimo wszystko mieć rozkoszne doświadczenia. Aczkolwiek orgazm ma wiele zalet, znakomita większość z nas ma orgazmiczny potencjał. I po prostu – chciałybyśmy wiedzieć, jak to jest mieć orgazm i tyle. Mamy do niego prawo. Trzeba też od razu podkreślić, że to wcale nie nasza wina, że orgazmów nie doświadczamy. 

W szerszym kontekście mówi się też o pleasure gap, czyli nawet nie tyle o mniejszej ilości orgazmów podczas heteroseksualnych stosunków (w przypadku tych homoseksualnych kobiety częściej szczytują), co w ogóle braku lub stosunkowo niewielkim poziomie satysfakcji z seksualnych zbliżeń. Kiedy w seksie nie są uwzględniane nasze zasady, nasze potrzeby, kiedy idziemy do łóżka niejako z obowiązku, wbrew sobie, to wtedy o przyjemności zwykle trudno mówić. Zaciskamy zęby i chcemy, żeby to się jak najszybciej skończyło. Albo skupiamy się wyłącznie na dawaniu pieszczot drugiej osobie. I z różnych przyczyn uważamy, że nam się przyjemność nie należy, nasza przyjemność nie jest tak ważna. I oczywiście, dawanie też jest miłe, ale i my zasługujemy na to, by coś dostać. 

Przyczyny orgasm gap

Teraz zastanówmy się nad przyczynami tych łóżkowych nierówności, tego, że naszą przyjemność spychamy na boczny tor. Sprawa jest niestety stara jak patriarchat. Wynika z ogólnych podwójnych standardów, nierównego, gorszego traktowania kobiet w ogóle, a więc także w sferze seksualnej. Uznawano (niestety niektórzy do dziś są tego zdania), że rolą kobiety jest zaspokajanie potrzeb mężczyzny – zarówno w dzień, jak i w nocy. Dlatego – w największym skrócie – zwykle nie troszczono się o to, czy kobiecie jest przyjemnie. To jemu miało być przyjemnie. A więc wybierał na przykład taką formę seksu – zwykle seks penetracyjny – który jemu najbardziej odpowiadał. Dodajmy do tego Zygmunta Freuda, który ogłosił, że to właśnie kobiecy orgazm pochwowy jest dojrzał i właściwy, oczywiście o ile jeszcze zapewnia go kobiecie mężczyzna za pośrednictwem swojego penisa. A orgazm łechtaczkowy jest niedojrzały… Tymczasem orgazm jest jeden, a różne są drogi dojścia do niego! I żadna nie jest lepsza czy gorsza. Tak, jak różne formy seksu są OK i nie ma co ich oceniać. Jednak my wciąż gloryfikujemy penetrację, uznajemy ją za ten jeden jedyny „właściwy” rodzaj seksu. Popkultura, której twórcami przez długi czas byli głównie faceci, też nas w tym utwierdziła – według na przykład obrazków z kina po kilku pchnięciach powinnyśmy się wić z rozkoszy, przeżywać orgazm w tym samym czasie co nasz partner. Jednak to jest bardzo romantyczne podejście, oderwane od naszej fizjologii i jej możliwości. Nierealna klisza, która wpędza nas w kompleksy i sprawia, że dążymy do czegoś mało możliwego. Efekt? Często frustracja.

Wróćmy jeszcze do łechtaczki. Bo to jest orgazmiczna gwiazda. Wielu z nas to właśnie jej stymulacja gwarantuje rozkosz, w tym rozkosz orgazmiczną. Według różnych niezależnych badań ponad 70% osób z łechtaczkami szczytuje właśnie w wyniku pobudzania tej części ciała. To nie jest jakiś tam niepozorny guziczek do pomiziania przez kilka chwil przed „właściwym” seksem, to centrum przyjemności, któremu warto poświęcić czas i uwagę. Tymczasem łechtaczka była pomijana przez wieki, wycinało się i wycina łechtaczki kobietom, uznając, że to sposób na ujarzmienie naszego pożądania. Nadworny lekarz francuskiego króla Ludwika XIV uważał, że kobiety pocierając łechtaczkę, same sobie zapewniają przyjemność i potem unikają stosunków z mężczyznami. To oczywista strata dla mężczyzn. Trzeba było więc według niego kobiety łechtaczek pozbawiać. Cóż, że to okaleczenie. Kto by dbał o zdrowie i życie kobiet, a co dopiero ich przyjemność. 

Tak więc kobiecą seksualność wyciszano przez wieki. Uprawianie seksu solo przez nas było czymś nie do pomyślenia jeszcze do niedawna. Tymczasem skąd mamy wiedzieć, co lubimy, jeśli nie znamy swojej cielesności i seksualności? A najlepszym sposobem na ich poznanie są właśnie (seks)randki z samą sobą. Zresztą po prostu możemy mieć ochotę na taki rodzaj seksu. Wiele z nas właśnie wtedy przeżywa orgazm, bo nikt nad nami nie stoi, nie oczekuje, że ten orgazm przeżyjemy, nie czujemy się oceniane, robimy wszystko po swojemu i jest. Pojawia się!

No właśnie, bo presja na orgazm oddala nas od niego. Według badań z końca 2019 r. opublikowanych w „Archives of Sexual Behaviour” 60% ankietowanych (przebadano ponad tysiąc przede wszystkim heteroseksualnych amerykańskich kobiet w wieku od 18 do 94 lat) symulowało orgazm podczas seksu z partnerem. O czym to świadczy? O ogromnej presji, skupieniu się na czymś zupełnie innym niż własna przyjemność, na próbie udowodnienia, że wszystko z nami OK, że nam się podoba, choć może tak nie być, na pokazaniu partnerowi, że jest „dobrym kochankiem”. Zresztą on też dopytuje zapewne o to, czy orgazm miałyśmy, bo czuje presję, że jako mężczyzna z krwi i kości powinien do orgazmu doprowadzić. Zresztą i w homoseksualnych relacjach akurat presja na orgazm często się pojawia. A znowu – nie musi być orgazmu, aby komuś było z nami przyjemnie. Do orgazmu nie tyle się kogoś doprowadza, co ta osoba go przeżywa – to pewna wypadkowa tego, jak tę osobę stymulujemy, ale i tego, czy ona jest w stanie odpuścić, skupić się na przyjemności. Dobrze też wiedzieć, co i jak robić, by komuś było miło. Nie jesteśmy jednak jasnowidzami czy jasnowidzkami. To, co działa na jedną osobę, niekoniecznie sprawdzi się w przypadku drugiej. Więc jeśli już mówić o dobrych kochankach, to będą to według mnie osoby, które pytają o preferencje seksualne swoich partnerek i partnerów, które są uważne w łóżku, reagują na sygnały, pytają, czy coś, co robią, jest dla nas OK – przyjemne i zgodne z naszymi granicami.

Zobacz także:

Więc jeszcze dochodzi tu kwestia komunikacji, której nas nikt nie uczy, której unikamy, bo przecież seks się uprawia a nie o nim rozmawia. Bo się wstydzimy, że nie mamy orgazmów i co sobie ta druga osoba o nas pomyśli, jak jej to powiemy. I tak często wpadamy w błędne koło – bo udajemy, że nam się coś podoba, że mamy wtedy orgazm, więc idzie za tym ogromna szansa, że następnym razem znowu dostaniemy to samo… I też nie chodzi o to, by się winić za udawanie orgazmów, każdy to kiedyś zrobił. Ale by zawalczyć o swoją przyjemność. Wszystko da się powiedzieć empatycznie, poprosić o coś nowego. Warto sobie to oczywiście najpierw na przykład przećwiczyć zanim z tym pójdziemy do partnerki czy partnera.

Jak zawalczyć o swoją przyjemność w łóżku? Jak przeżyć orgazm czy też mieć więcej orgazmów?

Przede wszystkim warto zapamiętać, że nasza przyjemność jest w naszych własnych rękach. Jak wspomniałam seks czy orgazm nie robią się same, nikt nie zgadnie w 100%, czego nam trzeba a jego czy jej wysiłki nie przyniosą efektu bez naszego udziału. Więc warto jest zdobywać wiedzę w teorii i praktyce na temat cielesności i seksualności. Cóż, nie mamy w szkołach edukacji seksualnej, ale na rynku są świetne książki, apki czy podcasty, z których można wynieść masę przydatnych informacji, które następnie można wcielić w życie. Ja jestem wielką orędowniczką samomiłości jako kolejnego kroku – oglądania, oswajania swojego ciała a następnie stymulowania go na własną rękę w najbardziej sprzyjających nam warunkach. Tak dowiemy się, co jest dla nas najlepsze i będziemy mogły podzielić się tą wiedzą z partnerką czy partnerem. 

Można to podsumować następująco:
- poznaj swoje ciało i swoje seksualne preferencje
- komunikuj swoje potrzeby i nawiguj po nich osoby, z którymi idziesz do łóżka
- załóż „orgazmiczne skarpetki”
- zrelaksuj się w miarę możliwości i pozwól sobie na przyjemność – zasługujesz na nią!

Nie wstydzimy się seksualności i naszych potrzeb, bierzemy sprawy w swoje ręce

Czas zasypać orgasm gap. Wiele z nas odkryło lub doceniło w czasie pandemicznej izolacji zalety masturbacji. Powstaje też coraz więcej inicjatyw, które mają na celu wsparcie kobiet w rozwoju ich seksualności. Mówimy coraz głośniej o naszych potrzebach i dopominamy się o naszą przyjemność. Na uwagę zasługuje też powstawanie kolejnych firm, które wreszcie zakładają osoby z łechtaczkami i waginami, aby tworzyć gadżety erotyczne odpowiadające jak najlepiej właśnie naszym potrzebom. Ale to już inna historia.