Streszczę szybko, o co chodzi. Pod postem Joanny Koroniewskiej na Instagramie ktoś wytknął jej brak biustonosza na zdjęciu (zobaczysz je w galerii). Wiadomo, że stanik musi być na swoim miejscu, bo tak! I w ogóle to nie wypada, zwłaszcza jak się ma już swoje lata, bo jest to nieestetyczne i gorszące. Kobieta powinna się szanować (cokolwiek to znaczy) i zasłaniać, a nie kusić biednych mężczyzn swoim ciałem. To przecież oczywiste, że facetom wystarczy odsłonić kawałek kobiecej skóry i budzą się w nich zwierzęce instynkty. Najprościej można to wyjaśnić prostym równaniem, że cycki = seks.

Ja w ogóle nie rozumiem tej obsesji na punkcie piersi w przestrzeni publicznej. Jestem przy tym świadoma, jak są one niestety odbierane przez ogromną część naszej populacji i jak bardzo biust jest nacechowany seksualnie. Nie ulega wątpliwości, że piersi (w szczególności brodawki sutkowe) są bardzo unerwione, przez co są u wielu kobiet silną strefę erogenną. Warto jednak pamiętać, że nie każda kobieta odczuwa przyjemności z ich stymulacji i to też jest absolutnie normalne.

Zacznijmy jednak od tego, że pierś to normalna część ludzkiego ciała. I od razu zaznaczam, że nie uznaje kontrargumentów, że przecież cipka i penis też nimi są, ale jednak majtki nosimy wszyscy. Nie wiem, jak można porównywać narządy rozrodcze do piersi, zwłaszcza że te pierwsze wymagają szczególnej ochrony ze względu na swoją stosunkową delikatność. Cycki to po prostu cycki, sutki ma każdy człowiek i ich wygląd nikogo nie powinien gorszyć, dziwić czy szokować.

W ogóle sprawa damskich (!) sutków w sferze publicznej to niezła abstrakcja. Męskie brodawki atakują z każdej strony, mężczyźni kochają pokazywać swoje torsy, co wyjątkowo teraz rzuca się w oczy podczas EURO 2020. Może przy okazji ktoś mi wyjaśni, czy ten przedziwny nawyk odsłaniania klatki piersiowej i prężenia się ku uciesze widowni po strzeleniu gola ma jakieś historyczne podłoże, jakieś pierwotne naleciałości? Czym właściwie różnią się sutki męskie od damskich i czemu doświadczamy wszechobecnej zgody na nagie męskie piersi, a kobiecy biust napawa nas oburzeniem, niechęcią, czy wręcz wstrętem? Podwójne standardy w najlepsze!

Co jest takiego okropnego i gorszącego w damskich piersiach i sutkach? Ciężko mi zrozumieć argumenty, „bo nie wypada ich pokazywać”. A do cholery czemu nie? Ta sama dyskusja pojawia się również w każdej sytuacji, kiedy jakaś kobieta zdecyduje się nakarmić dziecko w miejscu publicznym. Rozumiem, że są mamy, które nie czują się komfortowo w takiej sytuacji i potrzebują intymności, pobycia wyłącznie z dzieckiem, bez dodatkowych osób w otoczeniu. I to jest ich wybór, ich prawo. Ale co jest gorszącego w karmieniu dziecka piersią i odsłanianiu jej przy ludziach? W kwestii przypomnienia: to damska pierś jest przede wszystkim częścią ciała, gruczołem, które zostały stworzony do produkcji pokarmu dla dziecka. Oczywiście nie każda kobieta musi swoje piersi wykorzystać do wykarmienia potomstwa, ale biologii nie oszukamy. A to, że ogromna grupa ludzi traktuje kobiety i ich ciała przede wszystkim jako obiekty seksualne – no cóż, czas już wyjść ze średniowiecza i uzmysłowić sobie, że ciało kobiety zasługuje na szacunek. I każda z nas ma prawo nosić i robić z tym ciałem, co tylko zechce. A to niewłaściwe i gorszące skojarzenia rodzące się w głowach niektórych troglodytów są problemem – nie cycki. Piersi same w sobie nie są seksualne, erotyczne. To kwestia patrzącej osoby. Podobnie jak krótka sukienka nie gwałci, tak sutki, nieokryte stanikiem, ale już bluzką czy inną częścią garderoby, nie są zachętą do seksu czy czymś obscenicznym. A przede wszystkim nie są zachętą do niechcianych komentarzy o seksualnym podtekście!

Kobiece ciało nie powstało, żeby zaspokajać czyjeś pragnienia i żądze. Ja sama chodzę bez stanika od lat. Odzwyczaiłam się od niego tak bardzo, że zakładam go jedynie od święta i zazwyczaj jest to dzieło sztuki od Le Petit Trou. Stanowi on dla mnie wtedy dodatkową ozdobę, delikatnie widoczny dodatek, element stroju. Nie noszę stanika na co dzień, bo mam do tego prawo, bo jest mi w nim niewygodnie, bo po prostu nie chcę, żeby coś mnie uwierało i krępowało moje ruchy niezależnie od jakości, rodzaju czy marki. Przy czym nigdy nie spotkały mnie nieprzyjemności z tego powodu, nie dostałam też żadnych niewybrednych komentarzy odnośnie braku tego stanika. Tylko właściwie czemu miałabym mieć? Dlaczego inni ludzie roszczą sobie prawo w ogóle do komentowania bielizny kobiet? Absolutnie nie wstydzę się moich widocznych piersi i sutków pod koszulką, bo dla mnie są taką samą częścią ciała, jak chociażby ręka. Mam do nich stosunek wręcz obojętny, nigdy nie przeżywałam jakoś specjalnie ani ich kształtu, wielkości, ani momentu, kiedy zauważyłam delikatnie zaokrąglony, lekko wypukły kształt na swojej klatce piersiowej. Pamiętam za to pierwszy stanik, który dostałam od mamy i lekką zazdrość koleżanek z klasy, że ja już mogę je kupować. W późniejszych latach bardzo lubiłam wymyślną, piękna (i niestety równie kosztowną) bieliznę, ale przyszedł moment zapytania – po co?

Dlaczego w sumie noszę stanik? Czy to dla zdrowia, wygody, czy dlatego, że trzeba?

Kiedyś byłam dumna ze swojej stanikowej kolekcji, ale dzisiaj jestem dumna z wolności i braku ograniczeń. Moje cycki nie są idealne, ale chyba właśnie dzięki temu, że mogę je czuć i obserwować ze swobodą totalnie je pokochałam, są moje i po prostu pięknie normalne. Nie reaguje już też na argumenty, że przekonam się dopiero, jak będę starsza i moje piersi będą wisiały. O cholera, no jak będę starsza, to nie tylko cycki będą się coraz słabiej opierać sile grawitacji. Ciało się zmienia i starzeje niezależnie od tego, czy będziemy coś nosić, czy nie. Co prawda nie mamy na to większego wpływu, ale to, co możemy zrobić, to zastanowić się nad sobą, pokochać swoje ciało i zaakceptować proces starzenia. Serdecznie polecam, takie podejście uwalnia od stresów, niepotrzebnych wyrzeczeń i wyrzutów sumienia.

Zobacz także:

Kobiece piersi to kolejne pole „walki” o wolność wyboru i prawa do samostanowienia. Czy naprawdę na każdym kroku - my kobiety - musimy mierzyć się z nienawiścią, niewybrednymi komentarzami, krytyką i oceną absolutnie za każdy nasz wybór? Czy nasze istnienie musi być naznaczone ciągłym dostosowywaniem się do narzuconych wytycznych i wpasowywaniem się w ciasne ramy ukute z wymogów społeczeństwa? O co chodzi z tą wszechogarniającą obsesją kontroli kobiecych ciał i umysłów? 

Czy naprawdę nie ma istotniejszych problemów współczesnego świata niż kobieta, która nie nosi stanika? Kto w ogóle zadecydował, że biustonosz to absolutny must? Rozumiem, jak jest to czyjś wolny wybór, bo lubi, bo mu tak wygodnie, bo cokolwiek. Ale litości, jeżeli ktoś nie chce nosić stanika to naprawdę nie jest to niczyja sprawa. Dajmy w końcu kobietom żyć i nosić co chcą i jak chcą. Uwolnijmy cycki, a przede wszystkim nasze głowy!