Świat właśnie zachwycił się Izzie Rodgers, która udowadnia, że z trądzikiem można się oswoić. Swoją drogą Izzie do tej pory zgromadziła sporo obserwujących osób na swoim instagramowym koncie @izzierodgers, na którym dzieli się swoją drogą do samoakceptacji. My Izzie obserwujemy od dawna, ale cieszymy się, że także duże marki zaczynają doceniać takie osoby! Pozytywne komentarze pod zdjęciem Izzie na koncie marki Asos udowadniają, że jesteśmy zmęczone i zmęczeni wyśrubowanymi ideałami piękna! Chcemy zobaczyć, że są na świecie osoby podobne do nas, że zasługują one na przestrzeń, szacunek, angaż w reklamie.

Czekamy zatem na więcej kampanii, w których normą będzie pokazywanie osób najróżniejszych, takich, które na co dzień spotykamy na ulicy, bez upiększeń lub takich, których właśnie nie spotykamy, bo czują, że nie powinny się pokazywać w realu czy w sieci. I nic dziwnego, kiedy nie są reprezentowane i czują, że odstają od wśrubowanych norm piękna!

Nieskazitelna skóra? To jeden z trudno osiągalnych ideałów piękna

Sama zmagałam się z trądzikiem bardzo długo i to w zasadzie dopiero w dorosłym życiu pojawiły się u mnie problemy ze skórą. Krostki były bolesne, jednak ja najbardziej przejmowałam się tym, co pomyśli o mnie otoczenie, jak surowo mnie oceni - że źle jem, nie wiadomo co robię, że mam taką a nie inną skórę. Martwiłam się przede wszystkim tym, że nie mogę wyjść z domu bez makijażu, bo będę raziła swoim trądzikiem inne osoby, zaburzała ich poczucie estetyki.

Walczyłam więc usilnie z trądzikiem, nakładałam grube warstwy makijażu, stresowałam się wyglądem mojej skóry. A to było błędne koło. Stan skóry jeszcze bardziej się pogarszał. Jednak trudno było mi przestać, skoro zewsząd otaczały mnie wizerunki modelek z nieskazitelną skórą. Instagram raczkował, TikToka nie było. Dlatego dziś tym bardziej doceniam działalność takich osób jak Izzie. I dziś bez problemu wychodzę bez makijażu z domu, nawet jeśli moja skóra jest w kiepskim stanie. Maluję się wtedy, kiedy chcę. Ale droga do tego miejsca była długa i kręta. Dziś wiem również, że trądzik można leczyć (z różnymi skutkami, to nie jest szybkie i łatwe), ale nie trzeba. Poza tym on nie zniknie od razu. I że mam prawo żyć, pokazywać się bez makijażu. Nie promuję wtedy choroby. Po prostu sobie żyję. Ba, nawet siebie lubię, akceptuję swój wygląd, doceniam moje ciało za to, że pozwala mi na różne niesamowite rzeczy. Wygląd jest ważny, ale nie najważniejszy, przywiązujemy do niego wciąż zbyt dużą wagę. To wręcz obsesja. A co do innych ludzi... Wiem też już, że jeśli ktoś ocenia mój wygląd, to świadczy tylko o nim. I to kiepsko. Moje ciało, moja sprawa. Ja się do cudzego życia nie wtrącam. A zabranianie osobom z trądzikiem czy grubym pokazywania się na ulicy czy w sieci pod zarzutem promocji czegoś negatywnego to dyskryminacja i segregacja ludzi! Czas to powiedzieć głośno. 

Kim jest Izzie Rodgers

Wróćmy jednak do Izzie. Nasza bohaterka podkreśla, że zaczęła działać aktywnie w sieci, ponieważ według niej w dzisiejszym świecie łatwo jest zapomnieć, jak wygląda prawdziwa skóra. Ma zmarszczki, pory, krostki. Jednak nie tylko makijaż pomaga nam ukryć to prawdziwe oblicze. Przede wszystkim ułatwiają nam to różnego rodzaju filtry czy apki do obróbki zdjęć. Obecnie nie trzeba już być specjalistką czy specjalistą od cyfrowej obróbki zdjęć. Każda osoba jednym kliknięciem może poprawić swój wygląd na zdjęciu, które zamieszcza następnie w sieci. I nic dziwnego. To łatwe, szybkie, w dodatku wszyscy to robią, takie zdjęcia nas otaczają. Może więc wymagać nie lada odwagi pokazanie się bez filtra. 

Izzie Rodgers swoimi szczerymi postami zjednała sobie mnóstwo osób (obecnie jakieś 112 tysięcy), nie tylko tych z trądzikiem.  Izzie opowiada między innymi o tym, jak przez lata rozwijały się jej relacje ze skórą i jak Instagram pomógł jej w jej drodze do samoakceptacji. Jak to się jednak zaczęło? W wywiadzie dla brytyjskiego wydania Glamour, Izzie przyznała, że miała już dość ciągłego strachu.

Nie mogłam już dłużej znieść tego, jak się czułam. Strasznie się bałam, wychodząc na chwilę z domu bez makijażu, że wpadnę na kogoś znajomego. Niepokój ciągle mi towarzyszył. Tak nie da się żyć, to paraliżuje. Pomyślałam: „Naprawdę muszę w końcu zrobić coś, co pomoże mi to przezwyciężyć”.

Izzie przyznała, że bała się, że wpadnie też na kogoś z dawnych lat, kiedy jeszcze nie miała trądziku i ludzie będą zszokowani tym, jak obecnie wygląda. Zaczęła się zastanawiać, co robić. Wpadła więc na to, że po prostu musi oznajmić całemu światu, że teraz właśnie tak wygląda. Ma problemy skórne. Kropka. Instagram wydawał się do tego najlepszym miejscem. Oczywiście nie było to takie proste do wykonania.

Zobacz także:

Zrobiłam sobie zdjęcie bez makijażu i miałam je w telefonie przez miesiąc zanim je opublikowałam. W sumie to ostatecznie mój chłopak po prostu kliknął „opublikuj”.

Początki instagramowej przygody Izzie związane były przede wszystkim z jej walką o samoakceptację, zerwanie z ciągłym życiem w strachu. Ale stopniowo, im bardziej akceptowała siebie, tym więcej miała siły, by wspierać innych w walce o siebie. Odkryła też drugie oblicze Instagrama, to ciałopozytywne, bez lukru, bez upiększeń. I była w pozytywnym szoku. Co Izzie radzi osobom na początku ciałopozytywnej drogi? Chcącym nauczyć się akceptacji? 

Wyciszcie krytyka w głowie! Postarajcie się doceniać samych siebie. Mówcie do siebie pozytywnie! W końcu uwierzycie sobie, w te dobre słowa! Poczujecie się lepiej!