Kinga Rusin jest dziennikarką i prezenterką telewizyjną. Ma na swoim koncie sporo sukcesów. Jakiś czas temu rozstała się po wielu latach ze stacją TVN, której była gwiazdą. Teraz spełnia się jako przedsiębiorczyni, w 100% angażując się w prowadzenie swojej marki kosmetycznej Pat&Rub, która oferuje produkty oparte na naturalnych składnikach.

Od jesieni zeszłego roku Kinga pracuje zdalnie z Malediwów. W takich warunkach, jakie tam panują, gwiazda rzecz jasna chodzi w typowo letnich strojach, przy okazji dostarczając mediom tematów. Głównie piszą one o tym, jak Kinga prezentuje się w kostiumach kąpielowych, oceniają, jak bardzo jest chuda, jak o dziwo wysportowana i jędrna jak na swój wiek (Kinga ma 49 lat - czy to moment, że już się człowiek rozsypuje i stoi nad grobem?), czy jej kostiumy nie są czasem zbyt skąpe...

„Trzeba przyznać, że 49-letnia gwiazda prezentuje się świetnie, a wysportowanego ciała mogłyby pozazdrościć jej nawet dużo młodsze koleżanki” - możemy przeczytać na jednym z portali. Komentarz niby pozytywny. Ale jak bardzo podkreślający to, że my, kobiety zazdrościmy sobie ciał, o niczym innym nie myślimy, tylko o wyglądzie. A jeśli nawet myślimy, to nie same z siebie, ale z powodu wyśrubowanych wymogów, które wobec nas panują w społeczeństwie i którymi nasiąkamy od najmłodszych lat, z powodu niemożliwych do doścignięcia kanonów piękna, które kreuje część mediów, właśnie między innymi poprzez tego typu materiały. Kinga ma ciało takie a nie inne. Ma dość atletyczną sylwetkę, nie ukrywa tego, że od lat trenuje. Inna sprawa, że do tego dochodzą także konkretne geny, dieta, zabiegi pielęgnacyjne. Więc można tak samo się starać a nasze ciało i tak będzie wyglądać inaczej. Ale w tym komentarzu i tego typu artykułach kryje się jeszcze więcej. Z jednej strony presja na kobiety, by dbały o swój wygląd, jak najdłużej wyglądały młodo i szczupło, by wpisywały się za wszelką cenę w pewien wzorzec atrakcyjności. W przeciwnym razie nie będzie się ich pokazywać, nie będzie się o nich mówić. Z drugiej strony niejako zdziwienie, że w pewnym wieku wciąż można wyglądać dobrze, seksownie, można śmiało odsłaniać ciało. A przecież w pewnym wieku kobieta powinna usunąć się w cień. Tylko czekać na wnuki i zapomnieć o życiu. Zwłaszcza jeśli nie wygląda atrakcyjnie. Oczywiście ironizuję, ale tak to wygląda. I trzeba mieć twardy tyłek, by się nie przejmować wyglądem i innymi mało istotnymi sprawami, skoro ciągle to według nich się nas ocenia. 

A gdyby tak zacząć doceniać najpierw nasze osiągnięcia? Uczyć dziewczynki od najmłodszych lat, że mogą wyglądać jak chcą, a przede wszystkim, że mogą być kim chcą? Podkreślać, że wraz z wiekiem zdobywamy doświadczenie, oswajamy nasze ciała, znamy siebie lepiej? Że upływ lat to nie powód do paniki? Byłybyśmy o wiele bardziej efektywne, nie traciłybyśmy energii na darmo. A mężczyźni powinni się wreszcie nauczyć, że nie żyjemy dla ich przyjemności, cieszenia ich oka, tylko mamy własne różnego rodzaju ambicje. A dyskredytowanie nas poprzez odnoszenie się do naszego wyglądu czy życia seksualnego wcale nie świadczy źle o nas, o naszych słabych kompetencjach, tylko jest desperackim chwytem osób, które nie mają argumentów, więc zadają ciosy poniżej pasa. Takich ciosów doświadczamy na co dzień i zamiast prowadzić merytoryczne dyskusje, pchać sprawy do przodu, to użeramy się z seksizmem. 

Zatem Kinga Rusin, niezależnie od wieku, figury, stroju, jaki ma na sobie, zasługuje na to, by mówić o jej osiągnięciach czy odnosić się do jej wypowiedzi publicznych a nie do tego, jak wygląda. Bo wygląd naprawdę nie jest najważniejszy i jest to prywatna sprawa.