Zadręczasz się, że walentynki będziesz spędzać solo? To kolejny rok, w którym jesteś nie do pary? W sumie czujesz, że to głupie, ale jednak trochę się smucisz, myśląc o święcie zakochanych? Bez obaw: jak zawsze przychodzimy z odsieczą. W walentynkowy wieczór obejrzyj któryś z polecanych przez nas filmów, a samopoczucie poprawi ci się natychmiast. Bo romantyczne relacje może i są fajne, ale gdy pomyślisz o wszystkich możliwych dramach z nimi związanych, to aż robi się słabo.

 

Antywalentynkowe filmy: „Uciekaj!”, reż. Jordan Peele (2017)

Pełen komizmu horror Jordana Peele z 2017 roku „Uciekaj!” sygnalizuje, że czasami dobrze jest nie inwestować zbytnio w relacje z drugą osobą. Zwłaszcza, jeśli ta osoba ma rodzinę. Bo zwykły niedzielny obiad u przyszłych teściów może zamienić się w koszmar (a pisząc „koszmar”, nie mówimy o tym, że siedząc przy wspólnym stole, nie macie o czym gadać). Daniel Kaluuya w roli Chrisa przekonał się o tym dobitnie. Czy ten związek będzie kosztował go życie? Obejrzyjcie (lub przypomnijcie sobie) w najbliższe walentynki, by się przekonać. Trudno o lepszą antywalentynkową propozycję.

Antywalentynkowe filmy: „Lobster”, reż. Jorgos Lantimos (2015)

Jesteśmy w niedalekiej przyszłości. Single i singielki, wdowcy i wdowy, rozwodnicy i rozwódki – innymi słowy – osoby bez pary są obywatelami gorszej kategorii. Po zakończeniu związku (bez względu na przyczynę) „pojedynczy” są wysyłani do specjalnego hotelu, gdzie mają 45 dni na znalezienie partnerki/partnera. W innym razie czeka ich przemiana w zwierzę...

Ten rewelacyjny film Jorgosa Lantimosa z 2015 roku, posługując się dobitną metaforą i czarnym humorem, pokazuje, jak bezwzględne jest społeczeństwo dla osób, które żyją w pojedynkę. Ale bohaterowie (na czele z Colinem Farrellem) szykują mistyfikację, która pozwoli im bezpiecznie poruszać się wśród „normalnych” obywateli. „Lobster” pozwala sobie przypomnieć, że czasami nie warto ulegać społecznej presji, bo jeden właściwy model życia nie istnieje. Antywalentynkowe mistrzostwo.

Antywalentynkowe filmy: „Zwyczajna przysługa”, reż. Jessica Sharzer (2018)

To chyba najzabawniejszy film w naszym zestawieniu. „Zwyczajna przysługa” w reżyserii Jessiki Sharze jest wyborową miksturą komedii, kryminału i opery mydlanej, mocno podlaną czarnym humorem. Ekranizacja wydanej w 2017 roku powieści Darcey Bell to godna następczyni „Zaginionej dziewczyny” Davida Finchera, tylko w znacznie lżejszym i zabawniejszym wydaniu.

Bezbłędna Blake Lively w roli duszącej się w małżeństwie i na przedmieściach femme fatale. Zachwycająca Anna Kendrick jako doskonała pani domu, która po zniknięciu przyjaciółki odkrywa w sobie nerw detektywistyczny.  Ironia, satyra, mrugnięcie okiem... To wszystko sprawia, że „Zwyczajną przysługę” chce się oglądać wciąż od nowa. Wniosek z niej płynący nie jest jednak zbyt wesoły dla osób będących w związkach: nawet najbliższej ci osoby nigdy nie poznasz do końca i nawet najbliższa osoba może w dowolnej chwili zrobić cię w konia...

Zobacz także:

Antywalentynkowe filmy: „Zakochany bez pamięci”, reż. Michel Gondry (2004)

Miłość jest spoko, ale nie kiedy się kończy. Wtedy jest bardzo niespoko (zwłaszcza, jeśli tą drugą stronę koniec zdaje się boleć mniej albo po prostu lepiej sobie radzi z trudnymi emocjami). Przekonuje się o tym Joel (Jim Carrey), który odkrywa, że jego eksdziewczyna Clementine (Kate Winslet) przeszła zabieg wymazania go z pamięci. By sobie ulżyć, sam również decyduje się poddać tej procedurze. Jednak w jej trakcie orientuje się, że nadal kocha Clementine. Rozpoczyna szaloną walkę o zachowanie wspomnień...

Reżyser Michel Gondry i scenarzysta Charlie Kaufman fundują nam w „Zakochanym bez pamięci”, prawdziwą jazdę bez trzymanki. Surrealistyczne sceny, dynamiczny montaż, oryginalne zdjęcia i oniryczny klimat – to wszystko przypomina, że czasami związki to krwawica.

Antywalentynkowe filmy:  „Blue Valentine”, reż. Derek Cianfrance (2010)

Michelle Williams i Ryan Gosling w rolach Deana i Cindy próbujących ożywić dawne uczucia. Kiedyś byli w sobie zakochani na zabój, dziś każde chciałoby pójść w drugą stronę. Ona – sfrustrowana pielęgniarka nie może już znieść stagnacji. On – malarz pokojowy marzy właśnie o stabilizacji. Jak doszło do tego, że kiedyś za sobą szaleli, mieli piękne wizje przyszłości, a dziś nie mogą znaleźć ze sobą wspólnego języka, myślą tylko o rozwodzie? Czy dziecko to wystarczający powód, by tkwić w nieszczęśliwej relacji? „Blue Valentine” w reżyserii Dereka Cianfrance jest świetną odtrutką na bujdy o tym, że miłość jest wieczna i niezmienna. I że każdy ma swoją połówkę jabłka. 

Antywalentynkowe filmy:  „Bliżej”, reż. Mike Nichols (2004)

Film na podstawie sztuki Patricka Marbera o tym samym tytule to niczym niesłodzona opowieść o tym, jak skomplikowane są relacje. Czwórka nieznajomych – fotografka Anna (Julia Roberts), dziennikarz Dan specjalizujący się w nekrologach (Jude Law), dermatolog Larry (Clive Owen) i Alice, tancerka w nocnych klubach (Natalie Portman) – styka się ze sobą na skutek mniej lub bardziej przypadkowych zawirowań losu. I zaczyna tworzyć dziwny czworokąt...

Namiętności pomiędzy nimi wybuchają gwałtownie, kłamstwa się mnożą, obsesyjne myśli biorą górę nad rozsądkiem, a niestabilność emocjonalna tej czwórki daje popalić każdemu z osobna. Mocna historia o współczesnych miłościach - z akcentami humorystycznymi, ale raczej na smutno. Zdecydowanie odziera związki z bajkowej otoczki i skutecznie odciąga myśli od walentynkowej gorączki.