Śmierć ciężarnej Izy z Pszczyny

Długo nie milkły echa po śmierci 30-letniej Izy z Pszczyny, która zmarła pod koniec października 2021 roku w 22. tygodniu ciąży. Zgon nastąpił w wyniku wstrząsu septycznego i zakażenia związanego z przedwczesnym odejściem wód płodowych. Rodzina kobiety była przekonana: Iza by żyła, gdyby lekarze nie wstrzymali się z usunięciem płodu do czasu, aż przestanie bić jego serce.

Sprawę nagłośniły organizacje walczące o prawa kobiet, które nie wątpiły w to, że ciężarna z Pszczyny była ofiarą zaostrzenia prawa antyaborcyjnego w kraju. Przypomnijmy: mimo strajków, które zalały ulice polskich miast po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku, od 27 stycznia 2021 roku obowiązuje zakaz aborcji z powodu nieuleczalnych ciężkich wad płodu.

Sprawa poruszyła Polki i Polaków. Przez kraj przetoczyły się protesty pod hasłem #AniJednejWięcej, a media społecznościowe zapełniły komentarze osób wstrząśniętych bezsensowną śmiercią.

Okazało się, że bliscy zmarłej i osoby sprzeciwiające się okrutnemu prawo antyaborcyjnemu miały rację. 1 grudnia Narodowy Fundusz Zdrowia poinformował o wynikach kontroli przeprowadzonej w Szpitalu Powiatowym w Pszczynie. Potwierdziła ona „liczne nieprawidłowości w organizacji, sposobie realizacji i w jakości świadczeń udzielonych pacjentce”, a na placówkę nałożono karę w wysokości blisko 650 tys. zł.

Niestety tragedia Izy nic nie zmieniła.

Nie żyje Agnieszka T., 37-latka z Częstochowy

Jak na swoim instagramowym profilu pisze Aborcyjny Dream Team, 25 stycznia odeszła Agnieszka T., kolejna ofiara zakazu aborcji w Polsce. Organizacja udostępniła apel od rodziny zmarłej 37-latki z Częstochowy, która była w 1. trymestrze ciąży bliźniaczej.

„Ponownie zginęła ciężarna, niewinna, młoda kobieta, matka i żona, osierocając 3 dzieci, które nie doczekały się powrotu Mamy do domu. Chciała żyć” – czytamy.

Bliscy Agnieszki wyjaśniają, że 21 grudnia minionego roku trafiła ona na oddział ginekologiczny Wojewódzkiego Szpitala w Częstochowie w związku z nasilającymi sią bólami brzucha i wymiotami. „Wcześniej lekceważono jej skargi, mówiąc, że to ciąża bliźniacza i ma prawo tak boleć” – dowiadujemy się. I dalej. „Przyjechała tam w pełni świadoma, w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, z dolegliwościami ginekologicznymi”.

Zobacz także:

Kolejne wydarzenia zatrważają. Z informacji przekazanych przez rodzinę 37-latki wynika, że stan ciężarnej się pogarszał, a 23 grudnia 2021 roku zmarł pierwszy z bliźniaków.

„Niestety nie pozwolono na usunięcie martwego płodu, ponieważ prawo w Polsce temu surowo zabrania. Czekano aż funkcje życiowe drugiego z bliźniaków samoistnie ustaną. Agnieszka nosiła w swoim łonie martwe dziecko przez kolejne 7 dni (!!!)” – opisują bliscy. „Śmierć drugiego z bliźniaków nastąpiła dopiero 29 grudnia 2021 roku. Następnym karygodnym faktem jest, że ręcznego wydobycia płodów dokonano po następnych 2 dniach (!!!), a mianowicie 31 grudnia 2021 roku” .

Agnieszka - dowiadujemy się dalej - zachorowała na sepsę (jak zaznaczają osoby z rodziny, informacji o chorobie „nigdzie w dokumentach nie ma. Szpital bardzo utrudniał kontakt. Zatajano wiele spraw, ze strony medycznej”). 23 stycznia doszło do zatrzymania akcji serca, przeprowadzona wówczas reanimacja zakończyła się powodzeniem, jednak stan chorej się nie poprawiał. Mimo prób ratowania kobiety, 25 stycznia zmarła.

„Jesteśmy zdruzgotani, a ból, jaki nam towarzyszy, jest nie do opisania” – piszą zrozpaczeni bliscy. I apelują: „Bardzo prosimy o pomoc. Dysponujemy niezbitymi dowodami na popełnione przestępstwo jak i próby utajenia przyczyn stanu zdrowia Agnieszki, a także podawanie przez personel szpitala fałszywych informacji co do okoliczności śmierci” .

Prokuratura częstochowska dochodzenie – informują „Gazeta Wyborcza” i „Dziennik Zachodni”.

Śmierć ciężarnej Agnieszki - stanowisko szpitala

Dzień po śmierci kobiety Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Częstochowie wydał oświadczenie. Dowiadujemy się z niego, że 23 grudnia, po stracie pierwszego z bliźniąt, „przyjęte zostało stanowisko wyczekujące z uwagi na to, że była szansa, aby uratować drugie dziecko”. Mimo starań lekarzy doszło jednak do obumarcia również drugiego płodu.

Dalej czytamy: „Natychmiast podjęta została decyzja o zakończeniu ciąży. Lekarze rozpoczęli indukcję mechaniczną i farmakologiczną. Pomimo zastosowania wyżej wymienionych środków brak było odpowiedzi ze strony pacjentki pod postacią rozwierania się szyjki i skurczów macicy. W dniu 31 grudnia 21 roku stało się możliwe wykonanie poronienia. Zabieg przeprowadzono w znieczuleniu ogólnym”.

W oświadczeniu placówka zapewnia, że „lekarze wykonywali wiele procedur medycznych, które miały na celu pomoc pacjentce. (...) Ostatecznie wykonana została indukcja farmakologiczna i mechaniczna poronienia, która trwała dwa dni”.  

23 stycznia doszło do pogorszenia się stanu kobiety, w związku z czym wykonany został test na obecność koronawirusa, który potwierdził infekcję. „Wykonano szereg kolejnych badań, na podstawie których stwierdzono cechy zatorowości płucnej i zmiany zapalne. Wykonano wymaz w kierunku SARS-COV II – wynik był pozytywny. Stan pacjentki cały czas pogarszał się. Lekarze podejmowali wszystkie możliwe działania, których celem było uratowanie pacjentki” – tłumaczy szpital.