źródło: instagram.com/zara
Najgorętsze hasło ostatnich sezonów? Ekologia, czyli "sustainability". Miniony rok podkreślił znaczenie mody dla kwestii ekologii, zwłaszcza dzięki protestom grup aktywistów takich jak Extinction Rebellion podczas fashion weeków. Giganci branży, od koncerów LVMH czy Kering aż po sieciówki takie jak H&M czy właściciela Zary, Inditex, coraz głośniej mówili o swoich staraniach w kierunku bardziej zrównoważonego modelu biznesu. Największe wyzwanie przed nimi - jak pogodzić potrzebę wzrostu z coraz bardziej naglącym kryzysem środowiskowym? Odpowiedź jest prosta, choć niełatwa do wykonania. W lipcu Szwedzka Rada Mody ogłosiła, że planowany na koniec sierpnia tydzień mody nie odbędzie się. Uargumentowano to chęcią poszukiwania innego modelu prezentowania i sprzedawania ubrań niż obecny, oparty na trendach i dwóch sezonach w roku. Globalnej modzie daleko do tak radykalnych rozwiązań, ale ten rok bez wątpienia upłynął pod znakiem uświadomienia negatywnego wpływu branży odzieżowej na środowisko. "Moda zrównoważona" stała się trendem, który podchwyciły zarówno luksusowe marki, jak i najpopularniejsze sieciówki. Ekologiczne materiały - z recyklingu (Econyl), wyprodukowane z odpadów (Orange Fiber) czy niestosowanych dotąd roślin (bawełna konopna) - przestały być ciekawostką i zaczęły wypierać tradycyjne tkaniny. Owszem, marki chwalące się ekologicznym podejściem może i można oskarżyć o greenwashing, jednak największe zmiany ten trend wywołał w świadomości klientów. Zaczęliśmy kupować świadomie, interesować się pochodzeniem naszych ubrań i polityką środowiskową naszych ulubionych marek. I dobrze - nikt nie naprawi planety za nas.