„Purpurowe serca” – o czym to jest?

Ona – irytująca do granic. Aspirująca piosenkarka i feministka, bez kasy, pracuje w barze, gdzie gra koncertowe sety. Walczy o przekonania, zawsze idzie po swoje. Ma cukrzycę typu A.

On – hiperprzystojny, z trudną przeszłością i rodzinnymi zawirowaniami. Chce wyjść na prostą, więc dołączą do marines, za chwilę wyjeżdża do Iraku. W przeciwieństwie do swoich kumpli nie jest napędzanym przez testosteron, skończonym prostakiem.

Spotykają się przypadkiem, iskrzy bardzo, ale raczej na zasadzie konfliktu niż romansu. Oboje potrzebują pieniędzy, więc decydują się na małżeństwo (uposażenie dla rodziny żołnierza ma rozwiązać wiele problemów). Ona w międzyczasie zostaje gwiazdą, on w czasie misji na Bliskim Wschodzie ulega poważnemu wypadkowi. Jak to się skończy? Bardzo przewidywalnie. Love story jak z taniego harlequina. Mnóstwo uniesień, wzlotów i upadków, ciary żenady. Ale co ja tam wiem. Ludzie się zachwycają.

Jak „Purpurowe serca” stały się hitem Netfliksa

„Purpurowe serca” z Sofią Carson i Nicholasem Galitzinem zadebiutowały na Netfliksie 29 lipca i szturmem zdobyły czołówkę przebojów platformy. Wyreżyserowany przez Elizabeth Allen Rosenbaum obraz w błyskawicznym tempie zdetronizował superprodukcję „Gray Man” z Ryanem Goslingiem – co okazało się chyba największym szokiem. Od czasu premiery melodramat pozostaje najpopularniejszym tytułem platformy na całym świecie, także w Polsce. WTF?

Mega, mega, mega!
Super. Piękny film, polecam!
Skradł moje serce.
Cudowny!
Jeden z najlepszych filmów, jakie oglądałam ostatnio na Netfliksie.
Mimo że było wiele takich historii, to coś mnie w tym filmie ujęło.
Właśnie skończyłam. Wyłam cały film. Polecam!
Chwyta ze serducho.
Dobry życiowy scenariusz.

To tylko kilka z setek komentarzy, które pojawiły się na profilu Glamour.pl na Facebooku pod tekstem dotyczącym niezwykłej popularności „Purpurowych serc”. Wcześniej nie rozumiałam tego fenomenu, ale tłumaczyłam go sobie tak zwanym „brakiem laku”. Ludzie zmęczeni upałami, nie mają pomysłu, co obejrzeć, więc sięgają po to, co podsuwają im algorytmy streamingowego giganta.

Może tak było na początku, ale koniec końców wytłumaczenie nie działa, bo widownia ten film naprawdę pokochała... Tylko dlaczego? Jak?!

„Purpurowe serca”, czyli kwintesencja cringe'u

Pomijając już przewidywalną fabułę i dziury scenariuszowe (nie, to naprawdę nie jest „dobry, życiowy scenariusz”), trudno nie pominąć faktu, że dzieło Rosenbaum jest po prostu jednym wielkim cringem. Pozbawionym poczucia humoru, zupełnie nieironicznym.

Zobacz także:

Konflikty światopoglądowe tak grubo narysowane, że aż groteskowe. Społeczne zaangażowanie tytułu to jazda bez trzymanki przez chyba wszystkie „ważkie i palące” w USA kwestie. Na czele z tym, że:

  • narkotyki są złe i robią ludziom krzywdę,
  • opiekę zdrowotna jest chora i trzeba ją uzdrowić,
  • kraj, który zbudowali imigranci, nie szanuje imigrantów,
  • rasizm i mizoginizm w amerykańskiej armii to fakt.

Od dydaktyzmu zęby bolą. Wisienką na torcie jest morał (jak wyjaśnia Carson: dwójka ludzi, która była nauczona nienawidzić siebie nawzajem przez społeczeństwo, jest w stanie przejść ponad wszystkimi granicami dzięki miłości). Tak toporny, że trochę nie wiadomo, jak to skomentować.

Błagam – i nie ma tu  złośliwości, jest prawdziwa prośba – czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, czemu ludzie pokochali tę tanią historię?