Julia Sobczyńska nie odpuszcza i wierzy, że uda jej się pogodzić karierę i szczęśliwy związek. A my patrząc na jej determinację, nie mamy wątpliwości, że tak będzie! Finał programu „Top Model 10” na pewno będzie dla niej na zawsze pamiętny. Choć nie wygrała, to oświadczyła się swojej dziewczynie Judycie, chwytając nas za serca (zobaczcie wideo w naszej galerii)!

Co dał ci udział w programie?

Zawsze ciągnęło mnie w stronę bardziej twórczych aktywności. A to właśnie daje mi modeling, bo dla mnie sesje, pokazy to jest sztuka, w której biorę czynny udział. Zgłaszając się do „Top Model”, miałam wybór: albo spróbuję, czy to dla mnie, albo od razu pójdę do agencji modelek i może się okazać, że tego nie polubię. Ale z każdym dniem w domu modelek i modeli, z każdym zadaniem, czułam, że to mój świat. Oswoiłam się z kamerą, potrafię wyjść ze strefy komfortu, rozmawiać z ludźmi. Pasuje mi taki tryb pracy, bo nie lubię statyczności, a tu mam szansę poznawania nowych ludzi, podróżowania. Chciałabym pojeździć po świecie, zrobić fajne kampanie, pokazy.

A co na twoja partnerka Judyta, która towarzyszyła ci na castingu i dziś również odprowadziła cię na wywiad?

Mieszkamy razem już 1,5 roku. Teraz wynajmujemy mieszkanie w Warszawie. Dogadałyśmy się, że jeśli dostanę kontrakt za granicą, to mam wykorzystać szansę i jechać. Byłyśmy już na takie próby wystawione i przetrwałyśmy. Wiem, że jestem szczęściarą, bo mam ogromne wsparcie od bliskich. Wiele osób z mojej rodzinnej miejscowości nie wierzyło, że uda mi się coś osiągnąć w modelingu, a ja i tak jeździłam na sesje, choć nie zawsze były one profesjonalne, mimo to próbowałam. Warto było się spiąć, bo dzisiaj miałam sesję, jutro mam następną i tak się powoli rozkręca moja kariera. Bez moich bliskich i mojego uporu nie wiem, czy by mi się to udało.

Mówiąc otwarcie w programie, że masz partnerkę, nie bałaś się hejtu?

Odkąd jesteśmy razem, poznałyśmy różne osoby, które mówiły, że razem tworzymy dobrą energię i nawet jak ktoś jest przeciwny takim związkom jak nasz, to jest w stanie nas polubić i zmienia podejście. Według mnie strach, przykre słowa płyną od ludzi, którzy bazują na stereotypach, że osoby LGBT muszą być jakieś inne, dziwne. Boimy się tego, co nieznane. Ja się zbyt często nie spotykałam z takimi słowami, bo moi najbliżsi, przyjaciele wiedzieli o mnie, nie kryłam tego. Tak samo było z moimi rodzicami, choć domyślam się, że dla nich to było trudne, że nie zaprowadzą córki do ołtarza. Ja też to muszę poświęcić, ale jestem w stanie podjąć to wyrzeczenie dla miłości, jaką mam, bo drugiej takiej nie znajdę. Ona pamięta o datach, urodzinach moich bliskich, przypomina mi, żebym dbała o siebie, dobrze zjadła. Nie muszę mieć jak wszyscy inni, chcę mieć tak, jak ja będę szczęśliwa. Po programie dostałam mnóstwo wiadomości, zapytań i na wszystkie odpisuję, staram się tym osobom pomóc, bo zdaję sobie sprawę, że gdy stajemy się samodzielni, to od nas zależy, co w sobie będziemy pielęgnować. Sama dopiero uczę się asertywności, intuicji, jak wybierać mądrze. Gdy ktoś się czuje inny, np. ze względu na orientację, trzeba dalej być sobą, bo jeżeli wszyscy wokół zobaczą, że jesteś dumny z tego, kim jesteś, to ich hejt przestanie na ciebie działać.

Zobacz także:

A jak czułaś się w domu modeli i modelek?

Bałam się, że będzie rywalizacja, nieprzyjaźni ludzie. Tymczasem my naprawdę stworzyliśmy tam dom i byliśmy przez ten czas dla siebie rodziną, wspieraliśmy się, jak komuś nie poszła sesja. Adaś z Łukaszem grali na gitarze, rozmawialiśmy, graliśmy w karty, traktowaliśmy to jak przygodę, obóz typu work & travel, wakacje połączone z pracą. Dzień przed panelem zawsze robiliśmy kolację, siadaliśmy przy dużym stole, Arek przygotował włoskie specjały, innym razem zrobiliśmy grilla. Ci, co nie gotują, nakrywali do stołu, chowali naczynia do zmywarki. Sprawiedliwie dzieliliśmy się obowiązkami, każdy był zaangażowany w tę znajomość i dawał coś od siebie. Za każdym razem, gdy ktoś odpadał, zostawiał list, w którym były odniesienia do reszty uczestników. Zrobiliśmy ścianę, gdzie nabijaliśmy te listy na gwoździki, a jak się skończyły, to przyklejaliśmy je taśmą.

Jest jakiś moment, który szczególnie stamtąd zapamiętasz?

Pamiętam, że gdy odeszła Wiktoria, miałam moment zwątpienia, czułam się niedoceniona, choć ostatecznie wyszło mi to na dobre, nauczyło mnie pokory i cierpliwości. Podeszłam wtedy do tej ściany i zobaczyłam, co ona o mnie napisała: Dziewczyno, dokonasz wielkich rzeczy w modelingu, masz się nie poddawać. Bardzo mnie to podbudowało. Program zmienił też wiele w moim prywatnym życiu. Bałam się o Judytę, że znowu się rozdzielimy, ale ona mi powiedziała, że mam się nie przejmować, że ona i moi rodzice sobie poradzą. Oczywiście tęskniłam, jak dostałam list od niej, to się rozkleiłam, choć starałam się zachować twarz. Ale gdybym nie poszła do programu, to Judyta nigdy by nie pojechała z moimi rodzicami i bratem na wakacje i by się tak nie zbliżyli. Teraz, kiedy mój tata dzwoni do Judyty i odbieram, bo myślę, że chce rozmawiać ze mną, to on mówi, żeby dać mu Judytę do telefonu (śmiech).

Gdzie widzisz siebie za dziesięć lat?

Wiem, że to dla mnie ostatni dzwonek, żeby spróbować swoich sił w modelingu. Mam 22 lata, większość dziewczyn jest ode mnie młodsza. Ale wiem też, że to nie jest na zawsze. Właśnie obroniłam licencjat  z ekonomii miasta zrównoważonego na Uniwersytecie Łódzkim. Teraz zrobię sobie „gap year" na naukę angielskiego, może wyjadę gdzieś na kontrakt. Ale za jakiś czas planuję iść na studia na kierunku „sustainability”, w języku angielskim. Bliskie jest mi zdrowe podejście, że miasto jest dla ludzi, a nie dla samochodów i betonowych płyt. Bardzo interesuje mnie temat zrównoważonego rozwoju. Wiem, że moda nie zawsze idzie z tym w parze, ale wierzę, że można to pogodzić. Nie chodzi o to, by mieć jak najwięcej, tylko tyle, by wystarczyło. Można łączyć, to, co się ma, jak w modzie. Bardzo podobało mi się zadanie z second handami. Sama lubię modę vintage, bo dzięki niej można się wyróżnić i pomóc planecie, ograniczając koszty produkcji i zanieczyszczenia.

Czego można ci życzyć?

Zdrowia, wytrwałości i chęci działania. Chcę zostać zapamiętana w dobry sposób. Na studiach byłam w kole naukowym, same zajęcia mi nie wystarczały. Teraz dostaję dużo wiadomości o zbiórkach charytatywnych, udostępniam je. Dostałam też prośbę, by nagrać życzenia świąteczne dla dzieci z ośrodka wychowawczo-rehabilitacyjnego. Jeśli może je to ucieszyć, to dlaczego miałabym tego nie zrobić. Będę się starała znaleźć czas na wszystko i nie zapomnieć przy tym o sobie.