„Milionerzy” to program na antenie TVN, w którym uczestnika dzieli od głównej nagrody dwanaście poprawnych odpowiedzi na pytania. Nie znając ich, może skorzystać z kół ratunkowych. Każdemu z uczestników przysługują aż trzy – pytanie do publiczności, pół na pół i telefon do przyjaciela. Prowadzący program, Hubert Urbański, jednak dość rzadko ma okazję zadać dwunaste z pytań, na które poprawna odpowiedź daje wygraną, którą jest milion złotych. Wczoraj mieliśmy okazję zobaczyć jedną z tych rzadkich gier, w których uczestnik doszedł do samego końca.

Nowy polski milioner – jak wyglądała droga po główną nagrodę w „Milionerach”?

Zdania dotyczące poziomu trudności pytań z wczorajszego odcinka „Milionerów” są bardzo podzielone wśród internautów. Jedni uważają, że tym razem droga po główną nagrodę nie była trudna, a inni twierdzą, że uczestnik trafił na dość trudny zestaw. W jego przypadku jednak należy zgodzić się z tą pierwszą grupą. Gdy ma się ogromną wiedzę, to udzielanie poprawnych odpowiedzi na zadawane pytania nie stanowi problemu, bo wszystkie wydają się łatwe. Jacek Iwaszko bezbłędnie radził sobie z rozmaitymi zagadnieniami. Udzielał odpowiedzi na pytania między innymi z takich kategorii jak: biologia, matematyka, geografia czy literatura. Przez długi czas nie potrzebował nawet kół ratunkowych. Pierwsze wątpliwości pojawiły się dopiero przy pytaniu za pół miliona złotych. Wtedy uczestnik wykorzystał wszystkie koła ratunkowe. Po pomoc zadzwonił do swojej mamy, bo jak powiedział, jest redaktorką książek i posiada szeroką wiedzę z różnych dziedzin. Przyjaciel, który czekał pod telefonem, okazał się niezawodny. Pomimo że mama uczestnika „Milionerów” nie była pewna odpowiedzi, to wskazała na wariant, który ten już wcześniej brał pod uwagę. Dzięki temu Jacek Iwaszko zaryzykował i zaznaczył odpowiedź, która okazała się prawidłowa.

„Kiedy rozpoczęło się drugie tysiąclecie?” – tak brzmiało pytanie za milion złotych.

Uczestnik od razu podsumował, że to poziom wiedzy z podstawówki, ale jak już nie raz się przekonaliśmy, takie z pozoru proste pytania potrafią być podchwytliwe. Tu jednak nie było haczyka. Jacek Iwaszko nie miał już kół ratunkowych i mógł zdać się wyłącznie na swoją wiedzę oraz intuicję lub zrezygnować z dalszej gry i odejść z imponującą kwotą – 500 tysięcy złotych. Zaznaczenie niepoprawnej odpowiedzi skutkowałoby zakończeniem przygody w „Milionerach” z kwotą gwarantowaną – 40 tysięcy złotych. Uczestnik uznał, że i ta suma jest bardzo wysoka, a wizja dołączenia do grona milionerów na tyle kusząca, że postanowił zaryzykować. Obstawił wariant B – „1 stycznia 1001 r.”. Huber Urbański po ostatecznym potwierdzeniu wyboru odpowiedzi, nie trzymał nas długo w niepewności. Zasugerował publiczności, że mogą przestać trzymać kciuki i zacząć bić brawo, bo właśnie patrzymy na nowego milionera. Potem wręczył uczestnikowi czek na milion złotych. Gra Jacka Iwaszko była nie tylko imponująca, ale także dobrze odbierana ze względu na jego poczucie humoru i sympatię, którą wzbudzał. My również trzymaliśmy za niego mocno kciuki.

Kim prywatnie jest zwycięzca z „Milionerów”? Poznajcie Jacka Iwaszko

Jacek Iwaszko, który wygrał w „Milionerach” główną nagrodę, prywatnie jest mężem i ojcem dwójki dzieci. Zawodowo i hobbystycznie związany jest natomiast z muzyką, choć nie tylko. Po pracy i czasie spędzonym z zespołami lubi też strugać w drewnie. Z wykształcenia jest muzykologiem i pracuje w bibliotece Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina w Warszawie. W czasie wolnym śpiewa w chórze oraz w męskim zespole wokalnym Gregorianum i Collegium Musicum UW, który specjalizuje się w muzyce XVI w. Jacek Iwaszko jest także członkiem kapeli Pędzące Żółwie, w której gra na gitarze i akordeonie. W tym zespole wraz z jego pozostałymi członkami stawiają na rytmy latynoamerykańskie.