Ile powinna trwać gra wstępna? Z czego powinna się składać? Jak urozmaicić grę wstępną? W sieci na ten temat pojawia się wiele pytań. Pytania warto zadawać. Ale prawda jest taka, że na większość z nich powinniśmy sobie odpowiedzieć sami, odnosząc się do swoich upodobań i pragnień!

Czym jest gra wstępna

Wiele osób uważa, że gra wstępna jest ważna przede wszystkim dla kobiet. Dlatego właśnie wypadałoby ją zredefiniować. Definicje są w tym przypadku istotne. Warto siebie samej czy samego a także osoby, z którymi zamierzamy iść do łóżka zapytać o to, jak w ogóle pojmujemy seks i jakie są nasze seksualne potrzeby, pragnienia, fantazje. A w przypadku gry wstępnej sporo kwestii rozbija się o to, czy za seks uznajemy tylko i wyłącznie penetrację, czy uważamy, że seks to bardziej złożona sprawa, zmienna, fascynująca i podniecająca. Bo cóż, taka penetracja to bardzo sprecyzowany akt. A przecież na seks składa się też cała otoczka przed penetracją i po niej. W grę wchodzą nie tylko genitalia. Liczą się dotyk, pocałunki, ale i słowa, rozmowy o tym, czego się chce i na co się nie godzimy. Uwodzenie, flirtowanie. Czasem kończy się tylko (albo aż) na seksie oralnym, pocałunkach, masażu karku. I to może wystarczyć, by czuć satysfakcję. Seks nie zawsze musi być rutynową czynnością, sekwencją określonych ruchów. Nie chodzi, aby najeść się do syta i to zawsze tym samym. Dlatego warto rozwijać seksualną fantazję, rozpalać namiętność na różne sposoby.

Generalnie za grę wstępną, zwłaszcza w przypadku par heteroseksualnych, uchodzi krótka zwykle seria pieszczot, aby kobieta zrobiła się mokra, by zaczęła lubrykować. Trochę pocałunków, może stymulacja łechtaczki i czas na „prawdziwy” seks, czyli gloryfikowaną w sumie głównie przez popkulturę penetrację. 

Długa gra wstępna, czyli chodzenie do łóżka

Przyznam, że mam problem z dzieleniem seksu na właściwy i niewłaściwy, lepszy i gorszy. Jestem przeciwniczką deprecjonowania pieszczot, erotycznych gier słownych czy seksu innego niż penetracyjny i uznawania ich za elementy gry wstępnej. Uważam, że to pełnoprawne czynności seksualne, które dają duże pole do popisu i można je stosować przed penetracją, między jednym a drugim aktem penetracji czy po niej. Albo zamiast. Trudno więc często postawić granicę, gdzie kończy się gra wstępna a zaczyna „właściwy” seks. I bardzo dobrze. Chodzi o to, aby nam się podobało a nie konkretnie nazywało. Ta nasza potrzeba dzielenia, nazywania, szufladkowania bywa (auto)pułapką. Sprawia, że jesteśmy mniej uważni czy uważne i czujemy presję, by dążyć do penetracji, traktując wszystko inne po macoszemu.

To wszystko jednak nie znaczy, że gra wstępna nie istnieje i nie jest potrzebna, ale wypada ją widzieć szerzej, jako pewien kontekst, który pozwala na to, by seks nastąpił. Bo seks – czy to w związku, czy ten jednorazowy – zwykle nie dzieje się spontanicznie. Oczywiście na początku relacji, pierwszego etapu zakochania hormony sprzyjają naszej nieustannej ochocie na seks. Ale najlepiej jednak liczyć na siebie. I zadbać o „chodzenie do łóżka” czy też „grę wstępną”, która zaczyna się długo przed zbliżeniem. Zwłaszcza kiedy mowa o długofalowych relacjach, przydaje się dbanie o erotyczną więź, budowanie atmosfery, która pozwoli nam pójść do łóżka mimo problemów związanych z prozą wspólnego życia. W sumie do codziennych ciepłych gestów jak pocałunki czy czuły dotyk można dodać elementy, na których opierają się romanse: wysyłanie sobie erotycznych wiadomości, zdjęć. Ale i wpisać sobie seks do kalendarza. Jestem fanką tej metody. Sprawdza się ona u ludzi zabieganych – nie tylko tych w relacjach. Planujemy różne rzeczy, zaplanujmy też seks – oczywiście bez presji i z możliwością przełożenia, anulowania jakiegoś spotkania. Nawet jeśli nie uda nam się dodać do tego randki (kolacji z rozmową, której poczujemy się jak na pierwszym spotkaniu i zaczniemy flirtować a może kąpieli – zresztą pole do popisu jest ogromne), jakiejś specjalnej atrakcji, to samo zerknięcie do kalendarza i zobaczenie, że wieczorem mamy (seks)spotkanie, zwykle działa podniecająco, zaczynamy snuć fantazje, myślimy, czego tym razem spróbować, jaką bieliznę założyć. Możemy na tej fali zacząć pisać do partnerki czy partnera pikantne wiadomości. Bo właśnie to „chodzenie do łóżka” jest też bardzo przyjemne, ta cała droga, gra stymulująca mózg i szkoda byłoby ją pomijać.

Ach! I oczywiście taka gra wstępna może a nawet powinna towarzyszyć seksowi solo. Jak najbardziej można zawczasu nastrajać się na samomiłość, myśleć sobie o przyjemnościach, które możemy sobie sprawić, karmić się erotyką, także wpisywać randki z samą sobą w kalendarz i szykować się do nich.

Gra wstępna a kobieca lubrykacja

Zatrzymajmy się też przy tym, dlaczego gra wstępna uchodzi za „kobiecą” sprawę. Wszystko rozbija się o to, że kobieta potrzebuje więcej czasu, by uzyskać fizyczne podniecenie i być gotową na penetrację, by nastąpiło nawilżenie narządów płciowych sprzyjające temu zbliżeniu. I owszem, wiele kobiet tak ma. Ale tu znowu kręcimy się przy wąskim pojmowaniu seksu i sprowadzaniu go wyłącznie do penetracji. Warto zdawać sobie sprawę, że przede wszystkim liczą się indywidualne reakcje i upodobania, a także konkretny kontekst sytuacyjny. Poza tym można być mokrą i wcale nie chcieć uprawiać seksu. Jakiegokolwiek. Można też użyć lubrykantu, jeśli nie pojawia się odpowiednie nawilżenie, a ochota na seks tu i teraz jest. Cóż ciało i głowa nie zawsze są zgodne i wypada to brać pod uwagę. Można więc w tym miejscu wrócić do pytań o tym, czym jest gra wstępna, co powinno się na nią składać, jak długo powinna trwać. Trzeba na nie odpowiedzieć indywidualnie, a potem rozmawiać na te tematy wspólnie. Zdefiniujcie grę wstępną i seks według własnych potrzeb, nie ograniczajcie się, nie myślcie o schematach, a o własnej przyjemności. Testujcie różne zapalniki, zaskakujcie się, wódźcie na pokuszenie.

Zobacz także:

PS. Lubrykant to w ogóle dobry przyjaciel, który pomaga uniknąć otarć, wspomaga naturalne nawilżeni i przydaje się nie tylko przy penetracji, lecz także stymulacji innych części intymnych czy w ogóle części ciała. Kiedy jest poślizg, zwykle jest przyjemniej. 

Gra zaczyna się teraz

Jeśli dość szeroko pojmujemy grę wstępną (podobnie jak szeroko proponuję pojmować seks), to okazuje się ona dużym polem do popisu i ważnym elementem seksualnego spotkania a nie obowiązkowym punktem, czymś przymusowym warunkowanym fizjologią, o co trzeba zadbać (a często sprowadza się do odbębnienia) przed „właściwym” seksem, czyli penetracją. Pozwolę sobie tu także wspomnieć o wiadomościach, które przychodzą na skrzynkę mailową feministyczno-erotycznego magazynu G’rls ROOM. Piszą tam nie tylko dziewczyny, lecz także mężczyźni, którzy również pragną pieszczot, eksplorowania nie tylko ich genitaliów, lecz także innych części ciała. Więc najróżniejsze pieszczoty i gry słowno-cielesne uchodzące za „rozgrzewkę” to coś, co nam sprawia przyjemność niezależnie od płci, a zależnie od indywidualnych upodobań. Więc warto im poświęcić więcej uwagi i traktować na równi z „tradycyjnym” seksem. Nasz seksualny repertuar można poszerzać całe życie (byle konsensualnie) i tylko granice naszej wyobraźni mogą nam stanąć w tym na przeszkodzie.

Więc po co nam gra wstępna? By rozpalać pożądanie i podsycać jego płomień, by wychodzić poza schematy, by trenować fantazję, by seks nie był powtarzalną sekwencją ruchów a nieustającą przygodą. Byśmy wciąż mieli ochotę go uprawiać. I wtedy okazuje się, że chodzenie do łóżka daje często równie dużo frajdy co bycie w tym łóżku. 

Zobacz także: 10 niezapomnianych scen erotycznych. Warto je zobaczyć zamiast Greya czy porno