Znacie 7 największych mitów o flirtowaniu? Idziemy o zakład, że nie. Więcej - wydaje nam się, że w niektóre wciąż wierzycie. Najwyższy czas, aby się z nimi rozprawić.

Mit 1. Flirtowanie jest trudne

Być może wydaje wam się, że zadanie komuś pytania to nie flirt. I może dlatego perspektywa flirtowania jest dla wielu z was tak przerażająca. Flirtowanie często kojarzy się z napinaniem mięśni i trzepotaniem rzęsami. Ale zgodnie z zasadami flirtologii piękno flirtu polega na tym, że zaczyna się od prostego pytania. Zadajcie pytanie, a następnie oceńcie sytuację: jak rozmówca zareagował? Czy ma ochotę nawiązać bliższy kontakt? Czy wy macie na to ochotę? Zadajcie następne pytanie i znowu dokonajcie oceny. Kiedy macie już dosyć (lub ta druga osoba ma), z wdziękiem zakończcie rozmowę i powtórzcie to samo z kimś innym. Flirt to nie prowadzenie ferrari: nie zwiększa się prędkości z zera do stu kilometrów na godzinę w ciągu trzech sekund.

Mit 2. Udany flirt rodzi się sam, nie trzeba nad nim pracować

Umiejętność flirtowania można nie tylko zdobyć, lecz także pogłębiać przez praktykę. [...] To prawda, że podczas nauki flirtowania będziecie musieli wyjść ze swojej strefy komfortu. Początkowo pewnie poczujecie się nieporadni i nieśmiali. Poproszę was, żebyście robili coś, czego zwykle nie robicie: podchodzili do nieznajomych, uśmiechali się do innych pasażerów w autobusie, zadawali ludziom pytania bardziej złożone niż „Która godzina?”. Może się zdarzyć, że poczujecie się niepewnie i stwierdzicie, że nie robicie tego „odpowiednio”. Przypomnijcie sobie wówczas, że to logiczna część procesu zdobywania nowej umiejętności. Im więcej będziecie trenować, tym bieglejsi się staniecie. Flirtowanie niczym nie różni się od innych umiejętności.

Mit 3. Flirtowanie jest przerażające

Wiele osób mówi, że czują się niezręcznie, gdy mają podejść do kogoś obcego i rozpocząć rozmowę. Kiedy próbujecie wymyślić coś błyskotliwego, by zrobić wrażenie na rozmówcy, a do tego towarzyszy wam uczucie nieporadności, bo nie macie wprawy, presja, jaką wywieracie na samych siebie, od początku naraża przedsięwzięcie na niepowodzenie. Co gorsza, jeśli czujecie, że zagadując kogoś, dajecie mu moc oceniania was, zaakceptowania lub odrzucenia, nic dziwnego, że zaczynacie się denerwować.

Ale we flircie nie o to chodzi: wcale nie musicie wymyślać błyskotliwych ripost, by zrobić na kimś wrażenie na obcym człowieku. Pamiętajcie, że to o b c y człowiek. Nie macie pojęcia, co może mu zaimponować. Nie powinniście też wykorzystywać tej sytuacji jako okazji do potwierdzenia przez osobę, która nawet was nie zna, tego, że jesteście fajni. Macie jej po prostu zadać pytanie. I tyle.

Mit 4. Odrzucenie jest czymś złym

Kiedy się okazuje, że do kogoś nie pasujecie, nie traktujcie tego jak odrzucenia. To delikatne zwrócenie uwagi, nakierowanie nas w odpowiednim kierunku. Nie możecie myśleć, że coś jest z wami nie tak. To efektywny mechanizm, który pomoże oszacować, do kogo pasujecie, a do kogo nie.

Mit 5. Perfekcyjny flirciarz potrafi poderwać każdego

Nie każdy musi okazać zainteresowanie. Macie przyciągać do siebie tylko odpowiednich ludzi. Jak to zrobić? Bądźcie sobą, a zwrócicie na siebie uwagę osób, które z pewnością was polubią. Wszyscy chcemy wypaść jak najlepiej, wyglądać jak najseksowniej i błysnąć intelektem podczas flirtu. I bardzo dobrze! We flirtologii nie chodzi o to, żeby śmiać się z dowcipów, które nas nie śmieszą czy udawać zainteresowanie, żeby przekonać samych siebie, że jesteśmy lubiani.

Zobacz także:

Mit 6. To mężczyzna powinien zrobić pierwszy krok

Czy kobietom wolno zagadywać mężczyzn? Dość często słyszę to pytanie, a moja odpowiedź nieodmiennie brzmi: „Oczywiście”. Nie tylko im wolno, lecz także powinny to robić. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety mogą zrobić pierwszy krok.

Mit 7. W internecie można znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania

W sieci nie znajdziecie rozwiązania swoich problemów z randkowaniem. [...] Po pierwsze: internet daje nam złudzenie nieograniczonego wyboru. Traktowanie żywych ludzi jak dań z ulotki jest jednak niebezpieczne. Zawsze pozostaje wrażenie, że gdzieś tam istnieje ktoś lepszy. Dlaczego miałabym pozostać przy bramce numer jeden, skoro zostały jeszcze bramki od drugiej do tysięcznej? Prawie jedna trzecia osób, które umawiają się na randki poprzez internet już o tym wie. Zgadzają się co do tego, że randkowanie w sieci utrudnia dokonanie wyboru, bo zawsze trafi się ktoś inny. Ta iluzja nieograniczonego wyboru sprawia, że stajemy się wybredni. Myślimy, że zawsze możemy znaleźć kogoś lepszego. Jeden facet jest zbyt hałaśliwy. Drugi założył brązowe buty i czarny pasek, a kolejny za dużo mówił o swojej byłej. Zamiast poznawać ludzi jako żywe istoty, traktujemy spotkania jak grę… następny, proszę! Po drugie: portale randkowe są wyposażone w filtry, co wydaje się dobrym pomysłem. Oczywiście musi istnieć jakiś mechanizm, dzięki któremu możemy dokonać wyboru wśród tak ogromnej liczby kandydatów. Filtry dają nam jednak również fałszywe poczucie bezpieczeństwa – obiecują, że zaprowadzą nas prosto do idealnego partnera. Na przykład: ja jestem wysoka. Gdybym musiała dokonać wyboru w sieci, wybrałabym wysokiego mężczyznę. A jednak mój mąż jest niski. Gdybym skorzystała z filtra, jednym kliknięciem wyeliminowałabym tego cudownego mężczyznę. Wybieranie ludzi na podstawie czegoś tak powierzchownego jak system odhaczania ptaszków niesie ze sobą niebezpieczeństwo wyeliminowania tych, którzy mogliby stworzyć z nami wspaniałą parę. Co gorsza, można przeglądać tylko kategorie, które da się określić, jak wzrost, waga, dochody, wiek. Nie da się w ten sposób określić tego wszystkiego, co rzeczywiście warto wiedzieć o nowo poznanym mężczyźnie: ciekawości świata, dobrego serca, po- czucia humoru, roziskrzonych oczu. Odhaczanie ptaszków sprawia, że zaczynamy traktować ludzi jak przedmioty. Klasyfikujemy i kwantyfikujemy inne istoty ludzkie, jakby chodziło o kolekcję minerałów. Działa to w obie strony: inni tak samo traktują nas!

I na koniec: za sprawą internetu łatwo sobie wmówić, że naprawdę się staracie, że otwieracie się na świat, szukacie ludzi i aktywnie randkujecie. Ale czy to prawda? Czy wpatrywanie się w ekran rzeczywiście się liczy? Moim zdaniem nie. Flirt to nie tylko słowa, które wypowiadasz lub wystukujesz na klawiaturze komputera – to także mowa ciała, spojrzenia, iskrzenie między dwiema osobami. Próba odtworzenia tego na ekranie przypomina zabawę z cieniami. To się nie dzieje naprawdę.

Wszystkie fragmenty pochodzą z książki Flirtologia. Wyjdź z internetu, zacznij rozmawiać, zakochaj się!, autorstwa Smith Jean, wydanej nakładem wydawnictwa Burda Książki.