Książki Colleen Hoover są na liście bestsellerów „The New York Times” od ponad 126 tygodni, Taylor Jenkins Reid – od 134. Powieści Emily Henry spędziły na niej łącznie ponad 145 tygodni i sprzedały się w 2,4 mln egzemplarzy. Zdarzały się zestawienia, w których na 15 najpopularniejszych książek w Stanach Zjednoczonych aż 8 to były romanse. Dziś historie miłosne są na topie. W dużej mierze różnią się jednak od tych, które czytały nasze babcie i mamy.

Już nie „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, czyli współczesne romanse

Nie są to już harlekiny czy opowieści w stylu „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, które rozpromowały tzw. spicy romances. Współczesny romans jest bardziej zróżnicowany, częściej feministyczny, ma rozbudowaną warstwę emocjonalną. Do tego jest naprawdę nieźle napisany. – Powieści romantyczne nie są z założenia feministyczne. Dziś jednak widzę zmianę i starania, by romanse jak najlepiej odzwierciedlały współczesne społeczeństwo – tłumaczy mi Leah Koch, współwłaścicielka nowojorskiej księgarni The Ripped Bodice, sprzedającej wyłącznie romanse. Kobiety z nowych romansów są inteligentne i niezależne, a znalezienie partnera nie jest ich jedynym celem. Mężczyźni chodzą na terapię i otwarcie mówią o swoich uczuciach, są feministami, a seks z nimi jest – nie zawsze, ale jednak najczęściej – konsensualny. Naturalnie pojawia się temat zabezpieczenia i granic. Książki są pełne zabawnych, a czasem żenujących sytuacji, które w łóżku zdarzyły się każdemu. Choć chemia między bohaterami jest wręcz namacalna, nie wszystko kręci się wokół seksu. Generalnie bohaterowie są tacy jak my, mają podobne rozterki, wygląd, pracę. Rozmawiają o depresji, problemach rodzinnych, zmagają się z trudami życia codziennego, żalem, żałobą, samotnością. Wiedzą, że muszą uporać się z własną zagmatwaną osobowością, zanim stworzą zdrową relację i będą dobrymi partnerami. Sprawy dzieją się więc tutaj wolniej – uczucia rozwijają się, napotykają przeszkody, by finalnie (najczęściej) przekształcić się we wspierającą i szanującą miłość.

Współczesny romans jest jednak bardzo pojemną kategorią. Znajdziemy w niej lekkie historie, ale też historyczne, paranormalne, o wilkołakach i wampirach, fantasy, romanse queerowe i young adult. – Dopiero gdy przestaniemy myśleć o romansie jako lekturze, w której po prostu dwoje ludzi się w sobie zakochuje, możemy odkryć potencjał tego gatunku – mówi Natalia Krogul, współtwórczyni książkowej aplikacji Uncover. – Dziś romans spełnia najróżniejsze fantazje czytelniczek, zarówno seksualne, jak i emocjonalne. Dziewczyny wiedzą, czego chcą, dlatego poszukują konkretnych historii, postaci, wątków i u nas znajdują je po hashtagach typu #AlphaHero czy #EnemiesToLovers. W tym roku czytelniczki naszej aplikacji biorą udział w wyzwaniu przeczytania 12 podgatunków romansu, ale widzimy już, że w kolejnym będziemy musieli zwiększyć poziom trudności do 16 – podsumowuje Krogul. Zmieniło się bowiem samo podejście do romansów. Dla generacji Z i młodych milenialsów czytanie ich to nie obciach. Według portalu Publishers Weekly w ubiegłym roku sprzedaż romansów tylko w Stanach Zjednoczonych wzrosła o 52,4 proc., podczas gdy innych tytułów z gatunku fiction zaledwie nieznacznie. Literatura faktu zaliczyła tam spadek o 10,03 proc.

Kto dziś czyta romanse i jakie? 

Jak mówi Koch, która pierwszą romansową księgarnię otworzyła w 2016 roku w Kalifornii, drugą w sierpniu tego roku w Nowym Jorku, zainteresowanie tym gatunkiem nigdy nie spadło. Romanse w The Ripped Bodice kupują głównie kobiety w wieku 18–40 lat. Ale ta grupa jest zróżnicowana pod względem rasy, religii, pochodzenia społeczno-ekonomicznego czy orientacji. Wśród najlepiej sprzedających się autorów, podobnie jak w Polsce, są Rebecca Yarros, Ali Hazelwood, Sarah J. Maas, która napisała wielką serię fantasy „Dwór cierni i róż”, oraz wspomniane wcześniej Emily Henry i Colleen Hoover. – Romansom poświęca się coraz więcej miejsca w prasie mainstreamowej, co na pewno pomaga. Plus młodzi ludzie, którzy chętnie czytają romanse, nie do końca dbają o to, co inni o nich pomyślą – wyjaśnia Leah Koch. Także sami wydawcy inaczej postrzegają dziś romanse. Odeszli od promowania ich jako chick-lit (literatura tworzona przez kobiety dla kobiet, nazwana od ang. chick, czyli „laseczka”) oraz przestali wydawać je w tandetnej, mocno żenującej estetyce z gołymi torsami na okładkach. – Ludzie chcą książek, z którymi czują się bardziej komfortowo, czytając je publicznie. I ja to rozumiem, choć zachęcam, żeby czytali, co tylko im się podoba. Wydawnictwa to widzą i podążają za trendem, za tym, co się sprzedaje. Niestety przez to też doszliśmy do momentu, w którym wszystko wygląda tak samo. Chciałabym zobaczyć więcej różnorodności i kreatywności w szacie graficznej romansów – dodaje Koch.

BookTok? 

W czasach, gdy mówi się o kryzysie czytelnictwa w prawie każdym kraju, nic tak nie połączyło fanów romansów jak TikTok, a w zasadzie BookTok.

Więcej na ten temat przeczytacie w najnowszym numerze Glamour, gdzie ukazała się pełna wersja artykułu.Dostępny także z... książką do wyboru! Gdzie go kupić? Wystarczy kliknąć w zdjęcie, by przenieść się do sklepu: