Od najmłodszych lat zostałam uświadomiona, jak ważna jest ochrona przeciwsłoneczna. Mam bardzo jasną skórę, dodatkowo alergię skórną i muszę bardzo uważać – nawet najdelikatniejsze słońce jest w stanie spalić mi skórę. Dlatego kremy z filtrem są moimi „przyjaciółmi” od dawna. O tym, jak ważna jest kompleksowa ochrona przed słońcem wie raczej każdy, a przynajmniej mam taką nadzieję. Opalanie jest przyjemne, ale nadużywanie słońca wiąże się z nieprzyjemnymi skutkami, takimi jak utrata elastyczności skóry, przedwczesne starzenie się, przebarwienia, a nawet choroby nowotworowe. Niezbędny jest w tym wszystkim zdrowy rozsądek – kluczem jest unikanie słońca, kiedy świeci najmocniej (tj. w godzinach około od 11-15), łapanie promieni słonecznych zamiast 8 h codziennie, to trochę mniej i oczywiście odpowiednie stosowanie filtrów, to znaczy reaplikowanie kremu co 2-3 h. Ten artykuł nie jest jednak o bezpiecznym opalaniu (o ile takie w ogóle istnieje), a o tym, dlaczego zaczęłam używać kremu z wysokim filtrem na twarz codziennie i dlaczego Wy również powinnyście zacząć, jeżeli macie około 25 lat i chcecie mieć gładką cerę jak najdłużej. 

5 kosmetyków do pielęgnacji, których nie może zabraknąć w Twojej wakacyjnej kosmetyczce >>>

Dlaczego w wieku 25 lat zaczęłam codziennie używać kremu z wysokim filtrem – to remedium na starzenie się skóry

Krem z wysokim filtrem jest remedium nie tylko w kwestii bezpiecznego opalania. Mam naczynkową, wrażliwą i suchą cerę, którą chronię przed słońcem. Właściwie w ogóle nie opalam twarzy, a jeśli już, to nie dłużej niż 15 minut i robię to naprawdę od tzw. „wielkiego dzwonu”. Ale to nie znaczy, że nie potrzebuję ochrony przeciw promieniowaniu UVB i UVA, chociaż bardziej zdecydowanie przed tym drugim. UVB odpowiada za zaczerwienienie i rumień, które występują niemal od razu, czyli reakcję obronną skóry. Z kolei UVA oddziałuje na skórę o wiele bardziej oraz przenika przez chmury, szyby, a nawet niektóre materiały. Dlatego na szkodliwe działanie UVA (a także skutki, czyli zmarszczki, przebarwienia itd.) jesteśmy narażone cały rok! A skutki niezapobiegania promieniowaniu UVA pojawiają się dopiero około 40 roku życia. Nie ma więc innej opcji walki z przebarwieniami i zmarszczkami niż zapobieganie im. Właśnie m.in. z tego powodu zaczęłam używać kremu z wysokim filtrem, czyli SPF50 codziennie w wieku 25 lat, chociaż zbierałam się do tego już od dłuższego czasu. 

Dermatolodzy nie mają wątpliwości, że najlepszym kremem przeciwzmarszczkowym są właśnie kremy z filtrem, ale stosowane codziennie, nie tylko „od święta”, czyli na wakacjach. Skuteczna walka ze zmarszczkami i procesami starzenia to działanie prewencyjne, czyli zapobieganie im od wczesnych lat. Ja zdecydowałam się działać w tym temacie w wieku 25 lat, bo wiem, że na pewno mi to nie zaszkodzi. Dobrym dowodem na skuteczność tej praktyki jest moja mama, która wygląda na co najmniej 10 lat mniej niż ma w rzeczywistości. Znajoma lekarka również potwierdziła to tę tezę i szczerze rekomenduje stosowanie filtrów przeciwsłonecznych każdego dnia.

Jak moja codzienna pielęgnacja wygląda w praktyce? Na oczyszczoną i potraktowaną tonikiem twarz nakładam cienką warstwę kremu nawilżającego i czekam chwilę, aż się wchłonie. Następnie nakładam produkt z filtrem SPF50 – zazwyczaj jest to krem Pat&Rub, Caudalie, ZO Skin Health lub Holika Holika. Potem dodaje trochę kremu koloryzującego, który również ma ochronę przeciwsłoneczną (ale zazwyczaj niższą, SPF30 lub nawet 20). Czasami pudruję delikatnie twarz, a kiedy moja skóra ma lepszy dzień, nie nakładam pudru. Cała rutyna zajmuje naprawdę kilka minut! Dlatego szczerze polecam krem z filtrem, który jest tańszy od produktów przeciwzmarszczkowych za miliony monet i które nie są w stanie zniwelować w stu procentach zmarszczek, kiedy te pojawią się na twarzy.