Podczas 62. gali wręczenia nagród Grammy nie zabrało okazji do wzruszeń. Cała impreza odbyła się w cieniu tragedii, czyli katastrofy, w której zginęła gwiazda NBA Kobe Bryant oraz jego 13-letnia córka, Gianna. Wszyscy zgromadzeni w hali Los Angeles Lakers oddali hołd koszykarzowi zarówno minutą ciszy, jak i poruszającymi przemówieniami oraz występami. Ale powodów do wzruszeń dostarczyła również Demi Lovato.

Występ Demi Lovato na tegorocznej gali Grammy zapowiedziała reżyserka, Greta Gerwig. Piosenkarka zaprezentowała swój najnowszy kawałek „Anyone”. Nietrudno było zauważyć, że był to dla Demi bardzo emocjonujący moment. Artystka musiała na początku przerwać występ, bo ciężko było jej opanować łzy. Udało się jej jednak dokończyć utwór, który wypełniona po brzegi gala nagrodziła owacjami na stojąco.

Grammy 2020: zwycięzcy. Kto zdobył statuetkę?

26-latka pojawiła się przed tak dużą publicznością pierwszy raz, od kiedy w lipcu 2018 roku w wyniku przedawkowania narkotyków trafiła na odwyk. Co ciekawe, chwilę przed tym światło dzienne ujrzał utwór „Sober” pochodzący z jej szóstego albumu „Tell Me You Love Me”, w którym śpiewała, że znowu ma problemy z narkotykami. Z resztą, wcześniej też otwarcie o tym mówiła, np. w 2017 roku filmie „Demi Lovato: Simply Complicated”. Wygląda jednak na to, że artystka jest teraz na najlepszej drodze, by raz na zawsze pokonać wyniszczający nałóg. A reakcja na jej występ z pewnością dodała jej otuchy.