Od lat definiuję się, jako zagorzała minimalistka. Nie przepadam za wymyślnymi formami, nie podążam ślepo za trendami i zawsze kieruję się zasadą: mniej znaczy więcej. Wiem, co lubię, co sprawdza się w mojej garderobie i do czego najchętniej wracam w swoich stylizacjach. I choć, jak każda entuzjastka mody, bacznie obserwuję poczynania czołowych projektantów i projektantek mody – skrupulatnie selekcjonuję trendy, które wplatam do swojej szafy. W tej jednak od dawna królują same klasyki. Wybrałam więc 7 elementów garderoby, bez których nie wyobrażam sobie moich jesiennych looków. Fanki idei szafy kapsułowej zakochają się w nich od pierwszego założenia.

Jestem redaktorką mody i jesienią nie mogę żyć bez: marynarki

W czasie, gdy większość entuzjastek mody wyciąga z szafy ukochane trencze, ja pozostaję wierna marynarce. Jesienią traktuje ją niemalże jak kurtkę na okres przejściowy. Noszę ją z topem czy T-shirtem, gdy pogoda dopisuje. W dni chłodniejsze i zimniejsze zakładam pod nią gruby sweter, który w momentach przejaśnienia nonszalancko zarzucam na ramiona (tak, jak robią to Francuzki). To element garderoby, który nigdy mi się nie znudzi i którego nigdy nie wymienię na przysłowiowy „lepszy model” (czyli najnowsze trendy). Marynarkę uwielbiam za maksymalną uniwersalność, która łączy się z klasycznym i ponadczasowym charakterem. Mogę ją założyć do jeansów, spódniczki mini, spodni z szeroką nogawką czy długiej sukienki – wiem, że zawsze będę wyglądać dobrze.

Jestem redaktorką mody i jesienią nie mogę żyć bez: spodni garniturowych

Spodnie garniturowe trafiły do mojej szafy kilka sezonów temu i niemalże natychmiast zdetronizowały uwielbiane przeze mnie niegdyś jeansy. Nie mówię tu jednak o cygaretkach, ale o spopularyzowanych mniej więcej 2 lata temu spodniach z zakładkami i szerokimi nogawkami. Podglądając, jak ten model noszą Emily Ratajkowski, Elsa Hosk czy Hailey Bieber zrozumiałam, że elegancki fason nie musi być zarezerwowane na wyjątkowe okazje i towarzystwo innych elementów garderoby o podobnym charakterze. Od tamtego czasu noszę spodnie garniturowe zawsze i do wszystkiego. Łącze je z trampkami, loafersami, czółenkami Mary Jane, z topami, koszulami, zdobionymi bluzkami i motocyklową kurtką. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodły.

Jestem redaktorką mody i jesienią nie mogę żyć bez: koszuli w stylu oversize

Kocham ją latem, przepadam za nią również jesienią. Koszula w stylu oversize to niekwestionowany pewniak w mojej jesiennej garderobie, bez którego nie wyobrażam sobie złotej pory roku. Podobnie jak w czasie upałów, uwielbiam narzucać ją na T-shirty, topy czy bluzki z długim rękawem. Chętnie noszę ją również do jeansów, spodni garniturowych czy krótkich spódniczek. Natomiast moim absolutnym ulubieńcem jest łączenie wielkiego swetra z koszulą tak, by wystawały jedynie mankiety i kołnierzyk oraz sam dół ubrania. Kojarzy mi się to z minimalistycznym stylem Mary-Kate i Ashley Olsen, a do tego dodaje każdej stylizacji niezobowiązującej i nieco nonszalanckiej elegancji.

Jestem redaktorką mody i jesienią nie mogę żyć bez: dużego swetra

Nie bez powodu mówi się, że jesień to sweater weather. Moje swetry lubię najbardziej w wydaniu oversize. Nie za duże (bo wtedy rękawy ubrania nie mieszczą się w okrycia wierzchnie), jednak i nie za małe i przylegające do ciała. O rozmiar większe zawsze wydają się najlepszym rozwiązaniem. Choć najchętniej sięgam po modele w czarnym kolorze, beże, brązy i biele są w mojej szafie równie mile widziane. Z czym noszę duży sweter? W cieplejsze dni po prostu narzucam go na ramiona, by był moim towarzyszem na „czarną godzinę” (czyli wieczorny spadek temperatur). W innych wypadkach łączę go ze spodniami garniturowymi i jeansami, tworząc casualową stylizację na co dzień.

Jestem redaktorką mody i jesienią nie mogę żyć bez: czarnej spódnicy mini

W czasie lata najchętniej sięgam po wszystko, co maxi, jednak w obliczu nadchodzącej wielkimi krokami jesieni powoli wraca moja sympatia do rozwiązań w wydaniu mini. To właśnie dlatego w mojej jesiennej garderobie rokrocznie pojawia się czarna spódniczka do połowy uda. Choć przypomina odrobinę strój galowy na apele szkolne, uważam, że to doskonała baza do nieskończenie wielu stylizacji na złotą porę roku. Podobnie jak marynarka – czarna mini pasuje zawsze i do wszystkiego. Pokocha loafersy, kozaki przed kolano oraz balerinki. Polubi towarzystwo wielkich swetrów, obcisłych topów oraz marynarek. To prawdziwy kameleon w szafie, którego warto zawsze mieć pod ręką (w zestawie z cieniutkimi rajstopami w ulubionym kolorze).

Jestem redaktorką mody i jesienią nie mogę żyć bez: torebki shopperki

Latem, podobnie jak niejedna z was, najchętniej sięgam po poręczną, drobną i subtelną bagietkę lub model do ręki, który doskonale będzie współgrał z filigranowymi stylizacjami na upalne miesiące. Jesień oznacza jednak back to office pełną parą, a co za tym idzie – zapotrzebowanie na model torebki, który pomieści więcej, niż portfel, klucze i telefon. To dlatego we wrześniu rokrocznie wracam do shopperki. Uwielbiam ją z kilku powodów. Po pierwsze, to fason, który może pochwalić się klasycznym charakterem oraz pasuje zawsze i do wszystkiego. Po drugie – jest w stanie zmieścić naprawdę wszystkie potrzebne rzeczy. Od laptopa czy książki, po parasolkę, którą (umówmy się) warto mieć przy sobie cały czas w okresie jesienno-zimowym.

Zobacz także:

Jestem redaktorką mody i jesienią nie mogę żyć bez: loafersów

Wiem, wiem – świat mody szaleje obecnie na punkcie balerin i to one uważane są za must have obuwie na tegoroczną jesień. Choć sama straciłam głowę dla nostalgicznych butów na płaskiej podeszwie, w okresie jesiennym pozostaję wierna loafersom. Skórzane, solidne i na wysokiej platformie – nie mają sobie równych w deszczowe dni, których (ustalmy sobie) jesienią jest naprawdę dużo. Przepadam za nimi w połączeniu z białymi skarpetkami – ten duet idealnie wpisuje się w estetykę preppy style, a do tego dba o komfort noszenia i ciepło. Same plusy, zero minusów.