Dziewczyny, z którymi pracuję, były w szoku, jak powiedziałam im, że będziemy rozmawiać o czułości – powiedziała Karolina, gdy tylko się spotkałyśmy. A, jednak – odparłam z uśmiechem. Czułam, że przed nami zaskakująca na wielu płaszczyznach rozmowa. Karolina Cwalina-Stępniak współtworzy platformę Her Impact, jest mentorką, coachem, autorką książek i artykułów. Prowadzi profil „Sexy zaczyna się w głowie” na Instagramie, na którym najczęściej porusza tematy związane z rozwojem osobistym czy biznesem, ale również – od czasu do czasu – opowiada o swoim życiu prywatnym, w tym o relacji z własnym ciałem. Jest w tym całkowicie szczera i bezkompromisowa. Nie zgadza się z wieloma osobami, które mówią o miłości do samej siebie w mediach społecznościowych. W ramach cyklu „Czule o ciele” ujawniła, dlaczego nie akceptuje swojego wyglądu, powodach, dla których zdecydowała się na operację zmniejszenia piersi, a także o czułości na co dzień. 

Karolina Cwalina-Stępniak o samoakceptacji i redukcji piersi

Asia Twaróg: Często powtarzasz, że nie lubisz swojego ciała. 

Karolina Cwalina-Stępniak: Bo nie lubię. Akceptuję swoje ciało, dbam o nie i uważam, że w niczym mnie nie ogranicza, jednak nie podoba mi się. Nie umiem spojrzeć na siebie i powiedzieć: och, kochany cellulit albo coś w tym stylu. Ukrywam swoje mankamenty, a pokazuję to, co – według mnie – jest ładne.  

Powiedziałaś: ładne. Czyli jednak coś w sobie lubisz.

Tak, moje łydki. Niedawno polubiłam też swoje piersi. Mam za sobą operacje i zabiegi, które pozostawiły wiele blizn na moim ciele. Ktoś mógłby powiedzieć, że są straszne, jednak ja lubię je i akceptuję. W niczym mi nie przeszkadzają. Wiesz, moja relacja z ciałem jest dość skomplikowana, bo wiele z nim przeszłam. Choroba, rekonwalescencja, wahania wagi... Teraz pracuję nad tym, by moje ciało stało się zgrabniejsze, bo w takiej wersji podoba mi się bardziej. Robię to dla siebie. 

Co ciekawe, są w moim otoczeniu osoby, które zawsze zapewniały mnie, że wyglądam cudownie i nie powinnam się zmieniać. Natomiast gdy trochę schudłam, zaczęły mówić: Karolina, może nie wypada tego mówić, ale teraz – jak wzięłaś się za siebie – to ładniej wyglądasz. Są wśród nich te, które promują samoakceptację w mediach społecznościowych. Niestety w rzeczywistości nie lubią siebie, narzekają na swój wygląd albo starają się schudnąć za wszelką cenę. Denerwuje mnie to. Nie lubię hipokryzji. 

Myślę, że jesteśmy w takim momencie, że powinnyśmy i powinniśmy odczepić się od ciał innych osób. Przestać komentować ich wygląd, mówić, co mają w sobie zmienić, a czego nie. 

Zobacz także:

Tak, zgadzam się z tym. Czasem żartuję, że promuję anty-naturalność. Kocham się malować, farbuję włosy i noszę tak zwane doczepy, przeszłam kilka operacji plastycznych. Jakiś czas temu przestałam przekonywać do tego samego moje przyjaciółki, które są fankami naturalności. A one odczepiły się ode mnie. 

Przeszłaś redukcję piersi. Dlaczego zdecydowałaś się na taką operację?

Zdecydowałam się na operację, ponieważ miałam wielkie piersi, które utrudniały mi funkcjonowanie na co dzień. Nie mogłam kupić ubrań, w tym biustonoszy czy piżam. Nie mogłam ćwiczyć. Poza tym nie podobały mi się. 

A jak czujesz się teraz, czyli kilka miesięcy po operacji?

Świetnie. Uważam, że jest to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek dla siebie zrobiłam. Pamiętam, jak podczas jednego z treningów moja trenerka, Wiktoria, poprosiła, żebym położyła się na brzuchu i podniosła ręce. To było dla mnie coś niesamowitego, bo przed operacją nie mogłam zrobić czegoś takiego. Czułam się jak małe dziecko, które dopiero uczy się chodzić. 

Opowiadałaś o operacji oraz o rekonwalescencji na Instagramie. Jak zareagowały osoby, które obserwują twój profil?

Reakcje były bardzo pozytywne. Dostałam już kilkanaście wiadomości od dziewczyn, które też zdecydowały się na redukcję piersi. Opowiedziały mi o swoich doświadczeniach, a niektóre wysłały nawet zdjęcia w charakterystycznych stanikach ortopedycznych.  

Jak wiesz, ten cykl wywiadów nazywa się „Czule o ciele”. Co myślisz, gdy słyszysz to hasło?

Teraz? Uważam, że jest to bardzo ładna nazwa. Choć dodałabym do niej jeszcze „szczerze”. Czyli „Czule i szczerze o ciele”. Czuję się trochę jak na terapii, bo podczas naszej rozmowy zrozumiałam, że nie denerwuje mnie promowanie samoakceptacji samej w sobie, jak sądziłam do tej pory, ale po prostu hipokryzja czy wręcz zakłamanie pewnych osób, które wypowiadają się na ten temat publicznie. Bo, oczywiście, trzeba dbać o swoje ciało, dobrze traktować, cieszyć się z tego, że jest zdrowe. Ale tylko wtedy, gdy jest to prawdziwe, a nie wykreowane na potrzeby mediów społecznościowych – lajków i zasięgów.  

Jak okazujesz czułość swojemu ciału na co dzień?

Dbam o nie, co – w moim przypadku – oznacza, że ćwiczę, zdrowo się odżywiam, regularnie wykonuję zabiegi czy masaże, do tego używam dobrej jakości kosmetyków. Tak brzmi moja definicja czułości. 

Posługujesz się nazwą „Sexy zaczyna się w głowie” w mediach społecznościowych i nie tylko. „Sexy” wskazuje na wygląd, ale w twoim wypadku chodzi o coś więcej, prawda?

Ta nazwa powstała, gdy poradziłam sobie z problemami zdrowotnymi. Rzeczywiście wiele osób sprowadziło to hasło to wyglądu, krytykowało je albo uważało za niepoważne. Tak naprawdę „Sexy zaczyna się w głowię” wzięło się od tego, jak zaczęłam czuć się z samą sobą, w tym ze swoim ciałem po wspomnianych już przejściach. Po prostu: ruszyłam do przodu. Teraz nie wzbudza już takich emocji, jak kiedyś.