Martyna Wojciechowska, słynna podróżniczka, od wielu lat staje po stronie kobiet. Coraz chętniej zabiera też głos w ważnych społecznie sprawach za pośrednictwem swoich social mediów. Ostatnio odniosła się do kwestii akceptacji ciała i tego, jak bardzo potrafimy się z jego powodu ograniczać, jak wciąż surowo oceniamy inne osoby, zwłaszcza kobiety, i same siebie pod względem naszej cielesności, tego, co nam wypada ubrać, a czego nie wypada w zależności od naszej sylwetki, stanu ciała, skóry itp.

Martyna Wojciechowska z ciałopozytywnym przesłaniem

Gwiazda swój post zaczęła od kilku istotnych pytań, które każda z nas powinna sobie zadać. Jak bardzo na nasze życie wpływają opinie innych, ale i nasze uwewnętrznione krytyczne głosy, lęki, przekonania na swój własny temat i tego, jak powinno wyglądać idealne ciało, jakie ciało ma prawo być publicznie pokazywane, a jakie nie? Choć ruch ciałopozytywny jest coraz bardziej powszechny, choć widzimy np. na Instagramie coraz więcej różnorodnych ciał, pojawiają się też zróżnicowane modelki i modele w kampaniach największych marek, to wciąż jest to kropla w morzu potrzeb. Wciąż potrzeba jeszcze wiele pracy i normalizacji choćby wałeczków na brzuchu i tego, że ktoś gruby z automatu, bez konkretnych szczegółowych badań, nie może zostać uznany za osobę chorą. Bez wątpienia normalizacja jest nam wszystkim bardzo potrzebna. Bo bycie cały czas na wojenne ścieżce ze swoim ciałem, a właściwie ze sobą, jest frustrujące, uprzykrza nam życie. Oczywiście nie chodzi o to, że nagle mamy siebie bezwarunkowo kochać. Ale raczej pamiętać, że jesteśmy tylko ludźmi a nasze ciała są naprawdę niesamowite! Pozwalają nam na masę rzeczy - od chodzenia po parku po przeżywanie orgazmów! Spójrzmy na siebie inaczej, a nie przez pryzmat wyglądu!

Ile razy, mijając jakąś kobietę na ulicy pomyślałaś albo powiedziałaś: „Z taką figurą w życiu bym się tak nie ubrała”, „Gdybym miała takie nogi to nie założyłabym krótkich spodenek!”?

Ile razy sama chciałaś coś założyć, ale miałaś blokadę w głowie, bo: może kiedyś, muszę jeszcze zrzucić 5 kg, pozbyć się cellulitu itd.
Ile ubrań leży w szafie, bo choć chciałybyśmy je założyć, BOIMY SIĘ, JAK INNI ZAREAGUJĄ NA NASZE CIAŁO?

Od kiedy stało się normą, że możesz założyć krótkie spodenki, dopasowaną sukienkę tylko wtedy, kiedy masz „idealne” ciało?!

Dziewczyny, żadna z nas nigdy nie będzie idealna! Nawet te idealne na okładkach czasopism, do których się porównujecie, często w rzeczywistości wyglądają zupełnie inaczej.

ALE KAŻDA Z NAS JEST WYSTRACZAJĄCA
#BEAUTIFULENOUGH

Więc w tego lata założę te cholerne spodenki, które od lat leżą na dnie szafy!✌️

A gdybyśmy tak wszystkie, a przynajmniej większość z nas zaczęła właśnie nosić to, na co ma ochotę, gdyby na ulicach zaroiło się od osób ubranych po swojemu, mimo wszystko, zapanowałaby piękna różnorodność, dodając otuchy kolejnym osobom. Bo ideałów nie ma, bo ideały są z gruntu niedoścignione. I szkoda życia, by je gonić, zamiast się nim po prostu cieszyć. 

PS. Jedyne, do czego warto dążyć, to to, by nie oceniać surowo, siebie i innych. Odrzucić perspektywę ideałów i docenić to, że ktoś ubiera się na własnych zasadach.