Wywiad z Żurnalistą, tajemniczym pisarzem, który miłość ubiera w najpiękniejsze słowa

Jego książki – o miłości – sprzedają się w setkach tysięcy egzemplarzy, jego profil na Instagramie @zurnalistapl obserwuje ponad 400 tysięcy fanów. Na czym polega jego fenomen? Nie tylko jest najbardziej tajemniczym polskim pisarzem ostatnich lat, bo tworzy pod pseudonimem, ale i jak nikt inny potrafi pisać o miłości. Przeczytajcie wywiad z Żurnalistą, a następnie – jeśli jeszcze tego nie zrobiłyście – sięgnijcie po jego książki: „Miłość, po prostu” i „Ść”, które w formie audiobooków dostępne są na platformie Storytel. Nie będziecie zawiedzione, niezależnie od tego czy jesteście w szczęśliwym związku czy może – jak autorowi przed laty – właśnie ktoś złamał wam serce.

Kim jesteś?
Sobą, chociaż czasami to ciężkie. Nie zawsze siebie lubię, często mi wstyd i niełatwo zapomnieć o błędach, które popełniłem. Patrząc w lustro, widzę pewnie to co inni, ale kiedy zamykam oczy i jestem sam na sam ze sobą to prowadzę angażującą rozmowę, którą głównie kończą znaki zapytania… I gdy muszę odpowiadać to towarzyszy mi przeszywająca cisza. 

Pytam nie bez przyczyny, bo jesteś bardzo tajemniczy. Dlaczego w dobie „budowania marki osobistej” i autopromocji w social mediach, zdecydowałeś się ukryć swoje imię i nazwisko, nie pokazywać twarzy – a jeśli już, to tylko troszeczkę, tak, by nie było pewności czy Ty to Ty?
Nie czuję, bym był nader tajemniczy. Zaczęło się to tak, że po prostu nie chciałem pisać personalnie jako ja, bo czułem barierę między emocjami, które mi towarzyszą a tym, jak jestem odbierany przez ludzi. Zostałem w tamtym okresie sam, bez miłości, przyjaciół i pieniędzy. Chwilę wcześniej zmarł mój bohater, mentor i przyjaciel od zawsze – dziadek. Nie miałem gdzie wylać swojego żalu, smutku i wątpliwości. Chodziłem co rano pod prysznic i myślałem o samobójstwie, wielokrotnie o tym pisałem. Większość z listów, które napisałem miało być tylko listami pożegnalnymi dla ludzi, których poznałem w swoim życiu.
Dzisiaj wszyscy patrzą na to jak na sukces, ale jak znasz tę perspektywę wygląda to zupełnie inaczej. Ja pisałem, wszystko co myślałem. Niczego nie chowałem do szuflady, bo to emocje – które były za długo zamknięte we mnie. I wierzę, że moja prywatność i ból zostanie zachowana tu, gdzie nazywają mnie Żurnalistą.

Żurnalista / fot. Marzena Bukowska-Filuk


Konto na Instagramie jednak masz, i nie da się ukryć, że obserwuje je mnóstwo fanów. Dlaczego postanowiłeś je mieć?
Ogólnie założyłem je proporcjonalnie późno. Miałem wielki problem z publikowaniem tylko „krótkich treści”. I „gryzłem się” z tym Instagramem bardzo długo. Jak już zacząłem to publikowałem tam zdjęcia swoich tatuaży i zaczęło to się rozwijać razem ze mną w kilku kierunkach równocześnie. Są tam różni ludzie – jedni dla tatuaży, inni dla tego co czuję. Kilka osób żeby poobrażać. Zebrało się ponad 400 tysięcy osób, ale uwierz, że tych co byli od początku, pamiętam i mógłbym wymienić ich nazwiska, obudzony o 4 w nocy. Jestem im cholernie wdzięczny. 

Na swoim koncie masz już 6 książek. W jednej z nich piszesz, że nie chciałbyś być „emocjonalnym pisarzem prostych sentencji”. Jak myślisz, udało się?
Jeżeli ktoś czytał moje książki to wie, że te krótkie teksty najmniej o mnie mówią. Ja nigdy o tym nie myślałem jako o „wierszach”. Wrzuciłem kiedyś jedno zdanie z listu na swój Facebook i zobaczyłem sporo komentarzy, polubień i pomyślałem: o, super! Spróbuję to robić częściej. Jak pisałem pierwszą książkę, która docelowo miała składać się z samych listów to czytając ją, pomyślałem, że być może wszystko zbyt mocno się zlewa. I tak powstały te teksty, które znajdziesz na moim profilu na Instagramie. Wracając do pytania: próbuje oderwać od siebie łatkę gościa od jednego zdania przedzielonego enterem, ale przestało to być moją obsesją. 

Twoja ulubiona sentencja o miłości, taka do której jest Ci najbliżej...
Może to nie sentencja, ale zawsze kochałem słuchać jak babcia mi mówiła o miłości, przywiązaniu i wierności. Żałuję, że nie może teraz zobaczyć, jak ja o niej mówię.

Dlaczego postanowiłeś pisać właśnie o miłości? I to miłości nieszczęśliwej, niespełnionej. Większość ludzi wolałaby wymazać takie wspomnienie ze swojej pamięci... Nie chce pamiętać dawnej miłości, nie ma najlepszego zdania o swoim byłym/byłej... 
Piszę o tym, co w danym momencie czuję. Kiedy zaczynałem, towarzyszyło mi po prostu cierpienie, które kazało mi uderzać w głową w mur do momentu w którym się zabiję albo go przebije. Z guzami, ale jestem. Dzisiaj, kiedy powstaje moja nowa książka, piszę trochę o tych guzach – błędach, które są moimi demonami do teraz. Im jestem starszy, tym bardziej tęsknię za mamą, dziadkami i chciałbym mieć dom na wsi, żonę i kogoś, dla kogo mógłbym zostać kimś, kogo nigdy nie miałem – tatą.  

Podkreślasz, że u podstaw Twojego sukcesu leży porażka, zawód miłosny – myślisz o tym, by napisać książkę o charakterze motywacyjnym? 
Nie, to wcale nie w moim stylu. Co mógłbym napisać, że chciałem się powiesić, ale topiąc się w smutku, nauczyłem się pływać? Mi udało się tylko przez przypadek. Może gdybym wierzył, pomyślałbym – że to babcia wyciągnęła pomocną rękę, ale każdy kto słyszałby moje myśli wtedy, zrozumiałby, że jedynym ukojeniem tamtego bólu, byłoby dla mnie rano się nie obudzić.

By pomóc moim czytelnikom, będącym w równie trudnej sytuacji, zatrudniłem dwóch terapeutów. Kompletnie anonimowo można napisać maila i porozmawiać z kimś. Wyrzucić coś z siebie, jeżeli to pomoże komukolwiek. Mnie pomogło. Tak chcę spłacić swój dług wobec wszystkich tych, którzy kiedykolwiek poświęcili mi chociaż chwilę.

Twoje książki cieszą się ogromną popularnością – jak myślisz dlaczego? Czy sięgają po nie głównie samotni ludzie, którzy marzą o miłości? Dla kogo piszesz?
Dla siebie. Ja piszę by móc czasami skonfrontować się z myślami, o których wspomniałem na początku naszej rozmowy. Dlaczego tak dużo ludzi ma moje książki? Pewnie dlatego, że napisałem może trzy, może cztery teksty, które były fikcjami literackimi, a reszta to ja. Pamiętam, jak zaczynałem i obserwowało mnie 30 tysięcy osób. Codziennie, około 20.00, siadałem przy komputerze i każdy mógł do mnie napisać o swoich problemach. Poznałem swoich czytelników tak jak oni poznali mnie, czytając książki. 

Dwie Twoje książki zostały wydane w formie audiobooków i dostępne są na Storytelu. Dlaczego warto ich posłuchać i po którą z nich sięgnąć w pierwszej kolejności?
„Miłość, po prostu” to moja pierwsza książka. Pisana tak bardzo sercem, że gdy odsłuchałem jej nagrania, poczułem się tak dziwnie – jakby ktoś na głos mówił co myślę. Niezapomniane uczucie. „ŚĆ” to drugi audiobook, a jako książka sprzedał się w ponad 60 tysiącach egzemplarzy. Przełomowa pozycja dla mnie w życiu prywatnym i zawodowym. Jeżeli chcesz posłuchać przez chwilę, jak brzmią moje myśli, polecam więc audiobooki dostępne na Storytelu – czyta Filip Kosior.

Twój przykład pokazuje, że literatura może być dobrym produktem, który sprzedaje się tak dobrze jak bluzy z hasłami. Czy miłość też jest produktem?
Pytasz mnie o to w czasach, w których youtuberzy udają związki dla zasięgów? Ja wierzę w taką miłość, która sprzedałaby „tylko” duszę, by wejść po tę drugą osobę do piekła… Bo tam znajdują się moje myśli.

Jeżeli chodzi Ci o bluzy, które zrobiłem to miał być gadżet 500 sztuk dla najbardziej zaangażowanych ludzi, do których chciałem się uśmiechnąć, spotykając na mieście. Pomyśleć: Kurde – masz fajne serduszko, idź przed siebie i bądź sobą. Ktoś Cię pokocha, a Ty tylko otwórz serce. Wyszło jak wyszło, fajnie widzieć moich odbiorców, ale rozrosło się to tak, że czasami ludzie, którzy maja nasze ciuchy nie wiedzą, że marka miło(ść) zaczęła się od książki, która teraz stała się audiobookiem Storytela.

Czy w Twoich książkach można odnaleźć przepis na miłość, szczęśliwą miłość?​ Znasz ten przepis?
W moich książkach można odnaleźć mnie – jak na ironię pogubionego w imię zasad, których już dzisiaj nie przestrzegam. Sam byłem byle jaki, zagubiony i udawałem, kogoś innego. Mój przepis na życie to metoda prób i błędów. Głównie tych drugich – dlatego mam do siebie tyle „ale” i nie potrafię wybaczyć sobie niczego. Biję się w pierś i przepraszam, bo chcąc być sobą, byłem każdym: dobrym, złym i kimkolwiek mogłabyś sobie wyobrazić – każdym o kim wolałbym dziś zapomnieć.