Angelika Kucińska: Właśnie ukazuje się Wasz nowy album, ruszacie w trasę, sporo się dzieje. Gotowa?

Dana Foote, Sir Chloe: O tak, nie możemy się doczekać premiery albumu i odliczamy dni do trasy. 18 koncertów w sześć tygodni. Będzie fajnie.

Lubisz być na scenie?

Z całym zespołem uwielbiamy występować. Koncerty są jak katharsis. Hałasujesz, skaczesz po scenie, a po wszystkim spędzasz czas z dzieciakami, które przyszły na twój koncert – to wszystko daje nam frajdę. Szczególne jest też dla nas to poczucie wspólnoty, które buduje się na koncertach.

Zanim przejdziemy do rozmowy o nowej płycie, chciałabym poświęcić chwilę „Party Favors”. To wydawnictwo zdecydowanie dłuższe niż standardowa EP-ka, ale nie traktujecie go jak pełnoprawnego albumu, prawda?

„Party Favors” było raczej kolekcją piosenek, które napisaliśmy na przestrzeni kilku lat, niektóre z nich powstały jeszcze przed uformowaniem się zespołu Sir Chloe. Wydaliśmy „Party Favors” tylko po to, żeby coś wydać, poza singlami, które wypuściliśmy wcześniej. To nie jest album, bo nie nagrywaliśmy go z intencją stworzenia albumu. W tamtym czasie po prostu komponowaliśmy piosenki, muzyka była naszym hobby.

A mimo to ta kolekcja piosenek nie sprawia wrażenia przypadkowej. Słyszę tam temat przewodni. „Party Favors” jest o stawianiu granic, o walce o siebie. To faktycznie była jakaś generalna idea, którą chciałaś się wówczas dzielić ze światem?

Zobacz także:

To temat, który konsekwentnie pojawia się w muzyce Sir Chloe. Na nowej płycie „I Am The Dog” również wybrzmiewa. Co prawda nie planuję, że teraz usiądę i napiszę numer o stawianiu granic – zazwyczaj to po prostu samo tak jakoś wychodzi.

Rozmawiamy przed premierą albumu, słyszałam tylko kilka piosenek, ale sądząc po singlach, na nowej płycie jesteś jeszcze bardziej asertywna.

Eksplorujemy zupełnie inne brzmienia. Tym razem mieliśmy więcej zasobów i przestrzeni dla kreatywności.

Mówiłam bardziej o tekstach. Nabrałaś asertywności jako osoba?

Nie jestem pewna, ale zdecydowanie chciałabym, żeby tak było.

W internecie piszą, że „I Am The Dog” jest o wewnętrznym konflikcie pomiędzy tym, co powinnaś, a co chciałabyś zrobić...

To bardziej płyta o próbach odzyskania kontroli i pewnego gruntu w świecie, którym rządzi chaos.

Jak odzyskać ten stabilny grunt pod nogami? Znajdę receptę, słuchając Waszej płyty?

Chciałabym, żeby tak było, ale niestety nie znam odpowiedzi na pytanie o to, jak odzyskać balans w chaosie. Sama się nad tym zastanawiam.

Zmieniłaś się jako muzyczka i kompozytorka przez tych ostatnich kilka lat?

Wszyscy dojrzeliśmy, pisząc nowy album. Sporo też zmieniło się w życiu zespołu. Pomiędzy „Party Favors” i „I Am The Dog” zyskaliśmy publiczność, podpisaliśmy kontrakt płytowy, zaczęliśmy jeździć w trasy koncertowe i współpracować z innymi artystami. Pojawiła się presja – czy nowe piosenki wytrzymają porównania ze starymi. Oczywiście to presja z zewnątrz. Zmienił się też sposób, w jaki dziś komponujemy. Spieszymy się, staramy się stworzyć więcej w krótszym czasie.

A zmieniły się Twoje oczekiwania?

Względem czego?

Sukcesu.

Nie wiem... Wolę nie mieć oczekiwań, bo przecież nic nigdy nie jest takie, jak sobie wyobrażasz, że będzie. Możemy tylko mieć nadzieję. Przede wszystkim jednak dokładamy wszelkich starań, żeby robić muzykę zawodowo tak długo, jak będzie to możliwe.

Ochrona osobistych granic to nie jedyny stały wątek, który pojawia się regularnie w Twoich tekstach. Jedna z Waszych starszych piosenek nosi tytuł „Animal”, nowy album nazywa się „I Am The Dog”, w teledysku do „Hooves” pojawia się owca, a z kolei w tekście do „Hooves” występuje koza. Dużo zwierząt.

Większość służy za metaforę, nie wszystkich użyłam intencjonalnie. Nie założyłam sobie nigdy, że uczynię ze zwierząt centralny motyw swojej sztuki, w dodatku to, że często się pojawiają, dezorientuje ludzi, którzy nas słuchają. Ale tak, kocham zwierzęta, dużo o nich myślę, często spędzam z nimi czas – wolę towarzystwo zwierząt od towarzystwa ludzi. Chciałam, żeby nasza nowa płyta była koncept albumem o psie i jego relacji ze światem. Tego pomysłu niestety nie udało się zrealizować, głównie ze względów logistycznych – kiedyś pisałam piosenki tylko z naszym gitarzystą Teddym, dziś w proces twórczy jest zaangażowanych zdecydowanie więcej osób.

Masz zwierzęta?

Nie mam, ale moja rodzina ma trzy psy, więc często ich odwiedzam, by spędzać czas ze zwierzakami. Psy lubię najbardziej.

A jesteś tym typem osoby, która musi zatrzymać się i pogłaskać każdego mijanego na ulicy pieska?

Pewnie bym to robiła, gdyby nie fakt, że z psem zazwyczaj jest człowiek, a mam lekką awersję do ludzi (śmiech).

Poruszałaś już w wywiadach temat nazwy zespołu. Mimo to chętnie o nią zahaczę. Dziś, gdy szczęśliwie coraz więcej mówimy o płci i otwieramy się np. na niebinarność, nazwa Sir Chloe jest wręcz manifestem politycznym. Nabiera mocy.

To prawda. Dekonstrukcja binarnych podziałów jest bardzo ważna, a progres, jakiego dokonują ludzie – przepiękny. Niestety wiele Amerykanek i wielu Amerykanów zaciekle walczy ze zmianą, ale ruch na rzecz osób queerowych jest cudowny. Wiesz, gdy nazywałam zespół Sir Chloe, w ogóle nie myślałam takimi kategoriami. To było, zanim publiczna dyskusja o płci dotarła do moich uszu. Myślę, że każdy ma skomplikowaną relację ze swoją płcią. Ja na pewno. Kiedy jednak wymyślałam nazwę dla zespołu, nie zależało mi na mocnych deklaracjach. Wyraziłam po prostu to, jak się czułam. Mam na imię Dana – to androginiczne imię, które w Stanach Zjednoczonych nadaje się zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Zresztą za to je zawsze uwielbiałam. W związku z tym że sama noszę androginiczne imię, chciałam, żeby sceniczne personalia też takie były. Imienia Chloe używałam, gdy ktoś mnie pytał, jak się nazywam, a ja nie chciałam mu powiedzieć. Dodałam „sir” na początku i już. Nie chodziło o żaden manifest, ale jeśli dziś nazwa naszego zespołu jest tak odbierana, to fantastycznie.

A co to znaczy, że masz skomplikowaną relację ze swoją płcią?

Rozmawiałam o tym niedawno z przyjacielem i nie byłam w stanie precyzyjnie zwerbalizować swoich przemyśleń na ten temat. Po prostu czuję się dziwnie z moją płcią. Zawsze miałam wrażenie, że inne dziewczyny dostały podręcznik, jak być kobietą, a mnie ktoś nie dosłał instrukcji. Jako dorosła osoba odnalazłam się nieco lepiej w swojej kobiecości i dziś naprawdę kocham być kobietą. Jednak jako dziecko nie znosiłam być dziewczyną. Chciałam być chłopakiem. Ubierałam się jak chłopak. Uprawiałam sporty walki jak karate i boks. Zazdrościłam mężczyznom, bo widziałam, że są lepiej traktowani. To trudne do wyjaśnienia, ale wiem, że moi cispłciowi znajomi nie zadawali sobie tych wszystkich pytań, przed którymi ja stawałam. I to jest dla mnie informacja o tym, że mam trudną relację z płcią. Mimo że jestem kobietą, identyfikuje się jako kobieta i dziś czuję się naprawdę dobrze w swojej skórze.

 

Sir Chloe wystąpią 25 czerwca 2023 w klubie Niebo w Warszawie