Właśnie mija 25 lat od premiery „Światła”, czyli pierwszego dorosłego albumu Natalii Kukulskiej. Mogłoby się wydawać, że to idealny czas na podsumowania. Jednak artystka woli patrzeć w przyszłość. Przy okazji współpracy z marką Avon i premiery zapachu Eve z linii Embrace opowiedziała nam o czułości, akceptacji siebie, harmonii, która jest dla niej bardzo ważna, a także o zawodowych planach na przyszłość. Okazuje się, że Natalia Kukulska nie ma zamiaru spoczywać na laurach!

Redakcja Glamour.pl: 2021 to w magazynie GLAMOUR i na Glamour.pl rok czułości. Jak okazuje sobie Pani czułość na co dzień? Ma Pani jakieś swoje rytuały dla ducha i ciała?

Natalia Kukulska: Rzeczywiście czułość to teraz bardzo ważne słowo, również dzięki Oldze Tokarczuk, dzięki „Czułej przewodniczce” – książce, którą ostatnio przeczytałam. Zastanawiam się, czym ta czułość jest, i nie będę próbowała jej definiować przy tak wspaniałych wcześniejszych definicjach. Ale myślę też, że czułość dla siebie to pewnego rodzaju wyrozumiałość. Takie odpuszczenie, przyzwolenie. I rzeczywiście można tutaj myśleć o czułości w kontekście dopieszczania swojego ducha i ciała. Nie wiem, czy mogę to nazwać rytuałami, ale znajduję sporo różnych sposobów na to. Na pewno czułością dla ducha jest obcowanie ze sztuką, czy to jest muzyka, czy to jest teatr, literatura, malarstwo. To jak karmienie swojej duszy. Jeśli chodzi o ciało, na pewno okazywaniem czułości jest dbanie o to, żeby nie nastąpiła jakaś destrukcja. Czyli pewna refleksja, co spożywamy, co ma jakie znaczenie, jak traktujemy nasze ciało. Wydaje mi się, że wspaniałą też rzeczą i dla ciała, i dla ducha jest joga, medytacja. Jest to taka chwila samej ze sobą, z własnymi myślami, z własnym ciałem, z przywróceniem właściwego rytmu oddechu.

Czego w najbliższym czasie mogą spodziewać się Pani fanki oraz fani? Jaki projekt muzyczny ma obecnie Pani na tapecie?

Na tapecie gorący temat, mianowicie: EP-ka, która miała swoją premierę 24 września. To cztery piosenki, które nagrałam i ukazały się na minialbumie bez większych zapowiedzi. Chciałam zrobić niespodziankę swoim fanom. Został on wydany w wersji kolekcjonerskiej i powstało tylko tysiąc egzemplarzy. Każdy z nich jest numerowany i podpisany przeze mnie. Warto się spieszyć, jeśli chce się mieć tego rodzaju pamiątkę. Ta płyta i jej oprawa graficzna są absolutnie wyjątkowe. Odpowiada za nie Adam Żebrowski. Autorką zdjęć jest natomiast Marta Wojtal. Muzyczna zawartość to efekt mojej współpracy z Archie’m Shevski’m, z tekstami mojego autorstwa. Wydaje mi się, że słychać w niej te wszystkie inspiracje, to, co działo się przez wszystkie lata zespoiło się. Natomiast tematy, które poruszam w tekstach, są bardzo aktualne, nurtujące mnie teraz, ale również to refleksje, które po latach posiadam. EP-ka to również zapowiedź kolejnej płyty, która ukaże się w przyszłym roku. W tym roku mija 25 lat od wydania albumu „Światło”. Nie wyobrażałam sobie na ten moment podsumowań w stylu „The best of…”. Dlatego postanowiłam zrobić coś świeżego. To nie wszystko, co planuję. Dużo się będzie działo w najbliższym czasie. Moja współpraca z marką Avon wspaniale się połączyła z tym, nad czym teraz pracuję. Fragment piosenki „Jednogłośna”, do której właśnie powstał teledysk, został wykorzystany w reklamie Avon i naprawdę los chyba tak chciał, że te tematy połączyły się w tak naturalny sposób. Śpiewam w niej bowiem, że uczę się ze sobą przyjaźnić i jestem sobie znajoma. W zasadzie do tego nawiązuje hasło reklamowe, żeby poznać każdą stronę siebie i ją w jakimś sensie też zaakceptować.

Co urzekło Panią akurat w linii zapachów Eve od Avon, a szczególnie nowym – Eve Embrace, których została Pani ambasadorką?

Urzekła mnie ich różnorodność. Każda z nas ma wiele twarzy, a marka Avon zachęca nad do odkrywania różnych stron siebie. Te zapachy są różnorodne, ale jakby w jednej gamie, bo mają wspólną nutę. Ciekawie jest to zobrazowane w reklamie i na zdjęciach promujących tę kampanię. Każdy kolor ma inną specyfikę i charakteryzuje się czymś innym. Jeden z nich jest dzienny i łagodny. Kolejny jest mocniejszy, można powiedzieć, że odpowiada za bardziej pewną stronę siebie. Jeszcze inny jest bardzo zmysłowy i kobiecy. To bardzo ciekawe, że tej linii znajdziemy wiele zapachów, które odpowiadają różnym, ale wciąż nam towarzyszącym wcieleniom. Jeśli natomiast chodzi o Eve Embrace od Avon, jest to zapach bardzo kobiecy, słodki, zmysłowy. Mam wrażenie, że łączy w sobie nuty pozostałych perfum. Lubię słodkie nuty. Zawsze zwracam na nie uwagę.

Zobacz także:

fot. materiały prasowe

Na co dzień spełnia się Pani w wielu życiowych rolach – mamy, żony, artystki, osobowości telewizyjnej. Jak udaje się Pani umiejętnie łączyć je ze sobą? Jak osiągnąć „work-life balance”? Czy coś albo ktoś w tym Pani pomaga?

Od zawsze czułam, że potrzebna jest mi harmonia, pewien rodzaj umiejętności połączenia różnych sfer w moim życiu. Tak się działo nawet na początku mojej drogi zawodowej, kiedy towarzyszyło mi wiele bodźców związanych właśnie z początkami, jeśli chodzi o muzykę, o koncerty, o eksplorowanie muzycznych ścieżek, pól. A dodatkowo w tym samym czasie studiowałam filozofię. Taki balans między szalonym życiem oraz czasem na refleksję był mi bardzo potrzebny. To samo dotyczy moich ról życiowych i nie wiem, czy mam na to jakiś sposób. Wydaje mi się, że ważny jest umiar. Jeśli w danym momencie jestem bardziej oddana swojemu zawodowi, to przysłowiową chwilę później chcę poświęcić więcej czasu moim domownikom, moim dzieciom. Jakoś to nadrobić. I na odwrót. Gdy za długo „siedzę” w sprawach domowych, bardzo potrzebuję oddechu, twórczego myślenia i „wyjścia do pracy”. Ale tak naprawdę oznacza to powrót do mojej pasji, więc to się dzieje w taki naturalny sposób. Podświadomie staram się zachowywać balans. Uważam, że żadna skrajność nie jest dobra.

Jak patrzę na 25 lat mojej pracy, bo właśnie tyle mija w tym roku od wydania albumu „Światło”, na 11 solowych płyt, na troje dzieci oraz na dom, to myślę, że udało mi się te życiowe role jakoś połączyć. Choć oczywiście nie zawsze było to łatwe. Tytuł mojej EP-ki – „Jednogłośna” – nawiązuje właśnie do pogodzenia w sobie różnych refleksji, różnych opinii, różnych odsłon samej siebie i w efekcie: mówienia własnym językiem. Wydaję mi się, że osiągnęłam taki stan.

Za co lubi Pani siebie najbardziej, za jaką cechę osobowości czy charakteru? A może wyglądu?

W tytułowej piosence ze wspomnianej EPki „Jednogłośna” śpiewam: „Choć wiele to zajęło mi/ Przyjaźnię się ze sobą dziś…” i że “jestem sobie znajoma, jednogłośna już”. Wydaje mi się, że jestem na takim etapie, kiedy dobrze znam już siebie, pewne cechy w swoim charakterze. Cały czas nad nimi pracuję, ale wiem, że pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, pewne muszę zaakceptować. Dojrzałość objawia się chyba właśnie poprzez sztukę odpuszczania samej sobie, bycia taką czułą, dobrotliwą dla siebie. Czasem warto wyluzować. I to jest właśnie ta rzecz, o którą bardzo trudno. Szczególnie, gdy ma się tak silne ambicje, które nie pozwalają spocząć, i sprawiają, że ciągle od siebie czegoś wymagasz. W związku z tym odpowiem nieco przekornie o tym, co w sobie lubię. Bo właśnie cechy, które doprowadziły do miejsca, w którym teraz jestem, to często te, które są dla mnie pewnym utrapieniem. Do tego grona należy m.in. perfekcjonizm, który doprowadza do tego, że mam nad wszystkim kontrolę – nawet mówię o sobie czasem „pani kontrola”. To ona sprawia, że trzymam pieczę nad tym, co tworzę. Od tekstu, przez muzykę, aż po część graficzną, wizualną. Wszystko. Dzięki temu powstaje spójna wypowiedź. Z drugiej strony perfekcjonizm bywa też utrapieniem. Mam wokół siebie ludzi, którym ufam, i wiem, że tworzą wspaniałe rzeczy. Jednak zawsze chcę postawić kropkę nad „i”. Muszę mieć pewność, że wszystko jest okej, bo później to ja będę musiała bronić danego projektu. Jestem też uparta, jestem wizjonerką. Trudno mnie zatrzymać. Wiele cech mojego charakteru ma swoje dobre i złe strony.

fot. Marta Wojtal

Jak sprawić, by pokochać każdą wersję siebie i każdą stronę swojej kobiecości? Co sprawia, że czuje się Pani w 100% sobą?

Wydaje mi się, że ja wyraźnie potrafię być sobą, czyli – w moim przypadku – odważnie. Nie podążam za tłumem. To nie znaczy jednak, że zawsze idę pod prąd. Lubię mieć własne zdanie, kształtuję własne poglądy, filtrując wszelkie inne i staram się żyć w prawdzie. Niestety teraz – w momencie, gdy społeczeństwo jest tak bardzo podzielone – trudno jest mieć swoje zdanie, bronić go, nie słuchać głosu tłumu, bo wszystko zdaje się być zerojedynkowe. Dlatego weryfikuję to, co dzieje się wokół mnie. Co więcej, znam siebie, swoje zachowania w różnych sytuacjach i coraz bardziej to akceptuję. Wiem, że wszystko jest po coś. Te różne strony mojej kobiecości doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem teraz. Jak patrzę na moje życie, dostrzegam wspaniałe rzeczy, które się wydarzyły, i jestem naprawdę wdzięczna losowi. Jestem wdzięczna za moje cechy charakteru, a także za różne wersje samej siebie.

Jest już Pani na scenie 35 lat. Przez całą Pani karierę muzyczną mogliśmy obserwować różne zmiany w stylu muzycznym i wizerunku scenicznym. Który z nich był Pani najbliższy?

Może nie 35 lat na scenie, bo 35 lat temu ukazała się moja dziecięca płyta „Natalia”. Mało wtedy występowałam, głównie były to nagrania, a później miałam długą przerwę. Byłam nastolatką, dorastałam, a potem – już bardziej świadomie, na własnych zasadach stworzyłam pierwszą, tak zwaną dorosłą płytę, czyli „Światło”. To było dokładnie 25 lat temu. Ale rzeczywiście przez ten czas nie nudziłam się, jeśli chodzi o działania związane z muzyką. Lubię otwierać nowe drzwi, spotykać ludzi, którzy mnie inspirują, którzy pokazują mi nowy kontekst samej siebie, wtedy czuję, że się rozwijam. Chyba najgorszą rzeczą w moim zawodzie jest rutyna i chyba udało mi się nigdy jej nie poczuć. Trudno natomiast wskazać, która płyta albo który etap i kierunek był mi najbliższy. Działam tu i teraz. Zawsze starałam się być najlepszą wersją siebie, a jednocześnie zmieniałam się i dojrzewałam. Obecnie EP-ka „Jednogłośna”, a chwilę wcześniej album „Czułe struny”. To było spełnienie moich marzeń muzycznych, a po drugie ogromne wyzwanie. Orkiestra symfoniczna, utwory Fryderyka Chopina… Mnóstwo ludzi zaangażowanych w projekt, a w samej muzyce wiele czułości. Czyli wyjątkowa odsłona.

Z patrzeniem na starsze płyty jest jak z przeglądaniem starszych fotografiami. Muzyka, którą tworzę w danym momencie, to moja prawda o danej chwili. Jeśli więc nawet nie będzie podobało mi się coś z mojej płyty sprzed, załóżmy, 20 lat, to myślę sobie z czułością: okej, ale to było wtedy najlepsze, na co było mnie stać, i wiem, że poświęciłam temu dużo czasu, pasji, uczucia, samej siebie. Myślę, że do każdej płyty oraz do każdego wcielenia mam duży sentyment. Ale to, co jest mi najbliższe, dzieje się tu i teraz i będzie w przyszłości.

Kiedy odnalazła Pani swoją muzyczną drogę i pomyślała, że to „to”? Czy był to przełomowy moment? A może wciąż Pani szuka swojego stylu muzycznego?

Taki swój muzyczny język, a nawet nie muzyczny, tylko artystyczny, zaczęłam odnajdywać wtedy, gdy zaczęłam współtworzyć muzykę oraz tworzyć słowa. Podkreślam to, ponieważ widzę różnicę między spełnianiem się w roli wykonawcy – nawet, jeśli interpretujemy dany utwór po swojemu, a byciem twórcą. Bo właśnie wtedy możemy kreować i posługiwać się własnym językiem. Miałam dwa przełomowe momenty w moim życiu artystycznym, które wyostrzyły moją kreatywność. Pierwszy z nich to album „Sexi Flexi” z 2007 roku tworzony we współpracy z Planem B, czyli Bartkiem Królikiem i Markiem Piotrkowskim. Tworzenie tych utworów to była nie tylko praca, ale również dobra zabawa, pewnego rodzaju zajawka. To była moja pierwsza – w tak znaczącym stopniu autorska płyta. Potem było jeszcze bardziej „po mojemu”. Wraz z moim mężem – samodzielnie i twórczo – stworzyliśmy „Comix”. Od tamtej pory trzymam się tej drogi. Piszę teksty, produkuję piosenki z kolegami – muzykami, współkomponuję. I to jest dla mnie chyba to, na czym najbardziej mi zależy. Żeby móc mówić własnymi słowami. Był taki moment ,jak pisali dla mnie inni, że często się wtrącałam: takiego słowa nie chcę, to bym chciała wyrazić inaczej… I w końcu pomyślałam sobie: Boże, dlaczego ja mówię innym, jak mają pisać. Powinnam po prostu sama spróbować. I rzeczywiście, wyrobienie warsztatu trochę mi zajęło, ale teraz nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej, żeby nie tworzyć własnych piosenek. Muszę przyznać, że sprawia mi to ogromną przyjemność, choć nie zawsze to jest łatwe. To jedna z tych rzeczy – obok koncertów – które w tym zawodzie lubię najbardziej.

Jestem bardzo ciekawa, jakie ma plany zawodowe i czy pandemia pokrzyżowała Pani jakieś muzyczne plany?

Pandemia pokrzyżowała plany nas wszystkich. Nawet na mojej płycie sprzed kilku lat „Halo, tu ziemia” śpiewam o tym, że nie wszystko jest w naszej mocy i czasami aż wygląda to tak, jakby ktoś naprawdę bawił się nami. Na zasadzie: chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz mu o swoich planach. Pandemia była sprawiedliwa dla wszystkich, znaleźliśmy się w bardzo podobnej sytuacji. Jeśli chodzi o mnie, stworzyłam wtedy projekt oraz album „Czułe struny” z utworami Fryderyka Chopina w symfonicznych aranżacjach. To było coś wielkiego. Przymierzałam się do realizacji tego projektu przez kilka lat i bardzo żałowałam, że nie mogłam wyruszyć w trasę z tym albumem i spotkać się z publicznością, która zresztą tak go wspaniale przyjęła. Koncerty dopiero przed nami. Do tej pory udało nam się zagrać jeden koncert bez widowni, ale za to rejestrowany, a niedawno z wypełnioną salą Filharmonii Pomorskiej przeżyliśmy wspaniały czas z tą muzyką. Kolejne koncerty zaplanowano na styczeń przyszłego roku w ICE w Krakowie (29 stycznia) oraz w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu (31 stycznia). Będą to koncerty z Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej – czyli orkiestrą symfoniczną, z pięcioma dyrygentami – każdy zadyryguje swoimi aranżacjami. Z jednej strony nie mogę się doczekać. Natomiast z drugiej: czas nauczył mnie cierpliwości i pokory. Trochę to wszystko trwało. Jednak wykorzystałam moment zamknięcia w domu na pracę twórczą, m.in. skończyłam utworzy z „Jednogłośnej”. Na pewno się nie nudziłam. Cały czas stawiałam sobie jakieś nowe wyzwania i znajdywałam rzeczy, które skupiały moją uwagę, choć wiem, że dla wielu osób ten czas był bardzo trudny.

Jak wspomina Pani pracę na planie kolorowej sesji zdjęciowej promującej nowy zapach Avon, której efekty będzie można podziwiać w katalogu?

Współpracę na planie sesji zdjęciowej, jak i filmu reklamowego wspominam bardzo miło – to była wspaniała przygoda i doświadczenie. I chociaż stylizacji, makijaży i fryzur było naprawdę dużo, dzięki profesjonalnej ekipie miałam poczucie dużego komfortu. Chyba każda kobieta lubi poczuć się taka dopieszczona. Muszę przyznać, że będzie to też dla mnie niebanalna pamiątka.

fot. materiały prasowe

Materiał powstał we współpracy z marką Avon.