144 lat temu w Paryżu piekarz Ludwik Ernest Ladurée wraz z żoną, przekształcił swoją piekarnię w cukiernię. Dziś zatrudnia ona prawie 50 cukierników, a jej filie znajdują się w największych miastach świata - od Tokio, po Nowy Jork czy Dubaj. My zaglądamy do flagowego lokalu na Polach Elizejskich w Paryżu. Tu zawsze są kolejki. Nic dziwnego, w końcu słynne makaroniki Ladurée są nie tylko osłodą codzienności Francuzów (po kilkuset latach od ich stworzenia, wciąż jeszcze się im nie znudziły!), ale i chwilą przyjemności czy pomysłem na upominek dla turystów. A ci, w momencie przekroczenia progu tej magicznej cukierni są jakby w popłochu. Z jednej strony oszałamia jej wnętrze inspirowane kaplicą sykstyńską (gdy spojrzysz na sufit, zobaczysz na nim małe aniołki), z drugiej uderza zapach, a gdy dodać do tego widok niezliczonej ilości słodkości... może się zawrócić w głowie. W 2015 roku dochodzi jeszcze jedna kwestia: niepohamowana chęć uwiecznienia całej sytuacji smartfonem. Instagram mi podpowiada, że zdjęcia z hasthagiem "LADUREE" powtórzyły się tam prawie 600 tysięcy razy. A każde z nich rozbija bank like'ów - pastelowe wnętrza cukierni mogą konkurować wyłącznie ze słodkimi kotkami czy szczeniakami.

Makaroniki są w różnych kolorach i smakach. Opcji jest 18, od sezonowych (jak kasztan, lodowa mięta czy kokos) po klasyki (czekolada, wanilia, pistacja, lukrecja, karmel...) i edycje specjalne (na przykład szampański albo piernikowy). Cena? Za cztery makaroniki zapłacisz około 8 euro. No cóż, w końcu te mini ciasteczka są wciąż odbierane jako przejaw snobizmu! Pięknie spakowane mogą stanowić pomysł na prezent, ale pamiętajmy, że Ladurée to nie tylko "macaroons". To także kawiarnia i restauracja, którą bardziej niż na lunch, polecam na śniadania. Właśnie tu zjadłam najlepszy french toast w życiu (czyli Pain Perdu). Poza jedzeniem, w Ladurée kupisz także kosmetyki do ciała, świece zapachowe czy zapachy do wnętrz. Uwaga - to prawdziwe kosmetyki, nie są jadalne! Warto to podkreślić ze względu na ich smakowity wygląd, stworzony zresztą w myśl zasady założyciela cukierni: wszystkie produkty muszą wyglądać tak, aby miało się ochotę je natychmiast zjeść.

Jeśli tak jak ja, nie możecie żyć bez słodyczy (naprawdę nie wiem jak można inaczej), spróbujcie także tych francuskich smakołyków:

1) Crème brûlée to jeden z najstarszych deserów, z których słynie Francja. Niezwykłe waniliowe połączenie kremu z jaj, śmietany, cukru z warstwą karmelu.
2) Tarta Tartin - odwrócona tarta ze skarmelizowanymi jabłkami. Smakuje najlepiej w towarzystwie gałki lodów waniliowych.
3) Baignets, czyli małe pączki. Miękkie i posypane cukrem pudrem przypominają dzieciństwo. Nazywam je dietetycznymi, bo nie są puchate jak nasze polskie pączki, a w środku nie mają nadzienia.
4) Crepes, a więc francuskie naleśniki. Są bardzo cienkie, nie tak puszyste jak te, które znamy w Polsce. W Paryżu są sprzedawane na ulicy, kosztują ok. 5 euro.
5) Pain Perdu - czerstwa chałka lub croissant namoczone w mleku, jajkach, cukrze i aromatycznym cynamonie. Gdy są już gotowe, można je polać syropem klonowym. Mniam!

Bon appétit!

relację z paryskiej cukierni przygotowała Magda Jagnicka

 

Zobacz także: