W sumie obejrzałam setki odcinków Project Runway z różnych krajów i do głowy przychodzi mi jeden, dosyć zaskakujący z resztą, wniosek. Najtrudniejszym zadaniem dla projektantów ZAWSZE jest konfrontacja z klientką. Dlaczego Ci megazdolni młodzi ludzie, którzy radzą sobie z szyciem wieczorowych kreacji z opakowań po cukierkach, mat do jogi i warzyw (tak, takie wyzwania stawia się uczestnikom programu) nie potrafią sprostać oczekiwaniom prawdziwych kobiet? Trochę to dziwne, bo projektowanie bez tych klientek nie ma najmniejszego sensu, a Ci którzy nie potrafią odnaleźć się na rynku wypadają z biznesu. A to, bez wątpienia, dużo gorsze niż eliminacja z telewizyjnego show. Sztuka dla sztuki we współczesnej modzie nikogo nie interesuje.

Czy zadanie postawione przed projektantami w tym odcinku było aż tak trudne? Nie sądzę. Ich modelki (magicznie zamienione dziś w klientki) to piękne, młode dziewczyny o idealnych proporcjach, które w dodatku znają się na modzie! Pracują w tej branży. Zawsze muszą świetnie wyglądać i być na bieżąco z trendami. Chodzą w pokazach topowych polskich projektantów, a podczas sesji zdjęciowych pozują w ubraniach prosto z paryskich i mediolańskich wybiegów. Wiedzą co jest hot.

Dodatkowym czynnikiem komplikującym realizację zadania, miał być test sprawdzający wieczorowe kreacje na tzw. ściance. Projektanci, zanim przystąpili do pracy zostali przeszkoleni przez starą wygę show biznesu, osobę, która o polskich gwiazdach wie chyba wszystko- Agnieszkę Jastrzębską. Chętnie zadawali pytania, ale chyba nie skorzystali z cennych rad, bo efekty były dość dramatyczne. Zarówno na studyjnym wybiegu jak i na czerwonym dywanie. Swoją drogą chciałabym zobaczyć prawdziwą relację z jakiejś gali, z tymi sukienkami w roli głównej. Krytycy nie zostawili by suchej nitki na występujących w nich celebrytkach.

Mimo wszystko były pomysły lepsze i te mniej udane. Komu udało się uszyć najbardziej fotogeniczną kreację, a kto poległ totalnie? Wraz ze standardowym składem jury próbował oceniać Maciek Zień.

Najlepszy projekt

Tytuł zwycięzcy po raz kolejny powędrował do Michała Zielińskiego. Trzeba przyznać, że czarna sukienka z siatkowym topem i rozciętą spódnicą, nadawała się do wyjścia. Była nieźle uszyta i zadowoliła modelkę. A o to przede wszystkim chodziło w zadaniu. Może i poprawna. Mam z nią tylko jeden problem. Widziałam ją już setki razy we wszystkich możliwych wariantach- w kolekcjach projektantów i sieciówkach. 

Zobacz także:

Najciekawsze propozycje, już po raz kolejny, wylądowały w pracowni jako bezpieczne, a kamera omijała je szerokim łukiem. Szkoda. 

Najgorszy projekt

Od czego by tu zacząć... Chyba od największego problemu Sary. Ta sukienka naprawdę jej się podobała! W poprzednim odcinku wyszło na jaw, że ma problemy ze stworzeniem odpowiednich proporcji, w tym, że jej wyczucie stylu pozostawia wiele do życzenia. Nikt przy zdrowych zmysłach nie założyłby tej nawiązującej do średniowiecza (domniemam, że przypadkiem) "kreacji". Złoto, bordo i grochy? Aż przypominała mi się studniówka. Oprócz fatalnych kolorów, fasony nie przypominające niczego co faktycznie można by założyć. Sara, jak sama zauważyła musi się jeszcze wiele nauczyć, ale obawiam się, że fundamentalnego poczucia estetyki nie można nabyć. Albo to masz, albo nie.

Co poza tym?

Gwiazdą odcinka była Marta Sędzicka, finalistka top model, a razem z nią jawna nienawiść do projektu, który z pociętych płyt CD przygotowała dla niej Ania. Konflikt na linii Bober-Wcisło trwa w najlepsze. Sylwia trochę się uspokoiła, może dlatego, że udało jej się zaprezentować przyzwoitą, koktajlową kieckę. Chyba tyle.

Polecam odcinek wszystkim projektantom. Jak wiadomo w prawdziwym życiu, zgodnie z zasadą płacę- wymagam, klientki są znacznie bardziej nieznośne. Może warto zmienić zawód?

 

 

tekst: kamila wagner