Na przełomie lutego i marca tego roku Luke Perry, aktor znany z takich produkcji jak Beverly Hills 90210 czy ostatnio Riverdale, trafił do szpitala z powodu udaru mózgu. Lekarze w szpitalu św. Józefa w Los Angeles przez kilka dni walczyli o jego życie, niestety nie udało im się go uratować. Luke Perry zmarł 4 marca w wieku 52 lat. Wiadomość wstrząsnęła najbliższą rodziną i przyjaciółmi, a także twórcami i obsadą serialu Riverdale, gdzie aktor zagrał jedną z ostatnich ról. Po upływie kilku miesięcy i w związku ze zbliżającą się premierą wszyscy zastanawiali, jak potoczą się losy Freda Andrewsa, serialowej postaci granej przez Luke’a Perry’ego. Reżyser Roberto Aguirre-Sacasa postanowił pożegnać się z bohaterem dopiero w nowym sezonie, ponieważ - jak sam przyznał - musiał ochłonąć i przemyśleć to, jak chce opowiedzieć tę historię. Pod koniec 3. sezonu Fred Andrews wyjechał, a opiekę nad jego synem Archim przejęła mama. Wraz z pojawieniem się zwiastuna nowego sezonu dowiedzieliśmy się, że postać grana przez Luke’a Perry’ego zginie, a główni bohaterowie spotkają się na pogrzebie. Pierwszy odcinek Riverdale 4 to hołd złożony zmarłemu aktorowi i najbardziej wzruszający epizod w historii serialu.

Riverdale 4: Veronica Lodge ma starszą siostrę?! Twórcy serialu wprowadzają nową bohaterkę>>>

Riverdale 4: pierwszy odcinek nowego sezonu w hołdzie dla Luke’a Perry’ego. Jak zginął jego bohater, Fred Andrews?

W pierwszym epizodzie Riverdale 4 Archie Andrews otrzymuje telefon z tragiczną wiadomością. Okazuje się, że jego tata Fred Andrews miał śmiertleny wypadek na drodze do miasteczka. Pogrzeb postaci granej przez Luke’a Perry’ego odbywa się na samym końcu i jest najbardziej wzruszającą sceną, jaką możecie sobie wyobrazić. Archie wygłosił przemówienie, w którym powiedział, że Fred na zawsze pozostanie częścią Riverdale. W odcinku In Memorian wystąpiła gościnnie Shannen Doherty, która grała jego partnerkę w kultowym Beverly Hills 90210.

Pierwszy odcinek nowego sezonu Riverdale jest bardzo emocjonalny, ponieważ twórcy i obsada żegnają w nim nie tylko bohatera Freda Andrewsa, ale przede wszystkim Luke’a Perry’ego. Reżyser produkcji Roberto Aguirre-Sacasa przyznał, że kręcenie tych scen było bardzo trudne dla całej ekipy. „Wiedzieliśmy, że to będzie brutalne, zwłaszcza dla KJ'a, który był głównym partnerem scenicznym Luke'a, ale wszyscy byli naprawdę dumni ze złożenia hołdu Fredowi i Luke'owi. Kiedy to się stało, byliśmy zrozpaczeni. Wspólne czytanie scenariusza było czymś wyjątkowym i oczyszczającym. Wiedzieliśmy, że będzie ciężko i mieliśmy rację”, wyznał w jednym z wywiadów reżyser. „Ten odcinek pęka od smutku, ale jeszcze bardziej od miłości. Mamy nadzieję, że Ci się spodoba, Luke”, napisali na Instagramie twórcy i aktorzy Riverdale. Musicie to obejrzeć!