Nowy film z Timothéem Chalametem wchodzi do kin

Machina promocyjna filmu „Do ostatniej kości” pracuje na pełnych obrotach. Po światowej premierze, która odbyła się we wrześniu na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji, gwiazdorska ekipa kontynuuje intensywną kampanię marketingową w ojczyźnie włoskiego reżysera, Luki Guadagniniego.

Odtwórcy głównych ról, Timothée Chalamet i Taylor Russell, w ostatnich dniach błyszczeli m.in. na specjalnych pokazach wyczekiwanej produkcji w Rzymie i Mediolanie.

fot. Getty Images

Słodki kanibalizm, czyli sekrety z planu „Do ostatniej kości”

„Do ostatniej kości” (oryg. „Bones and All”) to pierwsze artystyczne spotkanie Chalameta i Guadagniniego od czasu ich przełomowego projektu, jakim był głośny melodramat „Tamte dni, tamte noce” z 2017 roku. Nie nastawiajcie się jednak na powtórkę z rozrywki. Tym razem nominowany do Oscara twórca serwuje nam bowiem coś zupełnie innego – oryginalne połączenie romansu, kina drogi i... horroru. Warto podkreślić, że to właśnie ostatni element tej filmowej mozaiki wywołuje największe emocje.

Młoda kobieta uczy się jak przetrwać na marginesie społeczeństwa – czytamy w opisie filmu.

Za tym lakonicznym stwierdzeniem kryje się historia... nietypowej relacji dwóch osób ze skłonnościami kanibalistycznymi. W jednym z ostatnich wywiadów Taylor Russell ujawniła kulisy powstawania najbardziej kontrowersyjnych scen.

Z bardzo praktycznego punktu widzenia Luca (Guadagnino – przyp. red.) powiedział nam, że jemy syrop kukurydziany – wyjawiła aktorka w rozmowie ze Slash Film.

Okazuje się jednak, że prawda na temat środków użytych w scenach ludożerstwa jest znacznie bardziej smakowita, niż mogłoby się komukolwiek wydawać.

Zobacz także:

Wiem jednak, że to nie było to. Pamiętam jak niesamowita ekipa od efektów specjalnych oraz ekipa, która zajmowała się tymi wszystkimi rzeczami, powiedziała mi, że to były wiśnie maraschino, gorzka czekolada i Fruit Roll-Ups (popularne w Stanach Zjednoczonych żelki owocowe – przyp. red.) – ujawniła Russell.

Taylor Russell w filmie „Do ostatniej kości” / fot. mat. prasowe dystrybutora

Odtwórczyni głównej roli żeńskiej w filmie „Do ostatniej kości” zdradziła, że to nietypowe połączenie słodyczy imitujące na planie ludzkie mięso i krew smakowało doprawdy wybornie.

Jeśli to brzmi dla ciebie dobrze, spoko. Jeśli nie, to też zrozumiałe. Ale to było bardzo słodkie i smaczniejsze niż cokolwiek innego, co można sobie wyobrazić – dodała.

Chcielibyście spróbować tego filmowego „deseru”?