Co tu się właśnie wydarzyło? Takie pytanie prawdopodobnie cisnęło się na usta większości osób, które w minioną niedzielę uczestniczyły w koncercie autora hitów „Pink + White” i „Lost”. Frank Ocean, bo to o nim mowa, po sześciu latach przerwy powrócił na scenę, ale jego wyczekiwany występ na Coachelli 2023 niestety trudno jest nazwać triumfalnym comebackiem.

Frank Ocean zawiódł na Coachelli

Seria niefortunnych zdarzeń związanych z występem Franka Oceana na kalifornijskiej imprezie rozpoczęła się jeszcze zanim artysta pojawił się na scenie. Organizatorzy ogłosili bowiem, że koncert gwiazdora wyjątkowo nie będzie transmitowany na żywo w internecie tak jak wszystkie pozostałe występy. Szumnie zapowiadany show amerykańskiego wokalisty wystartował z godzinnym opóźnieniem, a później... było już tylko gorzej.

Trzydziestopięciolatek wyraźnie nie był w swojej szczytowej formie i nawet nie starał się tego ukryć. Podczas wykonywania niektórych utworów Ocean posługiwał się playbackiem i jedynie przechadzał się po scenie, trzymając mikrofon z dala od ust. Obecni na miejscu fani narzekali również na to, że momentami artysta był słabo widoczny – odwracał się plecami do widowni, był zasłaniany przez krążących wokół niego tancerzy i chował się na tyłach sceny. 


Rozczarowująca dla wielu osób była też sama struktura show. Zamiast ulubionych hitów i nowych kawałków swojego idola fani usłyszeli np. trwający 10 minut set didżejski oraz grę na pianinie w wykonaniu młodego chłopca, który według Oceana miał reprezentować jego „wewnętrzne dziecko”. Na domiar złego, koncert headlinera zakończył się po zaledwie 60 minutach. Miało to związek z godziną policyjną, której musieli przestrzegać organizatorzy festiwalu.

Drugi weekend Coachelli 2023 bez Franka Oceana. Wiemy, kto go zastąpi

Z medialnych doniesień dowiadujemy się, że na nieudany występ Franka Oceana mogło się złożyć kilka czynników. Na jaw wyszło, że artysta początkowo planował umieścić na scenie lodowisko, ale w ostatnim momencie zmienił zdanie. Rzekomo zagroził, że jeśli nie zostanie usunięte, wcale nie wystąpi. Rozmrażanie lodowiska zajęło obsłudze festiwalu aż kilkadziesiąt minut, co ponoć miało być powodem opóźnienia.

Jak można się było spodziewać, po niedzielnym występie na artystę w sieci wylała się fala krytyki. Co ciekawe, w obronie Oceana stanął publicznie m.in. Justin Bieber. Wokalista oznajmił na Instagramie, że jego kolega z branży niesamowicie go zachwycił i poruszył. Zaznaczył też, że za sprawą takich występów on sam chce być jeszcze lepszym artystą. Spodziewający się hejtu wykonawca przeboju „Baby” zapobiegliwie wyłączył jednak możliwość komentowania swojego wpisu.

Sam zainteresowany przerwał milczenie dopiero w środę za pośrednictwem mediów społecznościowych. Frank Ocean przyznał, że nie tak wyobrażał sobie ten występ.

Zobacz także:

To było chaotyczne. W chaosie jest trochę piękna. Nie to chciałem pokazać, ale lubię tam być i do zobaczenia wkrótce – napisał na Twitterze.

Tego samego dnia głos zabrał także przedstawiciel artysty. Agent Franka Oceana poinformował, że powodem jego chaotycznego występu rzekomo była kontuzja. Piosenkarz podobno mierzy się z dwoma złamaniami i skręconą kostką.

Po kontuzji nogi, której doznał na terenie festiwalu w tygodniu poprzedzającym pierwszy weekend, Frank Ocean nie był w stanie zaprezentować zaplanowanego show, ale i tak postanowił wystąpić. W ciągu 72 godzin widowisko zostało przerobione z konieczności – czytamy.

Ogłoszono również, że z powodu kontuzji Frank Ocean nie wystąpi podczas drugiego weekendu Coachelli. W roli headlinera wokalistę zastąpi powracający w oryginalnym składzie punkrockowy zespół Blink-182, którego perkusistą jest doskonale znany czytelnikom rubryk towarzyskich Travis Barker, czyli mąż Kourtney Kardashian.