Wokół filtrów przeciwsłonecznych narosło wiele mitów. Pytań. Przestróg. Bo przecież kiedyś ich nie było i ludzie dawali radę. Czy naprawdę blokują wydzielanie witaminy D? Czy autentycznie mogą powodować raka? Fizyczne są lepsze od chemicznych? Co roku dermatolodzy (wielcy fani filtrów) i naukowcy wracają do nas z nowymi wieściami. Więc jeśli zamierzasz zaopatrzyć się w filtr przed majówką (zachęcamy), zobacz aktualne za i przeciw.

Jesteśmy na tak, czyli czy słońce naprawdę może powodować raka?

Niewątpliwie słońce ma ogromny wpływ na starzenie się skóry, na dermatozy, grubienie naskórka, szarzenie, matowienie, plamy. Zwiększa ryzyko powstania wszystkich skórnych nowotworów (paradoksalnie nie aż tak wielki wpływ ma jedynie na genezę czerniaka). Generalnie promieniowanie w skórze sieje spustoszenie. Dermatolodzy mówią — stosuj ochronę przeciwsłoneczną, aplikuj kosmetyki z filtami UV! Bo słońce okrutnie postarza. Dermatolodzy mają rację. Postarza jak nic innego. Pod wpływem promieniowania powstają w skórze krótko żyjące formy reaktywnego tlenu (np. tlen singletowy czy nadtlenek wodoru), a to wyjątkowe rozrabiaki. Lubią "włamać" się do zdrowych komórek, ukraść im elektron, a nawet niektóre próbują zdemolować DNA (skóra sama to naprawia, ale póki ma na to siłę). Słońce dezorientuje też metaloproteinazy, które mogą kazać komórkom nowotworzyć — tak powstają  np. raki podstawnokomórkowe i kolczystokomórkowe. O przebarwieniach nawet nie wspominamy — słońce to dla niech największy wyzwalacz. Nawet jeśli wykonałaś mnóstwo zabiegów, peelingów i laserów na przebarwienia, czasami wystarczy wyjście na tzw. pierwsze słońce, aby na nowo uruchomić kaskadę ich powstania. Nici z efektów, pieniądze w błoto. Zatem z punktu widzenia urody – ochrona przed słońcem jest numerem jeden. 1:0 dla filtrów!.

Bywamy na nie, czyli które filtry przeciwsłoneczne uczulają

Czy filtry UV przeciwsłoneczne blokują produkcję witaminy D? Nie warto dać się manipulować takimi stwierdzeniami. Musiałbyś się nimi wysmarować caluteńka i to na całą dobę. Do wyprodukowania tej witaminy wystarczającej ilości wystarczy bowiem 15 minut wystawienia na słońce odsłoniętych przedramion (to czas szybkiego porannego spacerku z psem, a przecież na niego się nie filtrujesz, prawda?)  Jeśli coś naprawdę może martwić to to, że część filtrów chemicznych jest substancjami endokrynnie czynnymi, czyli tzw. dysruptorami endokrynnymi. Co to oznacza? Przez pokrewieństwo budowy cząsteczek filtrów do kobiecych estrogenów mogą wpływać na pracę naszych własnych hormonów. Poza tym — a to akurat codzienne i zupełnie realnie zagrożenie — u niektórych filtry wciąż powodują dosyć silne uczulenia i podrażnienia. Te z was, które uprawiają sporty na powietrzu (jogging, trekking, rower) i filtry zalewają im oczy, dobrze wiedzą, o czym mowa. Swędzenie, podrażnienie, zaczerwienienie. Tutaj niewłaściwie dobrany filtr kontra słońce 0:1.

Złoty środek, czyli jak wybrać dla siebie najlepszy filtr (na majówkę i na życie)

Najlepiej stworzyć sobie własną procedurę indywidualnej ochrony. Na twarz – zawsze najwyższe faktory. Stosujemy je codziennie, nawet gdy nie ma słońca (twój komputer to pewne źródło pobrzydzającego światła HEV). Na tych filtrach nie warto oszczędzać i nie, te w podkładzie nie wystarczą. Warto też wiedzieć, że filtry się nie sumują (jeśli masz krem SPF 50 i podkład 30 to absolutnie nie oznacza, że chroni Cię 80 – tka). Tak przy okazji – ochrona rzędu 50 + w teorii wyłapuję ponad 98% promieni słonecznych. To najwyższy z możliwych filtrów. Setki nie istnieją, bo nie ma możliwości stuprocentowego zablokowania przenikania promieniowania do skóry. Ta opcja istnieje tylko w wersji... schron/bunkier/piwnica.  Ochrona jest ciągła tylko wtedy jeśli dokładasz filtr co 2 godziny. Jeśli intensywnie ćwiczysz na powietrzu postaw na wysokie filtry fizyczne (one teoretycznie nie uczulają)  i smaruj nimi też zapomniane zakamarki (przedziałek włosów, brzegi uszu, usta). Na ciało warto stosować filtry w pielęgnacyjnych formułach — np. olejki z faktorem, albo spraye dla tych, którzy nie lubią się smarować. Nie zapominaj o dłoniach i stopach — im słońce też daje popalić! Nie warto poparzyć skóry, bo wtedy wytwarza się w ciele stan zapalny (jak przy zakażeniu wirusem — z gorączką, złym samopoczuciem, nawet rzutem opryszczki), a my mamy dzień urlopu w plecy.

Dzieci? To osobna sprawa. Trzeba je bezwzględnie filtrować, bo poparzenia słoneczne w dzieciństwie znacznie zwiększają ryzyko powstania nowotworów w dorosłym życiu. A, że dzieci z natury filtrów nienawidzą — stąd kolorowe pianki, spraye, bąbelkujące faktury, które łaskoczą skórę i mają zaciekawiać maluchy. Choć i to niewiele pomaga. Więc jeśli zobaczycie dziecko biegnące z krzykiem po plaży i mamę, która goni je z filtrem w ręku bądźcie wyrozumiałe. Wiem, co mówię ;-)

Ps. Aha, zatem remis.

 

Zobacz także: