Zosia Zborowska-Wrona przelała swoje uczucia na papier. Jej książka „Wiesia. Historia zebrana do kupy” to czuła, ważna i potrzebna opowieść o miłości, którą ona i jej rodzina obdarzyły Wiesię i którą oni otrzymali od niej. W rozmowie z nami Zosia opowiedziała o szczególnym momencie, który zmotywował ją do jej napisania i wydania, tym, jak zmieniły się razem z Wiesią i jak dziś wygląda jej (ich) wspólne życie.

Zosia Zborowska-Wrona: „Czuję, że jest to absolutnie najpiękniejszy moment w moim życiu”

Xymena Borowiecka, glamour.pl: Jakie wspomnienie z pierwszego spotkania z Wiesią, waszych chwil razem do dziś najczęściej do Ciebie wraca?

Zosia Zborowska-Wrona: Wiesia od pierwszego spotkania była pieskiem idealnym. Delikatnym, ufnym o bardzo czułym spojrzeniu. Jest ze mną prawie 11 lat, więc tych wspomnień są tysiące, ale zdecydowanie najpiękniejsze to te, kiedy na świecie pojawiła się Nadzia i zaczęła tworzyć się więź między nimi. Wzrusza mnie to do dziś.

Jaka wtedy byłaś? Przeczuwałaś, że jej obecność aż tak wpłynie na Twoje życie?

Miałam 25 lat i brokat w głowie (śmiech). Czułam, że Wieśka to będzie „mój pies na lata”. To serio była wielka miłość od pierwszego spotkania. 

Twoje życie od momentu adopcji Wiesi diametralnie się zmieniło. Ty jesteś inna, Wiesia. Jak wpłynęło na Ciebie bycie jej „starą”? 

Razem z Wieśką dojrzewałyśmy, szukałyśmy męża (śmiech) i jeździłyśmy po świecie. I to się nie zmieniło. Wieśka była moją pierwszą „córeczką” nie wyobrażałam sobie, że na przykład dziecko będę kochać bardziej.

Co było impulsem do napisania książki? Ta myśl kiełkowała w Tobie od dawna, czy wydarzyło się coś przełomowego? Wiem z Twoich instagramowych relacji, że Wiesia poważnie ostatnio chorowała. 

Impulsem zdecydowanie była choroba Wiesi i myśl, że możemy ją stracić. Chciałam stworzyć książeczkę nie tylko dla Nadzi, ale również dla wszystkich fanów Wieśki – jest ich przecież prawie 130 tysięcy. To, jakie dostaliśmy od nich wsparcie podczas jej choroby było niesamowite i cholernie wzruszające. Ludzie naprawdę ją uwielbiają. Jestem EzoGrażyną (śmiech) i wierzę w energię. Podczas operacji ratującej życie Wiesi tysiące osób trzymało za nią kciuki, dwie bioegergoterapeutki pracowały nad nią z daleka. Operował ją najlepszy na świecie lekarz specjalizujący się w chirurgii weterynaryjnej, profesor dr hab. Marek Galanty. Wykonał genialną pracę i mimo tego, że Wiesiutek trzy razy się zatrzymała, to uratował jej życie. 

Książka, którą napisałaś to absolutnie unikatowa pamiątka dla Ciebie i całej Twojej rodziny, jest symbolem wyjątkowej więzi, którą nawiązaliście z Wiesią, ale ma też ważny przekaz - jaki i dlaczego właśnie taki?

Wychowałam się w domu, gdzie psy zawsze były „z odzysku”. Pierwsza była uratowana z Mazur Sunia, wielka miłość mojego taty. Żyła z nami 17 lat. Po niej Ziucio z Palucha, który też dożył 17 lat. Kolejna była ukradziona od pijaka (za przyzwoleniem straży miejskiej) Siuśka, piękny kundelek, miks collie i owczarka niemieckiego i ona również była z nami naście lat. Teraz u moich rodziców jest Kluska z Celestynowa i Zygmunt ze schroniska fundacji dla zwierząt Jedno Serce Nie Da Rady. U nas Wiesia i Krysia z dwóch różnych schronisk pod Poznaniem. 

Ktoś mądry kiedyś powiedział: „adoptując jednego psa nie zmienisz świata, ale zmienisz cały świat tego psa” i tego się z moją rodziną trzymamy od wielu lat. Obecnie pracuje nad kolejną częścią książki, którą będzie opowiadać o relacji Wiesi z Nadzią. Chcemy, żeby była też trochę edukacyjna, bo to temat rzeka. 

Do waszej rodziny dołączyła niedawno Krysia, niebawem na świecie pojawi się siostra Nadziejki (najmłodszej bohaterki okładki Glamour!). Pracujesz zawodowo, na Instagramie, Twoja książka zdobyła serca czytelników i czytelniczek. Bardzo dużo się dzieje. Jak się czujesz? Jesteś zmotywowana i pełna energii? Masz wsparcie, które Cię napędza?

Bardzo się z Andrzejem wspieramy. Myślę, że udało się nam stworzyć fajny związek. Oczywiście nieidealny, bo takich nie ma, ale taki, nad którym chce nam się pracować każdego dnia. Książka była w sprzedaży tylko 10 dni, a kupiło ją ponad 7 tysięcy osób. Bardzo się cieszę, bo to sprzedaż przekłada się na ponad 7 tysięcy posiłków dla piesków w schronisku w Korabiewicach. Wydrukujemy trochę więcej egzemplarzy, bo chcemy zrobić niespodziankę followersom i dać szansę spóźnialskim na fajny prezent pod choinkę dla Bąbelków, ale tym razem ilość książek będzie ograniczona.

A co do mojego samopoczucia to... ojej (śmiech). Dziękuję, że pytasz. Myślałam, że jak skończę pierwszy trymestr, to będzie już z górki, a na razie jest bardzo różnie. Czasem mam energii na jakieś pierwsze dwie godziny dnia, a czasem tak mnie mdli, że ledwo widzę na oczy. Ale nie chce narzekać  najważniejsze, że wszystko jest okej. Przykro mi tylko, że musiałam zrezygnować z grania w teatrze. Mam zamiar szybko wrócić. 

Czujesz, że wszystko wreszcie jest na swoim miejscu? 

Czy wszystko jest na swoim miejscu? Myślę, że to proces. I ten proces na pewno zaczął się jak poznałam Andrzeja i niech trwa jak najdłużej. Ale tak, jestem szczęśliwa i czuję, że jest to absolutnie najpiękniejszy moment w moim życiu. Wisienką na torcie są wygrane wybory. Bałam się, że będziemy musieli wyprowadzić się z kraju, a bardzo tego nie chciałam.  

Obserwuje Cię wiele mam, które również mierzą się z nadmiarem obowiązków, ale boją się prosić o pomoc, która pozwoli im wrócić do pracy i móc się realizować. Czujesz, że pokazując swoją codzienność bez filtrów, jesteś dla nich trochę jak wirtualna terapeutka albo po prostu „przyjaciółka z Internetu”, która ma te same problemy? 

Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Po prostu pokazuję siebie i swoje życie nawet, jeśli komuś się to nie podoba i zarzuca mi bałagan albo zaniedbanie. Dla mnie dbanie o siebie to nie idealna fryzura i make-up co rano, ale robienie regularnie badań, ruch, zdrowe jedzenie i dbanie o zdrowie psychiczne. Mam inne wartości, może niepopularne w social mediach, ale przynajmniej prawdziwe. O ciąży mówiłam nie tylko w superlatywach, to samo o połogu, podkreślając, że mimo że był to hardcore totalny, to nadal przeżyłabym to wszystko jeszcze raz, bo dzięki temu mam moją wspaniałą córeczkę.

A jeśli chodzi o powrót do pracy, to do teatru wróciłam jak Nadzia miała ponad rok i myślę, że był to dla nas dobry czas. Ale pamiętajmy o tym, że mamy bardzo zaangażowanych dziadków oraz nianię. Nie każdy ma taką pomoc. 

„Normalizowanie” insta-życia jest niesamowicie potrzebne, zwłaszcza w czasach, kiedy to internet dyktuje co jest super, a co zupełnie nie. Zawsze miałaś takie podejście, że akceptowałaś siebie taką, jaka jesteś? 

Proces akceptacji siebie trwa całe życie, bo nasze ciało się przecież ciągle zmienia. Raz jest lepiej, raz jest gorzej. Śmieje się, że teraz jest etap robienia masy, a jak urodzę, to będzie robienie formy. Modelką nigdy nie byłam i raczej nie będę i nie mam z tym problemu, mój mąż ewidentnie też nie, więc jest okej (śmiech). 

Co - poza oczywiście pozytywnym podejściem do siebie i miłością do zwierząt - chcesz przekazać swoim córkom? 

Pewność siebie. To, że nic ich nie ogranicza. Sky is the limit! I żeby zawsze się  dzielić, bo twoja „wielkość” nie polega na tym co posiadasz, ale na tym, co dajesz innym. 
 
A jakie zdanie chciałabyś od nich usłyszeć, kiedy trochę podrosną?

Chciałabym, żeby wiedziały, że zawsze jesteśmy dla nich. Że nawet, jeśli coś przeskrobią, to mogą na nas liczyć, bo będą wiedziały, że starzy pomogą, a nie się zezłoszczą i będą oceniać. Tak mi się marzy. 

-

Książka „Wiesia. Historia zebrana do kupy” niebawem pojawi się w sprzedaży. Kupicie ją przez oficjalną stronę wiesiutek.pl. Na prośbę i specjalne życzenie Zosi każda zakupiona książka to jeden posiłek dla psa ze schroniska.