Reklama

GLAMOUR: Wczesne, osobiste straty doprowadziły cię do zaakceptowania smutku jako czegoś naturalnego...

HELLEN RUSSELL: Wyrosłam w rodzinie, w której nie zawsze mieliśmy język do opisania żałoby, mimo że strata przewijała się przez nasze życie. Straciłam siostrę, gdy byłam bardzo młoda, potem odszedł mój tata. Przez lata próbowałam uciec przed smutkiem — pracując ciężej, zadowalając innych, tłumiąc smutek poprzez deprywację i przesadę. Ale w środku byłam wyczerpana. Nie przepracowałam niczego. I zaczęłam zauważać, że nikt wokół mnie sobie z tym nie radzi. Większość ludzi, których spotkałam, była tak zaabsorbowana dążeniem do szczęścia, że bała się odczuwać smutek.

Dopiero gdy rozmawiałam o różnych kulturowych podejściach do szczęścia na świecie podczas pisania poprzedniej książki (Atlas szczęścia), zaczęłam zauważać, jak bardzo wielu z nas odczuwa dyskomfort wobec smutku — zakładając, że jakoś „przegrywamy”, gdy go odczuwamy. Potem odkryłam, że każdy wiarygodny model dobrostanu emocjonalnego obejmuje zdolność odczuwania naszych ciemniejszych emocji. W końcu i u mnie to zadziałało: smutek nie był moją osobistą porażką, lecz naturalną, normalną ludzką reakcją. Moje wczesne straty dały mi pierwszorzędowy wgląd w tę prawdę, nawet jeśli dopiero w dorosłości byłam w stanie ją nazwać. Pisanie książki „Wszystko, czego nauczyłam się o szczęściu dzięki smutkowi” było w części moją próbą, aby wreszcie usiąść z tym smutkiem i żeby go zrozumieć, a nie unikać. Dopiero konfrontując się z nim, zaczęłam czuć się kompletna.

wszystko czego nauczyłam sie o szczesciu

Opisujesz destrukcyjny perfekcjonizm i złudzenie trwałego sukcesu. Jak możemy nauczyć się „obniżać oczekiwania” i przyjąć perspektywę bycia „wystarczająco dobrym”?

Perfekcjonizm był czymś, co przez lata nosiłam jak odznakę honoru — dopóki nie zdałam sobie sprawy, że to raczej kajdanki niż odznaka. A skłonności do niego są powiązane z depresją, lękiem, anoreksją, bulimią, zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi, zespołem stresu pourazowego, przewlekłym zmęczeniem, bezsennością, niestrawnością i przedwczesną śmiercią. Same widzicie — nie ma czym się chwalić ani do czego dążyć. Problem w gonieniu za trwałym sukcesem polega na tym, że meta ciągle się przesuwa. „Wystarczająco dobrze” kiedyś brzmiało dla mnie jak rezygnacja, ale nauczyłam się, że to naprawdę wyzwalające. Oznacza wybór postępu zamiast perfekcji. Gdy pozwalamy sobie być ludźmi w wersji niedoskonałej, znajdujemy więcej miejsca na radość, kreatywność i znaczące więzi.

Jak wstyd uniemożliwia nam mówienie otwarcie o trudnych, osobistych doświadczeniach?

Wstyd rozkwita w ciszy. Mówi nam, że nasze zmagania czynią nas niegodnymi, podczas gdy zwykle prawda jest odwrotna: w momencie, gdy mówimy otwarcie o czymś trudnym, uświadamiamy sobie, że wielu innych dzieli to samo doświadczenie. Wstyd przekonuje nas, że jesteśmy sami, co nie jest prawdą. Część mojej pracy — i mojego własnego leczenia — polegała na nauce zastępowania sekretu rozmową.

Wiele kobiet zostało nauczonych, że okazywanie złości „piękności szkodzi”. Jak możemy przekształcić stłumioną złość w potężne źródło (energii, postępu i zmian)?

To prawda, jesteśmy socjalizowane, by być zgodne i ustępliwe, więc nasza złość zostaje w nas zamknięta. Ale jak mówi psychoterapeutka Julia Samuel, tłumienie złości może prowadzić do depresji. Ukierunkowana we właściwy sposób, złość jest w istocie drogowskazem: wskazuje to, co ma znaczenie. Gdy ją rozpoznajemy, złość staje się informacją i energią. Możemy ją skierować na ustanawianie granic, aktywizm, kreatywność lub po prostu odwagę powiedzenia: „Nie, to nie jest w porządku”.

Twoje mechanizmy ucieczki, od anoreksji po alkohol, były strategiami „od niedoboru po nadmiar”. Czy ich wspólnym emocjonalnym źródłem jest niezdolność konfrontacji ze smutkiem?

Absolutnie. Wszystkie moje „strategie”, choć wyglądały całkiem różnie na powierzchni, były próbami złagodzenia lub przechytrzenia smutku. Ograniczanie, nadmiar, przepracowanie — wszystko to były sposoby unikania uczuć, których jeszcze nie miałam umiejętności zaakceptować. Gdy nie możemy znieść smutku, szukamy skrótów (i szczerze mówiąc, próbowałam ich wszystkich — zawsze z uniwersalnie niezdrowym i niepomocnym skutkiem). Dla mnie praca polegała na nauczeniu się pozostawania w dyskomforcie na tyle długo, by zrozumieć, co mi próbuje przekazać. Dlatego pierwsza część książki dotyczy tego, jak zaopiekować się sobą, gdy jesteśmy smutni — unikając deprywacji i nadmiaru.

Zmaganie się z pracą i rodzicielstwem doprowadziło cię do załamania. Dlaczego „zamierzony odpoczynek” jest niezbędny do przywrócenia harmonii psychicznej?

Musiałam nauczyć się, że odpoczynek się po prostu nie dzieje — trzeba go świadomie wybierać. Żyjemy w kulturze, która wielbi produktywność, więc zatrzymanie się odbiera jako wręcz zawstydzające. Ale zamierzony odpoczynek to jasność: pozwala naszemu układowi nerwowemu zresetować się, a perspektywie powrócić. Gdy uderzyłam w ścianę, nie było to z powodu mojej słabości, tylko dlatego, że jestem zwyczajnie człowiekiem. Odpoczynek stał się moim przyciskiem ponownego uruchomienia.

Po stracie córki, twoja mama dzwoniła do serwisanta naprawiającego zmywarki, tylko żeby porozmawiać z kimś, kto ją znał. Jak możemy zbudować własny system wsparcia, który pomoże nam wyłączyć nasze wewnętrzne „Radio Do Du*y FM”?

Gdy mama opowiedziała mi tę historię, bardzo mnie poruszyła — bo ukazuje, jak samotna może być żałoba i jak bardzo pragniemy być rozumiani. System wsparcia nie musi być przesadnie skomplikowany czy formalny. To ten jeden człowiek, do którego możemy napisać w środku nocy; przyjaciel, który słucha bez pośpiechu; sąsiad, który „rozumie”, bo sam to przeżył. Dla mnie rozwiązaniem było stworzenie systemu koleżeńskiego z moją przyjaciółką Jill. To trochę jak przy nurkowaniu, gdzie uzgodniłyśmy, że będziemy dla siebie nawzajem „osobą”, która będzie po prostu słuchać, gdy trzeba. Gdy budujemy takie więzi, nasze wewnętrzne radio grozy (Shit FM) się wycisza. Antidotum na emocjonalne kręcenie się w kółko jest często po prostu bycie w obecności kogoś, kto nas widzi.

Czy interwencje w styl życia, takie jak spacery, aktywność fizyczna i unikanie cukru oraz tłuszczów trans, powinny być pierwszą linią obrony przed depresją?

Kliniczna depresja jest przewlekłą chorobą psychiczną i zazwyczaj wymaga profesjonalnej pomocy. Ale odmowa zajęcia się standardowym, nieuniknionym smutkiem (i brak wiedzy, jak sobie z nim najlepiej radzić) może prowadzić do objawów depresyjnych. Ponieważ sam smutek jest „normalny”. To tymczasowa emocja, którą wszyscy odczuwamy w chwilach, gdy zostaliśmy zranieni lub coś jest nie tak w naszym życiu. To wiadomość. Może nam powiedzieć, że coś jest nie tak — ale musimy słuchać. Jeśli nie słuchamy, prawdopodobieństwo przekształcenia się w coś innego wzrasta.
Interwencje stylu życia mają potężną moc! Mogą regulować nasz nastrój, redukować stan zapalny i dawać poczucie sprawczości. Badania pokazują, że możemy radzić sobie z niskim nastrojem, a nawet zapobiegać depresji, pozostając aktywnymi i wykonując lekkie ćwiczenia. Już 20-minutowy spacer dziennie został powiązany z 30-procentowym zmniejszeniem ryzyka depresji. Randomizowane badania kontrolne pokazują, że zmiana diety znacząco wycisza objawy depresyjne (zły nastrój, trudności w koncentracji, słabą jakość snu) - zarówno u osób cierpiących, jak i niechorujących na depresję.

Ale interwencje stylu życia mogą okazać się niewystarczającym panaceum. Depresja jest wielowarstwowa i choć ruch, odżywianie i czas na świeżym powietrzu mogą bardzo pomóc, powinny uzupełniać, a nie zastępować, profesjonalne wsparcie, gdy takie jest potrzebne. Jako osoba, która brała leki przeciwdepresyjne i korzystała z terapii w trudnych czasach, wiem, że te metody absolutnie mają wartość. Dzisiaj używam wszystkiego w moim emocjonalnym zestawie narzędzi, aby dalej funkcjonować i czuć się zrównoważoną. Wiem, że jeśli nie zadbam o swoje ciało, poczuję się okropnie. Wiem, że jeśli nie wyśpię się wystarczająco, następny dzień wyda mi się przytłaczający. Dlatego trzecia część książki dotyczy tego, jak zadbać o siebie, gdy jesteś smutny.

Rosjanie cenią smutek, bo „poprawia koncentrację”. Jak zdobycie perspektywy (np. poprzez historię i inne kultury) pomaga nam zaakceptować, że chaos jest częścią życia?

Perspektywa jest jednym z największych darów, jakie możemy sobie ofiarować. Wiele kultur postrzega smutek nie jako wadę, lecz jako element mądrości — coś, co pogłębia myśli i wyostrza obserwację. Gdy widzimy, jak inne społeczeństwa włączają smutek w codzienne życie, łatwiej nam zaakceptować, że chaos nie jest dowodem osobistej porażki; to po prostu życie robiące to, co robi. Zrozumienie tego łagodzi opór i pozwala nam nawigować niepewnością z większą łaską. A choć wiele kultur Azji Wschodniej wydaje się to intuicyjnie rozumieć, badacze z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii mają już wyniki badań potwierdzające, że akceptacja i pozwolenie na tymczasowy smutek pomaga poprawić naszą uwagę na szczegóły, zwiększa wytrwałość i sprzyja hojności.

Mówisz, że „dobry smutek” to ten, który zaakceptowaliśmy, że będzie z nami już zawsze. Jak zatem go zaakceptować?

Aktywna akceptacja to nie rezygnacja, tylko to uczestnictwo. To mówienie: Ten smutek jest tutaj — co teraz mogę z nim zrobić? Zamiast walczyć lub zaprzeczać naszym emocjom, przyznajemy im miejsce, pozostajemy ciekawi i podejmujemy wybory zgodne z naszymi wartościami. Dobry smutek przypomina nam, co jest dla nas ważne. Gdy pracujemy z nim, a nie przeciwko niemu, smutek może pogłębić nasze relacje, wzmocnić odporność i sprawić, że nasze życie będzie bardziej znaczące. Strach przed zmierzeniem się z naszym smutnym „ja” może wydawać się przytłaczający, ale koszt jego nieodpuszczenia jest znacznie większy. Im dłużej zwlekamy z konfrontacją, tym gorszy się stanie. Tłumienie negatywnych myśli nie działa i sprawia, że czujemy się gorzej, Ale doświadczanie tymczasowego smutku, wbrew intuicji, czyni nas szczęśliwszymi! Moim zdaniem możemy stać się szczęśliwsi, ucząc się jak lepiej być smutnymi.

Helen Russell headshot 3 smiling photographer credit Simon Meyer high res
fot.: Simon Meyer
Reklama
Reklama
Reklama