Reklama

W tym artykule:

  1. Dlaczego postanowiłam „zajrzeć” do własnych jelit?
  2. Procedura testu – zaskakuje, że to aż takie proste
  3. Moje wyniki – niecodzienne odkrycia
  4. Co z tego wszystkiego wynika?
  5. Moje wrażenia po miesiącu

Przecież to, co dzieje się w moich jelitach, wpływa na mój nastrój, odporność, a nawet na to, czy rano wstaję pełna energii, czy czuję się jak zombie. Decyzja podejmuje się sama – zamawiam test do domowego badania mikrobiomu. To wydaje mi się jeszcze łatwiejsze niż zrobienie tego w laboratorium diagnostycznym.

Dlaczego postanowiłam „zajrzeć” do własnych jelit?

Jak większość kobiet w pewnym wieku, zaczęłam zwracać większą uwagę na swoje zdrowie. Nie chodziło o żadne dramatyczne objawy – raczej o te małe, codzienne „niuanse”. Czasami uczucie ciężkości po posiłkach, problemy z koncentracją po obiedzie, albo to, że rano potrzebuję trzech kaw, żeby w ogóle funkcjonować. No i słodycze — uwielbiam! – Mikrobiom to jak niewidzialny dyrygent orkiestry naszego organizmu – tłumaczy mi Carina Gurtner, Scientific Content Creator myBioma. I dodaje: Reguluje trawienie, wpływa na nastrój poprzez oś jelito-mózg, a nawet determinuje, jak nasz organizm reaguje na stres. Dodatkowo, jako dziennikarka często podróżuję, jem nieregularnie i... przyznaję szczerze, czasami moja dieta składa się głównie z kawy i kanapek zjedzonych w biegu. Chciałam wiedzieć, jak to wszystko wpływa na mojego mikroskopijnego „współlokatora”.

Procedura testu – zaskakuje, że to aż takie proste

Generalnie takie badanie można zrobić już w większości laboratoriów diagnostycznych, ale ja wybrałam jeszcze łatwiejsze rozwiązanie – test, który można wykonać samodzielnie w domu. Test myBioma to przykład tego, jak nowoczesna medycyna może być zaskakująco nieskomplikowana. Zamówiłam zestaw online za 649 zł – cena, która początkowo wydała mi się wysoka, ale gdy pomyślałam, że za te pieniądze dostaję szczegółową analizę trilionów bakterii żyjących w moich jelitach, perspektywa się zmieniła. Kilka dni później otrzymałam eleganckie pudełko z dokładną instrukcją. Procedura była tak prosta, że mogłaby ją przeprowadzić moja babcia: pobranie próbki do specjalnego pojemnika (tak, to to, co myślisz, nie dopytuj), wypełnienie formularza online z pytaniami o dietę i styl życia, a następnie wysłanie próbki do laboratorium. – To, co kiedyś wymagało skomplikowanych procedur laboratoryjnych dostępnych tylko w centrach badawczych, dziś możemy zrobić w domu – komentuje Carina Gurtner. „Sekwencjonowanie 16S rRNA, technologia używana w tego typu testach, pozwala na precyzyjną identyfikację bakterii jelitowych”.

Najgorsze było czekanie. Przez trzy tygodnie sprawdzałam skrzynkę mailową jak nastolatka czekająca na wiadomość od chłopaka.

Moje wyniki – zaskakujące odkrycia

Gdy w końcu otrzymałam 21-stronicowy raport, pierwszym odczuciem było oszołomienie. To nie był zwykły wynik badania – to była książka o moim wnętrzu.

Dobra wiadomość: jestem zdrowa (w większości)

Moja różnorodność bakteryjna okazała się „bardzo dobra” – 366 gatunków przy średniej 202-322. To znaczy, że w moich jelitach panuje „biodegradowalna demokracja”, gdzie żaden gatunek bakterii nie przejmuje władzy autorytarnej. – Wysoka różnorodność mikrobiomu to jeden z najważniejszych wskaźników zdrowia jelit. Im więcej różnych gatunków bakterii, tym lepiej organizm radzi sobie z różnymi wyzwaniami, od infekcji po stres — wyjaśnia Carina Gurtner. Indeks dysbiozy wyniósł -0,72, co oznacza, że mój mikrobiom jest w równowadze. Nie ma dowodów na dysbiozy – brak równowagi między dobrymi a szkodliwymi bakteriami.

Enterotyp 3: jestem idealną mieszanką

Najbardziej fascynujące było odkrycie mojego enterotypu. Okazało się, że należę do Enterotypu 3 ("Ruminococcus"), związanego z dietą mieszaną, bogatą w węglowodany złożone. Te bakterie specjalizują się w przekształcaniu błonnika w prozdrowotne krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe. – Enterotyp to jak grupa krwi, ale dla mikrobiomu. Kształtuje się w pierwszych latach życia i wpływa na to, które pokarmy najlepiej metabolizujemy – tłumaczy Carina Gurtner.

Czerwone światło: stan zapalny

Tu dotarłam do mniej przyjemnej części raportu. Mój potencjał zapalny okazał się podwyższony (2/4 wskaźników). To może wpływać na błonę śluzową jelit i wskazywać na dysbiozę. Dodatkowo test wykazał wysoką skłonność do nadwrażliwości na gluten. Jak na ironię, uwielbiam precle i makaron – podstawy mojej diety w podróży służbowej.

Niewygodna prawda o wadze

W raporcie czytam: wysoka tendencja do nadwagi. Buuu, mój mikrobiom zawiera bakterie, które bardziej efektywnie ekstrahują energię z pożywienia.

W praktyce oznacza to, że mój organizm jest jak za oszczędny niemiecki samochód – z każdej kalorii wyciśnie maksimum.

Co z tego wszystkiego wynika?

Raport to nie tylko diagnoza, ale również szczegółowy plan działania. Dostałam konkretne zalecenia:

  • Dla enterotypu 3: więcej skrobi opornej (schłodzone ziemniaki, rośliny strączkowe), dywersyfikacja źródeł białka;
  • Dla stanu zapalnego: fermentowane produkty (kimchi, kefir), kurkuma, imbir, ograniczenie cukru i żywności przetworzonej;
  • Test eliminacji glutenu: trzytygodniowa eliminacja, obserwacja objawów, stopniowe wprowadzanie.

Te zalecenia nie są przypadkowe. Bazują one na najnowszych badaniach dotyczących wpływu konkretnych grup bakterii na metabolizm i zdrowie – podkreśla Carina Gurtner. Ekspertka zwraca jednak uwagę na ograniczenia takich testów: „Mikrobiom to dynamiczny ekosystem, który zmienia się w zależności od diety, stresu, czy nawet pory roku. Jeden test to jak zdjęcie – pokazuje stan w danym momencie, ale nie całą historię. Warto więc traktować wyniki jako punkt wyjścia do zmian, nie jako niezmienną diagnozę. Najważniejsze to wprowadzać zmiany stopniowo i obserwować reakcję organizmu”

Moje wrażenia po miesiącu

Minął miesiąc od otrzymania wyników. Częściowo zmieniłam dietę – wprowadziłam więcej fermentowanych produktów, ograniczyłam gluten, dodałam kurkumę do porannej kawy. Czy czuję różnicę? Tak, ale trudno powiedzieć, ile z tego to efekt placebo, a ile rzeczywista zmiana mikrobiomu. Muszę przyznać, że poprawił mi się sen.

Jedno jest pewne – test mikrobiomu sprawił, że zaczęłam inaczej myśleć o swoim ciele. Nie jako o maszynie, którą trzeba nakarmić, ale jako o ekosystemie, o który trzeba dbać.

To, że w moich jelitach żyją tryliony bakterii, które wpływają na moje samopoczucie, przestało być abstrakcyjną wiedzą z podręczników, a stało się bardzo osobistą rzeczywistością. Czy polecam taki test? Jeśli jesteście ciekawi siebie i gotowi na zmiany – jak najbardziej. Ale warto wiedzieć, że to raczej początek podróży, nie jej koniec.

Reklama
Reklama
Reklama