Fani „Substancji” pokochają ten nowy film o obsesyjnej miłości. „Nie wiedziałem, gdzie kończę się ja, a gdzie zaczyna się ona”
Michael Shanks nakręcił film o współzależności w związku, do którego zainspirowała go własna relacja. Żeby było jeszcze ciekawiej – głównych bohaterów zagrała prawdziwa para, czyli Dave Franco i Alison Brie. „Together” to jeden z najlepszych horrorów tego roku. Byłam w szoku, że jest aż tak hardcorowy!

Body horror „Together” – fabuła
Od 22 sierpnia w polskich kinach możemy zobaczyć horror „Together”, który garściami czepie z mitu o bratnich duszach. Według niego każdy z nas jest połówką poszukującą swojej zaginionej całości. Film Michaela Shanksa zadaje pytania o współzależność w związku. W którym momencie relacja staje się niezdrowa? Na jakim etapie zaczynamy tracić własną tożsamość? Choć australijski reżyser mógł nakręcić poważny dramat, zdecydował się postawić na o wiele bardziej szaloną formę. I był to strzał w dziesiątkę, który przyczynił się do kontynuacji świetnej passy body horroru. Najpierw głośna „Substancja” z Demi Moore i Margaret Qualley, później „Brzydka siostra”, czyli pomysłowa interpretacja baśni braci Grimm o Kopciuszku, a teraz „Together”! O czym opowiada? Alison Brie i Dave Franco wcielają się w Millie i Tima – parę z bardzo długim stażem. Ona jest nauczycielką lubiącą mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. On jest niespełnionym muzykiem. Kiedy Millie dostaje propozycję pracy w szkole, przeprowadzają się do pięknego domu w idyllicznej małej miejscowości. Przeprowadzka jest trudna dla Tima, ale to przecież normalne. Oboje są przekonani, że niedługo wszystko się unormuje. Podczas zwiedzania okolicy trafiają do okolicznej jaskini, co zapoczątkowuje serię dziwacznych incydentów. Ich ciała zaczynają się ze sobą zrastać...
Michael Shanks o filmie „Together”
Przed premierą „Together” mieliśmy okazję wziąć udział w wirtualnym spotkaniu reżysera z międzynarodową prasą. Opowiedział nam o inspiracji do filmu, współpracy z Davem oraz Alison, a także swojej miłości do horroru.
Inspiracją do filmu był twój własny związek, w którym jesteś od 16 lat. Jak patrzysz na niego z perspektywy czasu? Pozytywnie czy negatywnie?
Michael Shanks: Kiedy pisałem scenariusz, byliśmy razem od niemal 10 lat. Ja i moja partnerka mieliśmy razem zamieszkać i zaczęły dręczyć mnie różnego rodzaju lęki. Myślałem o tym, że spędziłem z nią całe moje dorosłe życie. Mieliśmy tych samych przyjaciół, jedliśmy te same rzeczy, oddychaliśmy tym samym powietrzem. Nie wiedziałem, gdzie kończę się ja, a gdzie zaczyna się ona. Zastanawiałem się, czy dalej jestem oryginalną, niezależną jednostką, czy jestem już tylko połową większej, wspanialszej całości. Ten strach i niepokój wydał mi się niezwykle interesujący. Wykorzystałem ten pomysł i rozciągnąłem go do granic możliwość. W ten sposób mogłem eksplorować takie motywy jak miłość i oddanie, ale jednocześnie mogłem wypełnić film scenami, które, mam nadzieję, zaskoczą i zachwycą widzów.
Czy opowiedzenie tej historii było dla ciebie wyzwalające?
Tak, ale było też sporo przewracania oczami. Kiedy kwestionowałem moją relację, martwiłem się, o to, co ludzie mówią za moimi plecami. Na tej podstawie napisałem postać Tima. To gorsza i – miejmy nadzieję – bardziej żałosna wersja mnie. Choć nie, pewnie to nieprawda. Pewnie jestem najbardziej żałosną wersją siebie (śmiech). Było zabawnie. Na przykład biuro Tima wygląda tak jak moje biuro. W jednej ze scen Tim ćwiczy na gitarze — gra riff, który napisałem z moim starym zespołem. Tim jest niedoszłym muzykiem, a ja myślę o sobie właśnie w taki sposób. Sporo tego. Jest też mniej zabawna cześć. Mojego ojca spotkało to samo, co ojca Tima. Kręcenie tych scen było dziwnym doświadczeniem. Tak samo oglądanie filmu z moją matką, którą również straumatyzowała jego śmierć. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek tak się odsłonię. Nie sądziłem też, że nakręcę coś tak ironicznego i zabawnego. Im bardziej osobisty był scenariusz, tym więcej życia nabierała historia. Dlatego uważam, że był to dobry wybór.
Czy to pomogło, że Dave i Alison są parą w prawdziwym życiu?
Totalnie. To było kluczowe podczas robienia tego filmu. Przede wszystkim nadało mu emocjonalnej głębi. Było także fajną ciekawostką, ponieważ ludzie znają Dave’a oraz Alison, wiedzą, że są parą. Dave i Alison są razem od ponad 10 lat. Mają chemię, historię i jest to coś, co od razu czuć. Okazało się to również bardzo przydatne w kwestiach technicznych. Nie mieliśmy czasu robić zbyt wielu powtórzeń, więc dobrze się złożyło, że mieliśmy aktorów, którzy czują się ze sobą komfortowo. Wracali do domu, powtarzali kwestie. Zawsze byli świetnie przygotowani. Byli podekscytowani tym, że mogą odgrywać emocjonalne sceny w ekstremalnych okolicznościach, w których się znaleźli. Chodziło nie tylko o intymność emocjonalną, ale również fizyczną. Musieli zagrać bardzo niekomfortowe sceny seksu, godzinami chodzić nago po planie. Przez cały dzień byli połączeni protezą, bo nie mieliśmy budżetu, aby zrobić kolejną protezę, więc musieli chodzić razem do toalety. Nie poprosiłbym o to aktorów, którzy nie są parą. Zresztą Dave i Alison byli nie tylko aktorami, ale również producentami i zgadzali się na każdy szalony pomysł. Mówili: „Pewnie, zrobimy to, nie martw się”. Bardzo łatwo nam się z nimi pracowało. Ich występy były jeszcze lepsze, dzięki temu, że zagrali w tym filmie razem.
Nakręciliście ten w film ok. 20 dni. Jakie były największe wyzwania?
Chciałem, aby wydawało się, że mamy o wiele większy rozmach niż w rzeczywiście. Oczywiście, bohaterowie odbywają emocjonalną podróż, ale chciałem również mieć szalone sekwencje, które zaskoczoną nawet zagorzałych fanów horroru. Nawet tych, którym wydaje się, że widzieli już wszystko. Dave i Alison musieli być w pełnej gotowości, nie było czasu na błędy. Musieli być gotowi, aby krzyczeć, płakać, odgrywać sceny seksu. Przyczepialiśmy do nich kable, wlekliśmy ich po drodze, zmuszaliśmy ich do tego, aby uderzali ciałem w szklane drzwi. To był nieustanny proces, trudny, ale wspaniały. Każdego dnia robiliśmy coś innego, ekscytującego. Na przykład kręciliśmy rutynową scenę przy obiedzie, aż tu nagle ktoś zaczynał dusić się własnymi włosami, ktoś inny musiał je wyciągnąć. Ludzie przychodzili do mnie i pytali: „Co my robimy? To szaleństwo!”.
Czy „Together” to hołd dla body horroru?
Jestem wielkim fanem gatunku. Ostatnio ponownie obejrzałem film „Star Treck: Pierwszy kontakt”, który widziałem wielokrotnie za dzieciaka, i pomyślałem sobie: „Oh, przecież to jest body horror!”. Igła wbijana w oko, zombie erotycznie zdzierające skórę… To zaskakująco pokręcony film. Aż trudno uwierzyć, że jest mainstreamowy. Oczywiście ogromny wpływ miały na mnie takie filmy jak „Coś” Johna Carpentera, dzieła Cronenberga czy zabawne, kiczowate filmy Stuarta Gordona i Briana Yuzna z lat osiemdziesiątych. Scena z psami jest hołdem dla horroru „Coś”. Kiedyś body horrory były bardzo mokre i błyszczące, wypełnione różnorakimi substancjami. Ja chciałem zrobić coś przeciwnego. Chciałem, aby ten film był boleśnie suchy i taką wskazówkę dałem zespołowi, który zajmował się efektami.
Dlaczego ludzie często nie traktują horroru poważnie?
Może dlatego, że jest to naprawdę szeroki gatunek. Weźmy np. filmy „Mucha” oraz „Towarzystwo”. Oba mierzą się z bardzo emocjonalnymi motywami, ale jeden wykorzystuje do tego humor. Kocham horror, ponieważ pozwala w oryginalny sposób eksplorować prawdziwe emocje i historie. Akcja „Together” toczy się w świecie rzeczywistym i opowiada o zwyczajnej parze, która ma zwyczajne problemy. Pewnego razu napotykają nadnaturalną siłę, odzwierciedlającą problemy, z którymi się zmagają. Równie dobrze to mógłby być dramat miłosny, ale zamiast tego testujemy granice i sypiemy sól na ich rany. Poruszeni i zestresowani bohaterowie próbują dojść do tego, co jest nie tak z ich związkiem. Zdecydowałem się na taką formę, ponieważ mogę połączyć eksplorowanie interesujących mnie motywów z dynamicznymi scenami akcji, które sprawią, że widzowie będą się wiercić albo nawet krzyczeć. Mam nadzieję, że ten film da ludziom myślenia. Jednocześnie chcę, aby czuli, że dostali to, na co zasługują – dobrą, jakościową rozrywkę.
„Together” miało świetną, pomysłową i oryginalną kampanię promocyjną. Jak to wyglądało z twojej strony?
Kiedy próbowaliśmy sprzedać film, miałem nadzieję, że kupi go ekipa odpowiedzialna za „Kod zła”. I tak też się stało. Nie potrzebują pomocy, bo są najlepsi, ale byli bardzo otwarci na nasze pomysły. Chcieli być pewni, że to wszystko nam odpowiada. Zrobiłem fałszywy teaser do filmu. Dałem im go i zapytałem, czy nie chcą tego wykorzystać. Odtworzyli go po swojemu i wypuścili jako teaser, co pokazuje, jak bardzo otwarci i pomysłowi są. Cudownie nam się razem pracowało.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby Instagram i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.


